Ostatni wiejscy muzykanci



Zwykle w jakimś niedoczasie i tym razem umknęła mi książka-monument - "Ostatni wiejscy muzykanci" Andrzeja Bieńkowskiego, która jest pozycją niedostępną. Ukazła sie dobrych kilka lat temu w wydwnictwie Prószyński i S-ka i nie było do tej pory wznowienia. Nie znam przyczyn takiego stanu rzeczy, ale boleję nad brakiem tej pozycji. Została wydana wraz z płytą CD, na której autor zebrał "obrazy-nagrania" świata, który pomału przestaje istnieć, świata wiejskich muzykantów. Proszę zauważyć, że jest to tylko mały fragment Polski. Wyścig współczesnych szczurów powoduje, że ich Tradycja zanika i nikt nie chce jej kontynuować, chcociaż należy miec tę nadzieję i pielegnować ją z troskliwością do czego przyczynia się również praca autora i chwała mu za to. Pozostała muzyka (patrz: komentarze). Najnowsza książka Andrzeja Bieńkowskiego "Sprzedana muzyka" ukazała się całkiem niedawno nakładem Wydawnictwa Czarne. Tej nie przegapiłem.

"Od ponad 20 lat Bieńkowski dokumentuje muzykę wiejską z terenu Mazowsza ("wiejską", podkreśla, a nie "ludową"), graną w jej naturalnym środowisku przez chłopskich muzykantów. Nagrał (z pomocą żony Małgorzaty) całe kilometry taśm magnetofonowych i wideo - w sumie ponad 900 godzin. Zrobił także tysiące zdjęć. Ma w ewidencji ponad 700 muzykantów, a 80 procent nagrań to jedyna istniejąca rejestracja ich gry. Bez jego pasji i ogromnego zaangażowania: czasu, środków i detektywistycznej wręcz dociekliwości, muzyka ta zniknęłaby bez śladu. Bo świat utrwalony przez Andrzeja już prawie całkiem odszedł w przeszłość. Ostatnie pokolenie wiejskich skrzypków, a oni są dla muzyki wsi najważniejsi, przyszło na świat w latach trzydziestych. Młodszych już nie ma. Harmonia, która pojawiła się na wsi, wyparła stopniowo skrzypce.

Harmonię i stary wiejski repertuar wypiera od lat osiemdziesiątych wszechobecna muzyka dyskotekowa. "Ostatnim wiejskim muzykantom" - ludziom, muzyce i obyczajom - poświęcił Bieńkowski wydaną właśnie książkę-album wraz z kompaktową płytą wybranych nagrań.

Jak zaczęła się ta wielka przygoda? W latach siedemdziesiątych Andrzej, absolwent ASP w Warszawie, wyjeżdżał na wakacje do Mogielnicy, rodzinnego miasteczka matki, i robił wycieczki po okolicy. Upodobał sobie zwłaszcza Ulaski Grzmiąckie pod Wyśmierzycami, blisko Pilicy, wynajmował tam chałupę na pracownię. Malował wówczas surrealistyczne i groteskowe zwierzo-człeko-upiory na tle mazowieckiego pejzażu - płaskich pól i łąk, ze strugą Pilicy i topolami. Pewnego dnia napotkał na miedzy swoje przeznaczenie. Miało gumiaki, kaszkiet i krowę na łańcuchu. Powiedziało: "Tutaj, panie, w okolicy pięknie kiedyś muzykanty grali, ale najpiękniej Józef Kędzierski z Rdzuchowa, skrzypek, tylko on już nie gra, odkąd go odumarła żona".


