2 comments
Posted in , , ,

Susheela Raman - Salt Rain (2001)



Pora teraz na kolejną bardzo ciekawą młodą wokalistkę. Susheela Raman przyszła na świat w roku 1973, w Londynie, w rodzinie Tamuli. Muzyka południowych Indii, skąd się wywodzili, wywarła znaczące piętno na muzycznych inspiracjach Raman. Jej styl muzyczny wywodzi się z klasycznej indyjskiej muzyki karnatycznej. „Zanim jeszcze umiałam mówić muzyka ta wypełniała nasz dom, a więc i mnie samą." Rodzice i ciotka ponadto śpiewali. Kiedy siostra ojca występowała z koncertami, ojciec Susheeli akompaniował jej na indyjskiej lutni zwanej tampura.

Pierwszą podróż do Indii odbyła Susheela Raman w wieku zaledwie dwóch lat i pozostawiła ona traumatyczne wspomnienie: w czasie ceremonii Tirupati ogolono jej główkę, ofiarowując dziecięce włosy w świątyni. Kolejne wakacje spędzane w Indiach zatarły z biegiem lat tamte wspomnienia i przyniosły nowe – jak odkrycie grot z prehistorycznym malarstwem naściennym.



Kiedy Susheela miała cztery, lata jej rodzice wyemigrowali do Australii. Nowy kraj, nowe odkrycia. Ale Indie pozostały krajem jej dziadków, gdzie nasza bohaterka spędzała każde wakacje. W Sidney zaczęła uczyć się śpiewu, a zwiedzając indyjski stan Benares, usłyszała recital Shruti Sadolikara, uprawiającego śpiew khyal. To jego wybierze na swego drugiego nauczyciela, który wykształci ją w tradycji muzycznej północnych Indii. W ten sposób młoda debiutantka nauczyła się łączyć oba style w jedną, oryginalną, sobie właściwą mieszankę, pełną wirtuozerii, ale również i uczuć.

Niemal „obsesją” Susheeli Raman jest fuzja różnych tradycji muzycznych, różnych kultur. Trochę na wzór jej samej. Nowością w tej mierze były dla niej koncerty i płyty Petera Gabriela w ramach stworzonego przezeń wydawnictwa Real World. Z tych inspiracji w roku 2000 powstał jej pierwszy album, Salt Rain, nagrany wraz z gitarzystą i brytyjskim producentem Samem Millsem, w angielskim studiu Real World.


Ganapati

Trzy lata później – kolejny krążek: Love trap, który zyskał jej nominację do Mercury Prize, nagrodę BBC Awards za World Music dla najlepszego debiutu oraz Złotą Płytę za najlepszą sprzedaż albumu we Francji. Na swojej trzeciej płycie z 2007 roku 33 1/3 wykonuje ona w nowej interpretacji piosenki zespołu Nirvana, Velvet Undergound, Jimmiego Hendrixa, Lou Reeda, Like a Rolling Stone Boba Dylana, czy też Oh My Love – Johna Lennona i Yoko Ono. (Radio France)



Salt Rain marks the debut of an extraordinary new talent on the world music scene. A singer born in the U.K. to South Indian parents, Susheela Raman's bold and sensuous voice weaves the music of India with sounds from her Western upbringing, celebrating the collision of European, African, and Asian musical cultures. Empowered by her Indian classical training but not limited by it, Susheela maps out a new musical landscape of intense beauty and invention.

Salt Rain is the culmination of a three-year collaboration between Susheela Raman and Real World producer/guitarist Sam Mills.

"I was born in London in 1973 to South Indian parents. My family moved to Australia when I was very young and were eager to keep our Tamil culture alive. I grew up singing South Indian classical music and began giving recitals at an early age. As a teenager, I branched out into more blues-based music, which demanded quite different voice techniques. The question, then, was how to bring these streams together. In 1995, I went to India to study with Shruti Sadolikar, one of the greatest living Hindustani vocalists. This was a challenging experience as I had to let go of what I thought I knew and find a new, more insightful approach to my craf.



Salt Rain was recorded between October and December 2000. We were lucky to collaborate with some unique musicians who live mostly in London and Paris but are of diverse origins: Guinea Bissau, Cameroon, India, Romania, France, Greece, Egypt, Kenya, America, and Spain. Any record is a meeting of many minds and, now more than ever, it is networks of people, not just individuals that spark new and exciting work. Everyone brought their own special energy to the music and I am very proud of what we all worked together to create." --- Susheela Raman

link in comments
1 comment
Posted in , ,

Diamanda Galas - The Sporting Life (1994)



Swą twórczość dedykuje chorym, niegodnie umierającym, ofiarom przemocy, maltretowania, molestowania, ludobójstwa, nosicielom wirusa HIV, chorym psychicznie, prostytutkom, homoseksualistom, skazańcom, wszystkim jakkolwiek zepchniętym na margines tzw. "normalnego społeczeństwa". Diamanda Galas jest Amerykanką z greckimi korzeniami. Z wykształcenia pianistka, studiowała także techniki wokalne na alternatywnych uczelniach w Stanach Zjednoczonych. Swoje występy sceniczne rozpoczynała w operze. Posiada potężny, koloraturowy, czterooktawowy głos, który sama określa jako "instrument inspiracji dla swoich przyjaciół i narzędzie tortur dla wrogów." Żaden, podkreślam żaden, znany mi artysta nie posiada głosu o takim spektrum możliwości.

