Sun Ra - wizjoner z Saturna



"Zwykł nazywać siebie "Le Sony'r Ra", urodził się ponoć kilka tysięcy lat temu na planecie Saturn, a w roku 1055 przybył na Ziemię z misją szerzenia heliocentrycznej wizji świata. Wizję prezentował w formie muzyki, która swój ostateczny wymiar osiągnęła w XX wieku jako mutacje jego Arkestry (Astro-Infinity, Astro Intergalactic, Blue Universe, Cosmo Jet, Solar, Galactic i Year 2000 Myth Science).

Dla nas znany jest jako Sun Ra, jeden z najbardziej ekscentrycznych muzyków free jazzu. Mało który muzyk jazzowy wywoływał tyle kontrowersyjnych opinii co Sun Ra. Dla jednych był geniuszem, dla innych błaznem i pozerem. Jego sceniczny image uznawano za kwintesencję kiczu i bezguścia, a wyznawaną kosmologię i mitomańskie poglądy za przejaw problemów psychicznych. Z drugiej strony, Sun Ra jak na muzyka jazzowego, prowadził niezwykle zdrowy tryb życia. Nie uznawał używek i narkotyków, a od członków swojej orkiestry wymagał bezwzględnej abstynencji w tym względzie. Żądał też od muzyków perfekcji wykonawczej, ale sam zupełnie nie dbał o spuściznę wydawniczą i jakość edytorską swoich dzieł, co dziś doprowadza do rozpaczy miłośników jego twórczości, gdyż tak trudno połapać się w chronologii muzycznych pozycji i zdobyć dobrej jakości nagrania jego zespołów (...)



Sun Ra nie ułatwiał życia biografom. Mitomańskie zapędy skłaniały go do fantazjowania na temat swojego życia. Przez pewien czas jego lata dziecięce i młodzieńcze owiane były tajemnicą. Dziś wiemy, że urodził się 22 maja 1914 roku w Birmingham w stanie Alabama, jako Herman Poole Blount. O ojcu prawie nic nie wiemy, matka pracowała w restauracji. Miał starszego rodzonego brata, starszą siostrę i starszego brata przyrodniego. Od dziecięcych lat wołano na niego "Sonny" i ten słoneczny przydomek miał duże znaczenie w jego przyszłych kosmologicznych poglądach. Birmingham w tamtych latach, jak każde miasto na południu USA, ściśle przestrzegało zasad segregacji rasowej. Rodzina Blountów mieszkała więc w obskurnej, murzyńskiej dzielnicy, niedaleko stacji kolejowej. Młody Herman z okna widział ogromne metalowe wrota przed stacją z napisem "Birmingham - The Magic City". Zdjęcie tych wrót znalazło się potem na wkładce do płyty pod takim tytułem. Sun Ra po latach wspominał, że mimo tych warunków życia, Birmingham jawi mu się jako miasto wspaniałe, magiczne. Poświęcił jemu, prócz wspomnianej powyżej płyty, uznawanej za arcydzieło, jeszcze wiele utworów muzycznych. Jego bujna wyobraźnia pozwoliła mu na wyidealizowanie miejsca urodzenia.


Space is the place 1974

Chociaż rodzice nie byli muzykami, w domu było pianino i zachęcano Hermana do ćwiczeń muzyki klasycznej. Już wtedy wykazywał on jednak sporą indywidualność i wolał eksperymentować dźwiękami i słuchać jazzu. Kiedy poznał innego młodego człowieka eksperymentującego z pianinem, Avery'ego Parrisha, stworzyli szkolny duet i współzawodniczyli w tworzeniu kompozycji. Szkoła średnia, Industrial High School, miała w założeniu stworzenie wykształconej kadry robotniczej dla przemysłu w Birmingham, ale Herman Blount po uzyskaniu dyplomu w roku 1932 nie zamierzał pracować w fabryce, tylko poszukiwał pracy muzyka. Próbował jako pianista w miejscowym Society Troubadours. Brat Avery'ego Parrisha załatwił mu pracę w Sax-o-Society Orchestra prowadzonej przez Fessa Whatley'a. Była to poważna grupa, grająca dla zamożniejszej publiczności, więc Herman uniknął gry w nocnych knajpach i klubach, co było często udziałem innych młodych, czarnoskórych muzyków.

W roku 1933 Herman Blount dokonał pierwszej w życiu re-aranżacji orkiestrowej tematu "Yeah Man" Fletchera Hendersona, którego był admiratorem. W przyszłości Sun Ra będzie wielokrotnie twierdził, że orkiestra Hendersona była dla niego wzorem pracy zespołowej, zarówno w zakresie aranżacji jak i wykonawstwa. Jednocześnie studiował pilnie nagrania innych twórców, takich jak Coleman Hawkins, którego kompozycje uważał za wzór rozwiązań harmonicznych. Wylądował w Chicago, gdzie przez krótki czas pracował w zespole Ethel Harper, nauczycielki biologii i wokalistki jazzowej. Powołał też pierwszy zespół The Sonny Blount Band. Zamierzając pogłębić wiedzę muzyczną rozpoczął studia w Alabama A&M University w Huntsville, ale po roku zrezygnował. Później wspominał, że był to czas stracony, gdyż uczono tam wszystkiego po trochu, ale niczego dostatecznie dobrze (...)