Kapela Kędzierskiego

Andrzej słuchał wtedy Lutosławskiego, Strawińskiego i ostrego ro-cka, a muzyka ludowa kojarzyła mu się, jak nam wszystkim, z oswojonymi aranżacjami kapeli Dzierżanowskiego. Coś go jednak zaintrygowało i postanowił Kędzierskiego odszukać. "Chyba każdy może wskazać na osobę, która wpłynęła na jego życie, zmieniła jego bieg i intensywność. Dla mnie taką osobą był Józef Kędzierski. Było dla mnie zdumiewające, że tak może brzmieć muzyka wsi" - napisał w swojej książce. Okazało się, że wiejski skrzypek gra niczym Jimi Hendrix - dziką, ekstatyczną, porywającą muzykę. Andrzej był kiedyś świadkiem, jak "kapela sobie wypiła i wpadła w trans", a Kędzierski "kładł się na plecach, klękał, grał na skrzypcach ustawionych pionowo", właśnie jak Hendrix. W młodości pono nieraz się tak zdarzało. Kędzierski grywał kilkugodzinne improwizacje, tzw. ogrywanie obera (co jest dla skrzypka największą sztuką). Inni muzykanci, zazwyczaj nieskorzy do pochwał, mówili o jego muzyce, że "jest pełna duchowego wywyższenia" i "idzie do samego nieba".

Nawet przygodny słuchacz poczuje, przy oberkach Kędzierskiego, dreszcz na plecach. Dreszcz, który każe myśleć o jakichś obudzonych siłach tajemnych. Wedle powszechnego na wsi przekonania dobry muzykant musiał umieć choć trochę czarować. O słynnym niegdyś harmoniście Leopoldzie Talarowskim (1904-1983) opowiadano Andrzejowi, że zaklął kiedyś konie - stanęły w miejscu i nie chciały wieźć gości na wesele, na które go nie poproszono. (Tenże sam Talarowski, oślepły i osamotniony na starość guślarz-harmonista, zagrał Andrzejowi oberka, którego temat zainspirował Mazurek D-dur Chopina.). Skrzypek Jaźwiec zaklął z kolei awanturującego się weselnika, zmuszając go do nieustannego tańca, a skrzypek Walosek potrafił zaczarować instrumenty tak, że same grały. Pod duszę skrzypiec dobrze było podłożyć skrzydło nietoperza, bo dostawały wtedy "pięknego wdzięku". Najdziwniejsza (z zapisanych przez Andrzeja) jest opowieść skrzypka z Opoczyńskiego Władysława Boćka o jego ojcu, też skrzypku, którego w lesie opadły wilki, a "wilczyca nasikała na niego i zawyła mazurka". Grał potem tego "wilczego mazurka" po weselach.

Pokrewieństwo muzyki i czarów wiąże się z pojęciem "grzeszności" muzyki, a więc i muzykantów. Towarzyszące od zawsze obrzędowi wesela, a przede wszystkim oczepin, muzyka, śpiewy i tańce zakorzenione są mocno w pogaństwie. Toteż ksiądz dawał ślub, ale na weselu zazwyczaj nie bywał. Muzykantom zaś nie wypadało wchodzić do kościoła wraz z weselnikami, a jeżeli już, to bez instrumentów. Nie wypadało grać w adwencie, w poście, w żałobie.

Podziwiani muzykanci mieli poczucie swojej wyjątkowości, ale jednocześnie uważali, że dopiero "szkoły" i czytanie nut mogą z nich zrobić artystów. "Nutowcy" cieszyli się poważaniem, bo potrafili zagrać modne przeboje z nut drukowanych w chłopskich czasopismach. Muzykanci, z którymi Bieńkowski się zetknął, dzielili swoją muzykę na wolną - walce, fokstroty, rumby, oraz znane przeboje, i szybką - mazurki, oberki i polki. Dopiero etnomuzykolodzy i działacze kulturalni organizujący "folklory" (jak wieś określa festiwale muzyki ludowej) zaczęli im uświadamiać, że jedno to folklor, a drugie nie. Zaczęto też muzykantów uczyć - co grać i jak, a śpiewaczki - jak "ładnie" śpiewać. Dochodziło do absurdów. "Nie, proszę tego nie śpiewać, to z innego regionu" - pouczał "magister z miasta Łodzi" wokalistkę ze słynnej kapeli Metów, choć śpiewała piosenkę "jeszcze od ojców". Śpiewaczka przegnała magistra, za co przestano ich zapraszać na "folklory".