W pracach muzycznych (tak przywykłem je określać) skupia się na problematyce społecznej. Inspirują ją wcześniej wspomniane grupy ludzi odtrąconych. Gdybym miał postawić tezę, której celem byłoby wyjaśnienie przyczyn, dla których ta artystka skupia uwagę słuchacza na takiej a nie innej problematyce, wskazałbym na pewno na dwa wydarzenia z życia Diamandy. Są to: jej przeszłość (handel narkotykami, prostytucja) oraz choroba i śmierć jej ukochanego brata Philipa Dimitriego Galas. Temat prostytucji a dokładnie możliwe scenariusze rozliczenia się ze swoimi oprawcami, czyli tzw. alfonsami czerpiącymi korzyści materialne z wykorzystywania kobiet, słyszymy na płycie "The Sporting Life" nagranej wspólnie z John Poul Jonsem. Obcujemy z grupą opętanych żądzą zemsty kobiet w wymyślny sposób torturujących mężczyzn.


Do You Take This Man (1994)

Jednak najwięcej miejsca, pasji i uwagi poświęciła Diamanda osobom chorym na AIDS oraz homoseksualistom. Wydana w latach 1986-1991 trylogia " The Masque of the Red Death", na którą składały się kolejne części : "Divine Punishment"(1986), "Saint of the Pit"(1986) oraz "You Must Be Certain of the Devil"(1988) traktuje właśnie o AIDS. Uwieńczeniem trylogii jest dzieło monumentalne w swoim wyrazie i przekazie - "Plague Mass (1984 - end of epidemic)" (1991) to koncert nagrany w Nowym Jorku w katedrze St. John The Divine w październiku 1990 roku. Diamanda korzystając ze słów zawartych w Starym Testamencie, poezji takich twórców jak Charles Baudelaire, Gerard De Nevral a także swoich własnych zwraca się do ofiar choroby jak i oprawców (za tych artystka uważa Kościół i kapłanów, którzy w owym czasie przekonywali wiernych w Stanach Zjednoczonych, że jedynym skutecznym środkiem zapobiegającym zakażeniu się wirusem HIV jest przyjmowana hostia).



"The Masque of the Red Death" jest walką z tchórzami, kłamcami, kapłanami, wszystkimi tymi, którzy albo kłamią, przyczyniając się tym samym do wzrostu zachorowań, albo odwracają swoją i społeczeństwa uwagę od problemu choroby. Jednak wiele miejsca Diamanda poświęca ofiarom epidemii - samym chorym. Wielu jej przyjaciół zmarło na AIDS. Jej celem, jak sama mówi, nie jest pocieszanie w chorobie, w śmierci, ale dawanie siły do walki. Największy wpływ na dokonania artystyczne Diamandy w tej sferze miał jej brat - Philip - dziś o nim mówi : "Był pierdolonym homoseksualistą". Przyglądała się jego chorobie, jego śmierci. Był jej jedynym przyjacielem przez długi czas. To jemu poświęciła płytę "Vena Cava" (1992) - mistrzowsko skomponowane dzieło wokalne. Jest tu stosunkowo mało śpiewu, dużo słów. Żadnych instrumentów. "Vena Cava" robi na mnie gigantyczne wrażenie. Jeśli się wsłuchać w to dzieło, można dojść do wniosku, że Diamanda sama przeżyła chorobę. Ta niezwykła forma słowa czytanego jest dla niej retrospekcją ostatniego dnia życia brata. Nie będę szczegółowo opisywał tego, co słyszymy na płycie, ponieważ będzie lepiej, jeśli sam słuchacz będąc już zainteresowanym skupi swoją uwagę na tej pracy.

Artystka posiada w swej dyskografii prace przeróżne, które łączy tylko jedno - głos; potężny "instrument inspiracji dla swoich przyjaciół i narzędzie tortur dla wrogów." Wydane w 1992 roku "The Singer" oraz w 1998 "Malediction & Prayer" to produkcje, na których słyszymy tylko głos i fortepian. Diamanda śpiewa tu pieśni o samotności, izolacji, miłości. Dalekie od tandetnego smutku. Najbardziej przerażającą płytą jest "Schrei X" (1996). Zbiór miniatur wokalnych traktujących o przerażeniu, o chorobie psychicznej, o umieraniu. To mistrzostwo wokalistyki. Recenzenci na całym świecie prześcigali się w formułowaniu opinii na temat tej płyty. Określano ją jako "głos z piekła". Nieprawdopodobne dźwięki, które ludzkie gardło wydaje, brzmienie osoby posiadającej prawdziwe narzędzie inspiracji i tortur jednocześnie.