Następne lata życia owiane są mgłą tajemniczości. Sun Ra wspomina o proroczych snach i kosmicznych podróżach, ale mając na uwadze jego bujną wyobraźnię trudno w nie wierzyć. Na pewno przez 10 lat prowadził The Sonny Blount Orchestra, grającą głównie utwory swingowe. W odróżnieniu od popularnej orkiestry Fessa Whatley'a, grającej dla białej publiczności, zespół Sonny Blounta grał niemal wyłącznie dla czarnych, a paradoksem jest to, że jedyny koncert dla białych dał w Cullman w Alabamie, stolicy Ku Klux Klanu. Prasa z tamtego okresu uznaje zespół Blounta za czołową orkiestrę swingową w Alabamie. W tym czasie grał głównie kawałki mistrzów swingu, przede wszystkim Fletchera Hendersona, Duke'a Ellingtona i Jimmy'ego Lunceforda. Dał się jednak już poznać jako zdolny aranżer, ponieważ większość utworów re-aranżował według swojego pomysłu.



W roku 1942 Herman Blount otrzymał powołanie do służby wojskowej. Odmówił, zasłaniając się przekonaniami religijnymi, i zgodnie z prawem amerykańskim został skazany na więzienie, w którym spędził 5 miesięcy. W trakcie odsiadki uznano go jednak za niezdolnego do służby wojskowej z uwagi na skłonność do nawracających przepuklin (...) Ale Herman Blount miał inne marzenie. Właśnie dokonuje się rewolucja bebopowa i on pragnie własnego zespołu. Zaczyna od Space Trio z Patem Patrickiem na saksofonach altowym i barytonowym i Tommym Hunterem lub Robertem Barrym na perkusji. Zwłaszcza ten ostatni był już obeznany z bebopem.


(...) Właściwie nie wiadomo do końca co spowodowało, że Hermant Blount stał się Sun Ra. Sam muzyk podawał tak sprzeczne informacje na ten temat, że trudno zrozumieć jego intencje. Sugerowanie jednak choroby psychicznej, jak to pisali złośliwi krytycy, było krzywdzące. W tamtym czasie ekscentryzm estradowy wśród czarnoskórych muzyków nie był wyjątkowy, żeby wspomnieć makabryczne pomysły Screamin' Jay Hawkinsa. Jednak muzycy jazzowi walczyli o wejście jazzu na salony. Modern Jazz Quartet promował jazz jako nową muzykę klasyczną i grał w filharmoniach. Sun Ra jawił się jako stereotypowy Murzyn błazen, ubierający się w kiczowate, błyszczące ubranka i podskakujący na scenie w rytm tam-tamów. Mało kto próbował zrozumieć, pokrętną co prawda, ale spójną koncepcję filozoficzną lidera.

Najpierw Herman Blount wystąpił o zmianę nazwiska na Le Sony'r Ra i takie nosił w paszporcie. Publiczność i krytycy szybko uprościli je na Sun Ra. Było to odwołanie się do dziecięcego przezwiska "Sonny", bowiem Ra był w kosmologii egipskiej bogiem słońca. Aby wzmocnić heliocentryczność swojej koncepcji, przemianował nazwę zespołu na Arkestra (proszę zwrócić uwagę, że początek i koniec nazwy odwołuje się do "Ra"). Uznał się za anioła, pochodzącego z planety Saturn, żyjącego od wielu tysięcy lat. Był wysłannikiem Stwórcy, kosmicznym posłańcem z misją na planetę Ziemia. Twierdził, że jest to ponowna próba kontaktu z ziemianami, po nieudanej próbie w starożytnym Egipcie. Dlatego przejął od Egipcjan elementy kosmologii z ich heliocentryczną koncepcją świata. Błyszczące, powłóczyste stroje, w jakie ubrał muzyków Arkestry, były według niego odwołaniem się do strojów kapłanów starożytnego Egiptu, którzy też pośredniczyli w kontaktach ziemian z kosmosem. W czasie występów muzycy nosili również wymyślne nakrycia głowy, nawiązujące do postaci znanych z egipskich fresków. Mimo krytyki i podśmiewania się z tego pomysłu, Sun Ra wytrwał w tym ekscentrycznym image'u aż do śmierci, a swoim mistycznym poglądom poświęcił wiele rozpraw filozoficznych (...)