Kapela braci Metów

Na wsi muzykę dzielono na granie (dla siebie lub kilku par), muzykę (odpowiednik dzisiejszej zabawy) i wesela. Najlepsi i najdrożsi skrzypkowie grali na weselach i odpus-tach, trochę słabsi na poprawinach, chrzcinach i "muzykach", najniżsi w hierarchii grali dla siebie. Hierarchia ta była mocno ugruntowana i przestrzegana. Kiedy w latach siedemdziesiątych zaczęły się "folklory", stały się szansą dla skrzypków z trzeciej grupy. Nie musieli dostosowywać repertuaru i sposobu gry do nowomodnych gustów, bo na wesela ich nie zapraszano. Teraz właściwy im przaśny styl odpowiadał modzie na folklor.

Na "folklorach" prezentuje się "na zewnątrz" - ludziom z miasta - świadomie kultywowane tradycje tzw. muzyki ludowej. Natomiast "muzyka wiejska" kieruje się "do wewnątrz" tej społeczności, współtworząc obyczaje i ceremoniały jej zbiorowego życia. Na własny użytek Bieńkowski przyjął, że dokumentuje "muzykę wiejską", a nie "ludową", nie troszcząc się o "czystość folkloru", w rozumieniu większości etnomuzykologów. Stąd też jego z nimi spory. (Akademicka etnomuzykologia wyklucza z badań tańce inne niż ludowe i instrumenty dęte, jak saksofon oraz akordeon, taki jest np. regulamin znanego festiwalu w Kazimierzu).


Kapela Michalskiego

Niemniej z czasem Bieńkowski stał się autorytetem w dziedzinie genealogii i mikroregionów muzycznych Mazowsza oraz indywidualnych stylów rozmaitych szkół gry (odtworzył m.in. drzewo genealogicz-ne słynnego rodu Kędzierskich, skrzypków z Rdzuchowa). W pracy muzykologa dokumentalisty Bieńkowski ma do czynienia nie tylko z kipiącym żywiołem muzyki, ale i z żywiołem ludzkim. I tu ujawnia się jego specyficzny stosunek do muzykantów. Nie jest to stosunek naukowca do materiału badawczego, ale artysty do szczerze podziwianych kolegów artystów innej branży.

Nikt, kto sam tego nie próbował, nie wyobraża sobie trudności wiążących się nieomal z każdym nagraniem. Najpierw trzeba muzykanta odnaleźć na podstawie mglistych i sprzecznych wskazówek. "Byli kiedyś skrzypki, ale już pomarli" - to stały refren przygodnych informatorów. Potem trzeba odszukać dlań akompaniatorów - basistę i bębnistę, a dla nich z kolei odpowiednie "statki", czyli instrumenty. (Andrzej ma w tej chwili odrestaurowane z pietyzmem: harmonie trzyrzędowe, w tym dwie rzadkie pedałowe, sześć par basów, bębny i pałeczki do nich, troje skrzypiec).


Kapela Rdzuchów

Zdarzało się, że Andrzej musiał godzić zwaśnionych członków kapel, jak skrzypka Jana Michalskiego i harmonistę Wacława Reka, którzy dopiero na jego prośby zagrali razem po raz pierwszy od lat pięćdziesiątych. Czasami odnalezionych muzykantów namawiał na nagrania przez wiele lat. Rekord należy do Jana Ciarkowskiego, skrzypka (ur. 1919), który zgodził się na nagrania po 19 latach - wypadły wspaniale! Bracia Trzaśniewscy - skrzypek i bębnista, po 13 latach namawiań przyjechali wreszcie do Ulasek, zagrali przepięknie, po czym wespół z Andrzejem tak to uczcili, że tylko rozwadze konia zawdzięczali szczęśliwy powrót do domu.