Diamanda żongluje swoim głosem bardzo swobodnie i imponująco. Całość została nagrana na żywo w totalnej ciemności (zastanawia mnie reakcja publiczności). Ostatnie dzieła Diamandy to między innymi "Defixiones, Will and Testament" poświęcona ofiarom ludobójstwa i wojen. W warstwie tekstowej przerażająca, zawierająca wybory z historycznych zapisków świadków aktów ludobójstwa. Natomiast wydana jednocześnie "La Serpenta Canta" (1999) podobnie jak "Malediction & Prayer" to również płyta na głos i fortepian. Tu Diamanda zdecydowała się umieścić takie utwory jak "I`m so lonesome I could cry" czy "Lonely Woman" - prawdziwe perły muzyczne w dorobku artystki - dwie pieśni poświecone Aileen Wuornos, skazanej na śmierć i "zamordowanej przez prawo" prostytutce i morderczyni. Postać Aileen zainspirowała twórców filmowych do zrealizowania obrazu "Monster". Diamanda spostrzega Aileen jako postać nieszczęśliwą, samotną, czyli zupełnie odwrotnie niż prawo czy społeczeństwo. Diamanda nie opowiada się po stronie morderców, nie broni ich. Mówi tylko słowami utworu "Iron Lady": "Mordowanie jest złe - i Biblia i sąd są w tym zgodni, lecz prawo pozwala mordować tylko na krześle". Trudno się z tym nie zgodzić.

Gdyby postarać się o pewne podsumowanie dotychczasowych prac Diamandy, można stwierdzić, że to kobieta zaangażowana w problemy społeczne, że rzeczywiście - jak sama mówi - chce dodać odwagi umierającym i cierpiącym. Odnoszę wrażenie, że ta kobieta nie uznaje kompromisów, że uparcie i pełna dumy kroczy przez życie, choć znacznie więcej ludzi jej nie rozumie niż podziela jej opinie. (Pieśniarka potępionych. Rzecz o Diamandzie Galas, DogBone)




Diamanda Galas (New York, NY) is an international vocalist, composer, and performer who was first seen in Europe at the Festival Avignon in 1979. Since she has created and performed such acclaimed solo works as Plague Mass, a requiem for those dead and dying of AIDS; a companion piece, Vena Cava, which explores the destruction of the mind through the related illnesses of clinical depression and AIDS dementia; and Insekta, an electro-acoustic monodrama about the survivor of repeated trauma held within an enclosed space that prevents escape. Galás has also contributed vocal work to such films as Rosa Von Praunheim's Positive Positive and Francis Ford Coppola's Dracula; and performed premieres of works by Iannis Xenakis and Vinko Globokar with Musique Vivante and the Brooklyn Philharmonic. Her recordings include The Sporting Life (1994), Vena Cava (1993), The Singer (1992), and Masque of the Red Death (1989).


Skótoseme (live 1994)

In an interview with Celebritycafe.com, John Paul Jones said that someone asked him if he didn't think The Sporting Life had a Led Zeppelin influence. He replied, "Don't you think Led Zeppelin has a John Paul Jones influence? I was a quarter of that band." Indeed, Jones never seems to get his due, but this 1994 collaboration with vocalist/pianist Diamanda Galás is dripping with his demented genius. The experimental blues-rock here was an anomaly for Galás — who's always leaned more toward avant-garde, operatic, performance-art pieces — but Jones' deep, creepy bass lines provide the perfect backdrop for her powerfully psychotic, three-and-a-half-octave voice. Murderous and hilarious, the "love songs" here sound more like death threats. "Do You Take This Man?" is a six-minute spiel in which a woman stalks her husband, terrorizes him with knives and verbal abuse, then leaves him with, "Now I have to get off my knees, because I have some shopping to do." On "You're Mine," Galás sounds absolutely possessed, cackling like some demon out of The Evil Dead and wailing with wild abandon over an unsettlingly happy and upbeat Hammond-organ jingle. On the dirgelike "Lay Me Down," Galás' vocal acrobatics soar over the soothing tones of a lap steel guitar, quietly played by Jones, who's still sitting in the smoke and shadows for some reason after all these years.

link in comments
No comments
Posted in , ,

Quicksilver Messenger Service - Maiden Of The Cancer Moon (1987)



Quicksilver Messenger Service to amerykańska grupa grająca psychodeliczny rock i acid rock związana z ruchem hippisowskim. Powstała w grudniu 1964 w San Francisco. Zespół wypracował charakterystyczne transowe brzmienie z monotonną perkusją i nieskończenie improwizującymi gitarami, pochodami basowymi oraz mocno odrealnionymi partiami wokalnymi, jednak forma utworów zespołu niekiedy zbliżała się także do klasycznie pojętych piosenek oddajacych ducha swej epoki. Stylistyka zespołu przez wiele lat ewoluowała. Duży wpływ miały na to ciągłe poszukiwania artystyczne muzyków oraz częste zmiany (nawet jak na standardy grup rockowych) personalne. Największe przeboje grupy to Mona, Who Do You Love, The Foo czy Pride of a Man. Grupa często współpracowała z muzykami i zespołami takimi jak: Jefferson Airplane, Grace Slick, Paul Kantner, Grateful Dead. Urządzała również spektakularne jam sessions. Nagrana w 1968 roku "Happy Trails"należy do najlepszych gitarowych płyt wszechczasów. Utwory zawarte na "Maiden of The Cancer Moon" wcześniej ukazywały się jako bootlegi, w w 1987 roku zostały oczyszczone i wydane w formie dwupłytowego albumu przez nieistniejącą wytwórnię Psycho.