(...) Najbardziej znana mutacja Arkestry, łącząca tradycję z nowoczesnością odwoływała się korzeni swingowych, ale wzbogacona była elementami muzyki afrykańskiej, z silnie rozbudowaną sekcją rytmiczną. Na tej bazie Sun Ra i soliści tworzyli misterne improwizacje free jazzowe, które mimo swojej nowoczesnej formy, na tle pulsującej bazy rytmicznej, nie były tak trudne w odbiorze i odpychające jak w utworach z lat 60. Arkestra odstawiała na scenie muzyczne show, porażające dynamiką i radością grania. I chociaż krytycy słusznie zwracają uwagę, że sporo jest w tym czasie scenicznej błazenady i puszczania oka do publiczności, to jednak Sun Ra udało się dotrzeć z całkiem ambitną muzyką do szerokiej rzeszy słuchaczy. Arkestra oddziaływała nie tylko na muzyków jazzowych (czy ruch AACM mógł powstać bez jej wpływu?), ale i stała się wzorem dla innych nurtów muzycznych np. glam rocka, disco czy funky (trudno nie dojrzeć wpływu np. na Funkodelic George'a Clintona). W tym czasie stworzyła ona naprawdę sporo dobrej muzyki. Takie płyty jak: "Space Is the Place", "Media Dreams", "Disco 3000", "Strange Celestial Road" i "Sunrize In Different Dimensions" to naprawdę dzieła wybitne.

Sun Ra dla oddechu realizował też projekty muzyczne w małych składach, gdzie mógł wykazać się swoją grą na instrumentach klawiszowych, zwłaszcza elektrycznych (np. płyty "New Steps" i "Other Voices"). Nie stronił też od nagrań solowych i w duetach: "Monorails & Satellites", "Aurora Borealis", "St. Louis Blues Solo Piano" i "Visions". W wolnych chwilach pisał poezje i traktaty filozoficzne. Te ostatnie nie znalazły jednak uznania wśród intelektualistów i traktowane są z pobłażliwą rezerwą.


In Paris 1970

Ostatnie lata życia uchodzą za najmniej produktywne w karierze Sun Ra. Arkestra w latach 80. odcina kupony od wcześniejszych sukcesów. Muzyka bardzo złagodniała, a zespół prócz kompozycji lidera, coraz częściej gra standardy swingowe w mniej lub bardziej nowoczesnych aranżacjach. Trudno znaleźć w tym czasie płytę wybitną. Co prawda, muzyki proponowanej przez Arkestrę nadal dobrze się słucha, ale straciła walor nowatorstwa. Dużo lepsze są w tym okresie projekty lidera na małe składy. Chociaż Sun Ra nie sili się już na żadną awangardę, to w sensie wykonawczym płyty są znakomite. Ten niepokojący sound, jaki charakteryzuje pianistyczną grę Sun Ra uwodzi i nadaje jego interpretacjom rzeczywiście kosmiczny wymiar. Sun Ra nigdy nie stawiał na wirtuozerię wykonawczą, nie nadużywał nutek i nie oszałamiał szybkością gry. Jego oszczędna gra porównywana jest, ale tylko w sensie technicznym, z grą Counta Basiego. Z kolei skłonność do łamania rytmu, dysonansów, niespodziewanych zmian tempa i unikania akordów nasuwa podobieństwo do gry Theloniousa Monka. Są też w tej muzyce echa klasyczne, zbliżające jego muzykę do europejskiego impresjonizmu. Jednak przede wszystkim jest to muzyka oryginalna, bardzo indywidualna i łatwo rozpoznawalna. A więc to wszystko co decyduje o muzycznym geniuszu.

Kiedy spojrzymy na daty jego kompozycji i nagrań łatwo uświadomimy sobie, że to raczej jazzowy i nie tylko jazzowy świat więcej zawdzięcza Sun Ra, niż on innym muzykom. Śmiało można go uznać za wizjonera. Nawet jego dziwne poglądy kosmologiczne i sceniczna błazenada nabiera innego wymiaru. Czyż nie realizował on dziecięcych marzeń o dalekich kosmicznych światach, a życie było kontynuacją magicznych bajek. Zamiast naśmiewać się z niego, może powinniśmy mu zazdrościć, że mógł całe życie robić to co lubi i zachować kompletną niezależność by tworzyć piękne rzeczy.

Sun Ra zmarł 30 maja 1993 roku. Pozostawił po sobie blisko 670 kompozycji jazzowych i ogromną liczbę płyt, w tym 125 longplayów. Część jego spuścizny artystycznej ciągle pozostaje trudna do zdobycia. W zasobach internetowych znaleźć można informacje o 74 pozycjach wydanych na CD. Część z nich powiela te same utwory, część zawiera po dwie płyty znane wcześniej z longplayów, a więc około 50% nagrań Sun Ra i Arkestry nigdy nie doczekała się reedycji na nośniku cyfrowym." (obszerne fragmenty artykułu Lecha Borowca)

0 komentarze:

Prześlij komentarz

    Serpent.pl