Kiedyś znowu świetny skrzypek Józef Lament (1911-1992) z Siekluk już się umówił na nagranie, ale w ostatniej chwili, na widok nadchodzącego z kamerą Andrzeja, umknął w pole i schował się w bruździe jak zając. Dopiero po długich pertraktacjach zgodził się zagrać. Taka zabawa w chowanego zdarzała się nieraz, ale nie były to artystyczne fanaberie, ale autentyczne lęki, czy po latach uda się odnaleźć sprawność ręki, rytm i melodie od tak dawna nie grane.

Za swoje największe osiągnięcie uważa Andrzej to, że udało mu się nakłonić z powrotem do grania wielu muzykantów, którzy od lat siedemdziesiątych niezapraszani już na wesela, jako zbyt staromodni, porzucili uprawianie muzyki.


Polka z Suwalszczyzny

W roku 1993 jego muzyczna przygoda wkroczyła w nowy etap. Zaproszony został na seminarium teatralne w Węgajtach, z prelekcją i pokazem wideo. Poznał tam grono zapaleńców z alternatywnych środowisk studenckich i punkowych, zafascynowanych muzyką wsi. Z głębokiej wewnętrznej potrzeby usiłują zasypać przepaść pomiędzy miastem a wsią i tam szukają swojego miejsca w kulturze, ucząc się u autentycznych muzykantów, w zamian za pomoc w gospodarce, tak jak to niegdyś bywało.

Ku własnemu zaskoczeniu, Andrzej stał się dla nich kimś w rodzaju opiekuna i przewodnika. Dał im swoje kontakty z muzykami i nagrania. Podpowiedział, jak poruszać się w osobnej przestrzeni "wiejskiej muzyki". Bo ich interesuje właśnie żywa, nieskanonizowana muzyka. "Folklory" uważają za komercję i "danie ciała". Ci młodzi ludzie, często jeszcze licealiści, są szansą na przetrwanie muzycznych korzeni wsi, z jej obyczajowością i tradycjami.

Świat wiejskich muzykantów zagarnął też pomału malarstwo Bieńkowskiego. Porzucił swoje fantastyczne stwory dla chłopskich kapel, portretów muzykantów, wiejskich jarmarków, pejzaży opłotków i bitych dróg z furmankami. Sztuka współczesna przyzwyczaiła nas do postmodernistycznej ironii, gry konwencjami, brania wszystkiego w cudzysłów. "Prostolinijność" malarstwa Bieńkowskiego wydaje się na tym tle nieomal prowokacją. Jest ono, podobnie jak i tworzona przez niego dokumentacja, próbą ocalenia śladów ginącej na naszych oczach kultury. Znajduje w nim odbicie jego emocjonalny stosunek do "ostatnich muzykantów", zapis konkretnej chwili, dramat indywidualnego losu artysty - starego mistrza gry na archaicznej harmonii Talarowskiego czy szalonego "Józia Muzykanta" Kędzierskiego." (Kinga Kawalerowicz)

link in comments

5 komentarzy:

  1. Anonimowy19/1/08

    czy mogłabym prosić o wrzut na rapidshare? ogromnie zależy mi na tej płycie (na książce zresztą również). A tak poza tym...Twój blog jest rewelacyjny, to kopalnia dobrej muzyki. Pozdrawiam i dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  2. http://sharebee.com/5aed62cf

    pass: savagesaints

    Niestety nie posiadam opisów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Stokrotne dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczna muzyka! A opisy sa tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  5. wooow.
    pozdrawiam.
    tradycyjna muzyka, uwielbiam, dzięki:)
    a znasz może prawdziwą afrykańską, znasz wykonawców?
    poszukuję czegoś tradycyjnego, prawdziwego, z duszą..:)

    OdpowiedzUsuń

    Serpent.pl