Mona


Fragmenty książki Nevilla Drury'ego

Dla wielu ludzi era psychodeliczna streszcza się w tzw. lecie miłości w latach 1966-67, które okryło Haight-Ashbury, dystrykt San Francisco, mgiełka narkotycznej, radosnej świadomości.. To właśnie wtedy media po raz pierwszy zaczęły zwracać uwagę na powstającą kontrkulturę - ten gwałtownie narastający tłum młodzieży buntującej się przeciw materializmowi "amerykańskiego snu", przeciw wojnie narzuconej łagodnym ludziom z Południowego Wietnamu i narastającej przemocy we własnych miastach.

Psychodelicznemu pokoleniu swoistego charakteru nadawali hippisi, występujący z posłaniem pokoju na ustach i kwiatami we włosach. Hippisami byli głównie młodzi ludzie, którzy czuli się wyrzuceni poza główny nurt społeczeństwa, zrażeni do jego wartości i zdecydowani zburzyć kulturowe normy swoim cudacznym zachowaniem. Był to wiec również czas ręcznie malowanych, pstrych volkswagenów, egzotycznych i niekonwencjonalnych ubrań, kadzideł paczuli, wędrownych pieśniarzy folkowych i awangardowych grup rockowych, takich ja The Grateful Dead, Jefferson Airplane, Quicksilver Messenger Service, Big Brother & The Holding Company. Był to również czas powszechnego zażywania dla rozrywki narkotyków. LSD było łatwo dostępne dla "tripperow" w takich formach, jak "Biała Błyskawica" lub "Pomarańczowe Światło", marihuana była czymś zwykłym i paliło się ją otwarcie na ulicach, a ciasteczka "haszyszowe" były ulubionym daniem na przyjęciach. Nieco w stylu Fritza Perlsa, który głosił podobne idee w Esalen, uliczne transparenty sławiły idee osobistej wolności. Charakterystyczny plakat głosił: "Najwyższy czas być wolnym. Bądź wolny. Rób swoje, Bądź sobą. Zrób to. Teraz !" [...]



Haight miał oczywiście własny panteon bohaterów. Zaliczali się do nich np. powieściopisarz Richard Brautigan, który później stał się modny jako uznany autor takich powieści, jak "Trout Fishing in America" i "In Watermelon Sugar". Paradował on po ulicach z lustrem i wołał do zdumionych przechodniów oraz turystów: "Poznajcie siebie !" Osobliwościami lokalnej sceny były takie postacie, jak psychodeliczny artysta Michael Bowen, który później pomógł zorganizować Demonstracje Miłości; członkowie zespołu The Diggers, którzy w Panhandle bezpłatnie karmili setki głodnych przechodniów; poeci Alan Ginsberg i Michael McClure; wokalista z The Grateful Dead Jerry Garcia oraz plakaciści Stanley Mouse, Alton Kelley i Wilfried Satty. Lokalny impresario Bill Graham zorganizował wiele koncertów acid-rocka w San Francisco's Filmore Auditorium - w tym występy Janis Joplin i Grace Slick - co uczyniło go wyjątkową postacią w kontrkulturze. Odbywały się też dramatyczne, improwizowane przedstawienia teatru ulicznego "Mime Troupe", którego celem było - jak określili jego twórcy - "podkopanie społeczeństwa". Tymczasem specjalista od LSD, biochemik August Owsley Stanley III, słynął z produkcji najlepszego "kwasu" w kraju, a hippisowska poetka Lenore Kandel z dnia na dzień zyskała rozgłos dzięki zbiorkowi frenetycznych, erotycznie dosadnych poematów "The Love Book".

Był to szalony, szczęśliwy, trochę lekkomyślny czas i przez chwile musiało zdawać się, że tak można na zawsze. Ale właśnie wtedy oznajmiono, ze w dniu 6 października 1966 r. stan Kalifornia wprowadzi zakaz stosowania LSD. Niektórzy łączą tę datę z liczba 666, znakiem Bestii. A wiec sakrament miał zostać odebrany ludziom. Nie trzeba było długo czekać na odpowiedz. Michael Bowen i Psychedelic Rangers oświadczyli, że w dniu wprowadzenia zakazu w Oanhandle Park, miedzy Masonic Avenue i Ashbury Street, odbędzie się Demonstracja Miłości. Zaproszenie na ten "protest", wysalane przez Rangersów do burmistrza Johna F.Shellya, wyraźnie wskazywało na gwałtownie pogłębiający się rozłam miedzy psychodelicznym pokoleniem i "porządnym" społeczeństwem:

Szanowny Panie,
Opór wobec niesprawiedliwego prawa rodzi w obywatelach poczucie próżni i zwiększa wrogość pomiędzy rządzonymi i rządzącymi. Zakazując stosowania LSD, stan wkroczył bezpośrednio w nietykalne, osobiste psychiki obywateli. Celem naszej Demonstracji Miłości jest przezwyciężenie paranoi i separacji, za pomocą których stan pragnie podzielić i uciszyć rosnące rewolucyjne nastawienie Kalifornijczyków. Podobne zgromadzenia odbędą się w społecznościach takich jak nasza w całym kraju i w Europie. Zapraszamy Pana do uczestnictwa i zabrania głosu podczas naszego zgromadzenia. Dziękujemy.

Szczerze oddani,
Obywatele popierający Demonstracje Miłości
w dniu 6 października 1966

Zgodnie z zapowiedzią, zgromadzenie rozpoczęło się rankiem 6 października, gdy pracownicy "The Oracle" i psychodelicznego sklepu poprowadzili obładowaną kwiatami i nasionami powoju delegacje do ratusza. Członkowie delegacji byli zdecydowani "naskoczyć" na gubernatora Shelleya. Ponieważ tłum wciąż narastał, na platformie ciężarówki urządzono prowizoryczną sceną dla Grateful Dead, Janis Joplin, Big Brother & The Holding Company. Zgromadzenie zajaśniało pełnym blaskiem. Były to szczęśliwe chwile. Trzy tysiące ludzi po prostu cieszyło się sobą. Jakiś wzruszony widz powiedział: "To jest po prostu bycie. Ci ludzie po prostu są. Są razem...", "Tak - przytaknął Michael Bowen. - To jest ludzkie współuczestnictwo".



W ten sposób termin "Be-In" wszedł w użytek i stał się częścią popularnej kultury tamtych dni. Ale Bowen nie chciał na tym poprzestać, teraz gdy akcja nabierała rozmachu. Po spotkaniu z Allenem Cohenem, wydawca "The Oracle", uzgodniono, że w San Francisco powinno odbyć się o wiele większe "zgromadzenie miłości" - zgromadzenie, które będzie się pamiętało przez lata [...]

Oczekujemy, ze dwadzieścia do pięćdziesięciu tysięcy ludzi połączy się, aby świętować radosne zgromadzenie i taniec pokoju razem z przywódcami, przewodnikami i bohaterami naszego pokolenia. Timothy Leary po raz pierwszy wystąpi publicznie na Bay Area; Allen Ginsberg będzie śpiewał i czytał razem z Gary Snyderem, Michaelem McClurym i Lenore Kandel; przemówią Dick Alpert, Jerry Rubin, Dick Gregory i Jack Weinberg. Grać będą wszystkie rockowe zespoły z Bay Area, w tym Grateful Dead, Big Brother, Holding Company, Quicksilver Messenger Service i wiele innych. Każdego prosi się o zabranie kostiumów, koców, dzwonków, flag, symboli, cymbałów, bębnów, paciorków, piór, kwiatów.

Tym razem około 10.000 ludzi uczestniczyło w owym połączeniu miłości i aktywności. Był to najwyraźniej pomyślny dzień gdyż - jak obliczy astrolog Ambrose Hollingsworth - zaznaczał on czas, kiedy obecna populacja Ziemi zrównała się z całkowita liczba zmarłych w całej ludzkiej historii. Oczywiście, taka szczególna okazja wymagała jakiejś pozytywnej demonstracji ludzkiego porozumienia. Na szczęście 14 stycznia był rześkim zimowym dniem. W jasnych promieniach słońca tysiące hippisów mieszały się razem, machając kolorowymi transparentami, paląc kadzidła, pociągając marihuanę, dzieląc się jedzeniem i nosząc kwiaty. Były tam śmiejące się dzieci, figlujące zwierzątka, wyznawcy Hare Kriszna bijący w bębny i procesja zaproszonych mówców oraz muzyków. Jefferson Airplane i Quicksilver Messenger Service śpiewali swoje rockowe piosenki przed rozentuzjazmowana widownia. Allen Ginsberg intonował: "Jesteśmy jednością! Wszyscy jesteśmy jednością!", a Timothy Leary oświadczył: "Cokolwiek robicie jest piękne..." Niedaleko głównej trybuny grupa białych i czarnych mieszkańców grała razem na gitarach i fletach. Popatrzeć przyszło nawet kilku członków sławnej motocyklowej organizacji Hell's Angels, ubranych w czarne skórzane kurtki bez rękawów. Oni również wmieszali się między kadzidła i kwiaty. Zdumiewające jest to, że nie było żadnych bojek i zebrani zachowywali się nadzwyczaj dobrze przez cale popołudnie. Gdy słońce skryło się za drzewami, wyczuwało się atmosferę głębokiego, przenikającego wszystko spokoju.

Wszyscy uczestnicy okrzyknęli zgromadzenie wielkim wydarzeniem. Michael Bowen i Allen Ginsberg byli zachwyceni - to były, ich zdaniem narodziny nowej ery i nowej harmonii świadomości. Niektórzy odnieśli nawet wrażenie, że raj został odzyskany, ze utracona niewinność została ponownie odkryta. Ale wszyscy zadawali sobie to samo pytanie: Czy to będzie trwało? Czy Lato Miłości okaże się jedynie efemerydą? Czy radosna świadomość przetrwa? Czy środki psychodeliczne zmienią naród?

Jak się okazało, hippisowski fenomen z Haight-Ashbury nie trwał długo. W ciągu roku zamknięty został sklep psychodeliczny. Michael Bowen wyruszył do Meksyku, by tam malować. Allen Cohen z "The Oracle" wywędrował do Północnej Kalifornii, by zająć się pisaniem. Nastąpiło powszechne rozproszenie lokalnej energii.



Of all the bands that came out of the San Francisco area during the late 60s, Quicksilver Messenger Service typified the style, attitude and sound of that era. Dogged by early personnel changes, the original band in 1964 comprised of vocalist Dino Valenti, guitarist John Cipollina, David Freiberg on bass and vocals, Jim Murray on vocals and harmonica, and drummer Casey Sonoban. Alexander 'Skip' Spence also spent a brief time with the band, before being whisked off to join the Jefferson Airplane as their drummer.

Significant in Quicksilver's development was the almost immediate arrest and imprisonment of Valenti for a drugs offence. He did not rejoin the band until late 1969. In 1965, the line-up was strengthened by the arrival of guitarist Gary Duncan and, replacing Sonoban, Greg Elmore.

They debuted at the end of '65 and played around the Bay Area and then the West Coast for the next two years, building up a large following, but resisting offers to record that had been taken up by such San Francisco acid-rock colleagues as Jefferson Airplane and the Grateful Dead.

Quicksilver finally signed to Capitol toward the end of 1967 and recorded their self-titled debut album in 1968. Jim Murray departed soon after their well-received appearance at the Monterey Pop Festival in 1967.

The quartet of Cipollina, Duncan, Elmore and Freiberg recorded the first two albums; both were important in the development of San Francisco rock music, as the twin lead guitars of Cipollina and Duncan made them almost unique. The second collection, "Happy Trails", is now regarded as a classic. George Hunter and his Globe Propaganda company were responsible for some of the finest album covers of the 60s and Happy Trails is probably their greatest work. The live music within showed a spontaneity that the band were never able to recapture on subsequent recordings. The side-long suite of Bo Diddley's 'Who Do You Love' has some incredible dynamics and extraordinary interplay between the twin guitarists.


All I ever wanted to do (Monterey Festival 1967)

Duncan departed soon afterwards and was replaced by UK session pianist and ex- Steve Miller Band and Jeff Beck Group member, Nicky Hopkins. His contributions breathed some life into the disappointing "Shady Grove", notably with the frantic 'Edward, The Mad Shirt Grinder'.

"Just For Love" showed a further decline, with Valenti, now back with the band, becoming overpowering and self-indulgent. "Fresh Air" gave them a Top 50 U.S. hit in 1970. Cipollina and Hopkins departed, as did Freiberg following his arrest in 1971 for drug possession (he found a lucrative career later with Jefferson Starship). The remaining trio of Valenti, Duncan, and Elmore hired replacements and cut another couple of albums before disbanding.

Various incarnations have appeared over the years with little or no success. As recently as 1987, Gary Duncan recorded an album carrying the Quicksilver name, that also featured Freiberg on background vocals, but by then old fans were more content to purchase copies of the first two albums on compact disc.

Not many of Quicksilver's members are left, as John Cipollina passed away, May 29, 1989,
the great Nicky Hopkins left us in September 1994 and Dino Valenti died November 16, 1994. (classicbands)

link in comments
4 comments
Posted in , ,

Czesław Niemen - Two bootlegs (1971 & 1974)



Urodził się jako Czesław Juliusz Wydrzycki w Polsce, ale 17 września 1939 r. - jak powie po latach - przesądził o utracie przez niego ojczyzny na zawsze. Przyszedł bowiem na świat w dzisiejszej Białorusi, pod Grodnem - w Starych Wasiliszkach. Już w 1954 rozpoczyna naukę w Liceum Muzycznym w Grodnie (b. ZSRR) w klasie fortepianu. W 1958 rodzina Wydrzyckich przyjeżdża przez przejście graniczne Brześć-Terespol do Polski, do Białogardu. Powraca do ojczyzny jako 19-latek i rozpoczyna naukę w średniej szkole muzycznej w Gdańsku, w klasie fagotu. Przywozi ze sobą muzykę białoruskiej ziemi, doświadczenia wokalne z kościelnego chóru i niepowtarzalny akcent. Zamieszkuje w bursie szkół plastycznych w Orłowie, tam poznaje Janusza Krzywickiego. Trudna sytuacja rodzinna zmusza go do zarobkowania jako stroiciel fortepianów.

Pierwsze kroki stawia w 1960 r. na estradzie Klubu Studentów Wybrzeża 'Żak'. Wkrótce stał się nad Wisłą i Odrą najpopularniejszym piosenkarzem młodzieżowym, od czerwca 1962 gwiazdą 'Niebiesko-Czarnych', kompozytorem i wykonawcą dziesiątków przebojów. Od listopada 1963 roku Czesław Wydrzycki zaczyna używać pseudonimu Niemen, który zaproponowała mu żona Franciszka Walickiego - Czesława. W grudniu tego samego roku występuje w paryskiej Olympii obok Dionne Warwick i Stevie Wondera. Niemen wykonuje swoją pierwszą kompozycję 'Wiem, że nie wrócisz', który DECCA umieszcza na płycie 'Les idoles de Pologne'. W połowie stycznia 1964 roku wraz z 'Niebiesko-Czarnymi' rozgrzewa publiczność przed koncertem Marleny Dietrich w Sali Kongresowej w Warszawa. Marlena słyszy utwór Niemena 'Czy mnie jeszcze pamiętasz', który następnie nagrywa na płytę z własnym tekstem ('Mutter,hast du mir vergeben').

Po trzech latach już sam Niemen wprawia w osłupienie gomułkowską Polskę, wykonując na festiwalu w Opolu swój sztandarowy utwór 'Dziwny jest ten świat'. Wcześniej przebywa we Francji, gdzie zakłada zespół Akwarele. Później kieruje jeszcze stworzonymi przez siebie zespołami Niemen Enigmatic i Grupa Niemen. W końcu lat 60. śpiewa Norwida, i wydaje wciąż uważany za najlepszy w historii polskiego rocka album 'Niemen Enigmatic' z 'Bema pamięci rapsodem żałobnym'. W 1979 w Opolu przedstawia 'Dziwny jest ten świat' w elektronicznej wersji.

Po 1979 wznawia regularną działalność koncertową dopiero w 1985 roku, kiedy to występuje w klubie Stodoła. W czerwcu 1989 roku występuje na festiwalu w Opolu, a w grudniu w warszawskiej filharmonii. W 1987 roku śpiewa na koncercie w Queen Elizabeth Hall w Londynie. Dopiero w 1989 ukazuje się pierwsza po dłuższej przerwie płyta Niemena - 'Terra deflorata' ze znakomitym popisem wokalnym w klimacie elektronicznego roka i tekstami inspirowanymi bardziej niż kiedykolwiek Norwidem. Dwanaście lat później ukazuje się - co już teraz wiemy - ostatnia autorska płyta Niemena - 'Spodchmurykapelusza'.

W ostatnich latach Niemen skoncentrował się na pracy we własnym studiu muzycznym. Oprócz muzyki Niemen także rysował, a ostatnie lata to prawdziwe zainteresowanie grafiką komputerową. Komponował muzykę rockową i jazzową. Był prekursorem big-beatu. Tworzył także muzykę teatralną i filmową, między innymi do filmu 'Wesele' Andrzeja Wajdy, gdzie wykonuje partię wokalną Chochoła. W swoich utworach wykorzystywał teksty Cypriana Kamila Norwida, Adama Asnyka i Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Młodzi ludzie tamtych czasów kochali go, starszych szokował długimi włosami, niekonwencjonalnym ubiorem i poglądami. Zmarł w Warszawie po długiej chorobie, tuż przed swoimi 65 urodzinami.


Czesław Niemen z żoną

Czesław Niemen (real name Czesław Juliusz Wydrzycki) (February 16, 1939 - January 17, 2004) was one of the most important and original Polish singer-songwriters and rock balladeers of the last quarter-century, singing mainly in the Polish language.

Niemen was born in Stare Wasiliszki in Grodno Province. After the World War II it became a part of Byelorussian SSR and in the 1950s he was allowed to move to Poland. He made his debut in the early 1960s, singing Polish rock and soul music. He possessed an unusually wide voice range and equally rich intonation. He was also an ardent composer and a keyboard player. Soon after his first successful concerts in France, he started to use the pseudonym Niemen instead of his real name, gaining wider notoriety in Poland and making it easier to pronounce by foreigners (Niemen is a Polish pronunciation of the Neman River and this way he wanted to mark his birth country). His song of 1967, "Dziwny jest ten świat" (Strange Is This World) became the most important Polish protest song of that era. He was one of the first Polish performers to wear long hair and colourful clothes and introducing the style of psychedelia to communist Poland, which annoyed the officials. The first three LP album's Niemen recorded with his band "Akwarele" (Watercolours). Subsequently, he recorded with his other new bands: "Enigmatic", "Grupa Niemen" and "Aerolit". In 1969 he changed musical style to progressive rock while recording the monumental album Enigmatic. The most notable song from it was "Bema pamięci żałobny rapsod" (A Mournful Rhapsody in Memory of Józef Bem), based on the 19th century poem by Cyprian Kamil Norwid. The rest of Enigmatic songs were a sung poetry as well. Niemen played Hammond organ, later mellotron and Moog synthesizer on his records.


(fot. M . Karewicz)

In the early 1970s, Niemen recorded three English language albums under the CBS label. In 1974 he recorded Mourner's Rhapsody with Jan Hammer and Rick Laird from Mahavishnu Orchestra. In the seventies, Niemen turned to jazz-rock fusion and electronic music (Katharsis album). In 1972 he also contributed with a song performed by him in "Wesele" (The Wedding (1972 film)) by director Andrzej Wajda , laureate of an honorary Oscar. Later, Niemen also composed film soundtracks and theater music. In the 1990s he showed interest in art painting and computer graphics. He died of cancer in Warsaw.



Enigmatic Live 1971-07-02 recital during IX Festival of Polish Songs, Opole, Poland

Czeslaw Niemen: v, org
Tomasz Jaskiewicz: g
Janusz Zielinski: bg
Jacek Mikula: org
Andrzej Tylec: dr

Tracklist:

1. Italiam, Italiam 05:03
2. (handing in of "Gold Record" award for "Niemen Engimatic") 06:10
3. Bema pamieci zalobny - rapsod 17:58
4. I've Been Loving You Too Long 08:37
5. Nie jestes moja 08:58
6. Czlowiek jam niewdzieczny 18:07



Aerolit Live - Sopot / Warszawa 1974

Czeslaw Niemen: mini moog, mellotron, synthi AKS, voice
Piotr Dziemski: drums
Jacek Gazda: bass guitar
Andrzej Nowak: piano, clavinet
Slawomir Piwowar: guitar

Tracklist:

1. Cztery sciany swiata 10:31
2. A Pligrim 10:43
3. Daj mi wstazke blekitna 05:08
4. Lilacs and Champagne 06:13
5. Cztery sciany swiata 11:14
6. Pielgrzym 12:26
7. Daj mi wstazke blekitna 04:23
8. Smutny Ktos, biedny Nikt 04:57

XIV International Song Festival "Sopot", Sopot, Poland 1974-08-22 [1-4]
"Stodola" Club , Warsaw, Poland 1974-10-26 [5-8]

Found on elasticrock

links in comments
2 comments
Posted in , ,

SBB - Live in Bielefeld 1977 (bootleg)



SBB (najpierw Silesian Blues Band, później Szukaj, Burz, Buduj – Search, Break, Build) – polski zespół rockowy założony w 1971 w Siemianowicach przez Józefa Skrzeka, multiinstrumentalistę i wokalistę grupy.

Zespół początkowo grał jako trio towarzyszące Czesławowi Niemenowi w latach 1971-1973, jednak silnym osobowościom artystycznym Józefa Skrzeka i Czesława Niemena nie udało się długo współpracować. Drogi artystów rozeszły się, ale pozostawali w przyjaźni do śmierci Niemena, próbując nawet pod koniec lat 90. powołać fundację wspierającą młodych artystów. Pierwsza płyta SBB, nagrana w 1974 rozeszła się błyskawicznie, osiągając na czarnym rynku cenę czterokrotnie wyższą od detalicznej. Muzyka znajdująca się na płycie, głównie bluesowo - jazzrockowa nawiązuje brzmieniem do Hendrixa, czy The Cream z silnym brzmieniem fortepianu i gitary basowej. Kolejna płyta "Nowy Horyzont" wkracza już w brzmienia rocka progresywnego, które są obliczem zespołu do dnia dzisiejszego.

Po "Nowym Horyzoncie" przyszedł czas na dwie kolejne płyty – "Pamięć" (1976) i "Ze słowem biegnę do ciebie" (1977). Płyty to stopniowe przejście w kierunku przemyślanych kompozycji progresywnych na miarę tamtych lat. W kompozycjach słyszymy organy Hammonda, syntezatory Mooga – głownie Minimooga, na których sztukę gry Józef Skrzek opanował do perfekcji. W latach 70. SBB odnosi wielkie sukcesy nie tylko w Polsce, ale również za granicą, wiele koncertując w Czechosłowacji, Niemczech, Bułgarii, Szwecji, Danii czy w Stanach Zjednoczonych. Zespół został rozwiązany w 1980 po nagraniu płyty "Memento z banalnym tryptykiem". Przyczyną rozwiązania zespołu było przemęczenie nieustannym 10-letnią aktywnością na scenie. Po rozwiązaniu zespołu Józef Skrzek kontynuuje karierę solową, wydając w 1980 roku album solowy pt. "Józefina", Apostolis Anthimos wyjeżdża do Grecji, aby tam pracować jako muzyk sesyjny, Jerzy Piotrowski współpracuje z różnymi wykonawcami, między innymi z Kombi. SBB klikakrotnie się reaktywował i od czasu do czasu wciąż koncertuje z niesłabnącym zainteresowaniem wiernych fanów.



Wywiad z Józefem Skrzekiem
rozmawiał: Jacek Cieślak, Rzeczpospolita

Jak się grało na festiwalu w Roskilde, gdy weszliście na scenę po Bobie Marleyu, a przed nią były tysiące fanów?

To był piękny prezent na moje urodziny 2 lipca 1978 r. Marley stał otoczony swoimi chórzystkami, zziajany, a my stremowani. Potraktował nas bardzo życzliwie, mówił, że jesteśmy partnerami. Wiedział, skąd jesteśmy. Na ten duński koncert przemyciłem w samochodzie naszego gitarzystę Antymosa Apostolisa, który nie miał paszportu. Przejechał granicę z dokumentem podobnego do niego technika SBB o pseudonimie Hindus. Dla Marleya warto było zaryzykować.

Byliście artystami zza żelaznej kurtyny, a jednak Europa stała przed wami otworem.

Ćwiczyliśmy ciężko całymi dniami i mieliśmy znakomitych menedżerów z Włoch i Niemiec. Zainwestowali w nas i mocno pracowali nad promocją. W recenzjach o zespołach spod znaku rocka symfonicznego pisano o Pink Floyd, Genesis, Yes, ale o nas też. Poznaliśmy się z Genesis i Yes. Reprezentowałem firmę dystrybuującą najnowocześniejsze syntezatory Mooga, której szefem był Keith Emerson. Byłem w jednej paczce z Rickiem Wakemanem i Patrickiem Morazem. Koledzy z polskiej branży pobudowali restauracje i kwiaciarnie, a my inwestowaliśmy w sprzęt. Mieliśmy własne ciężarówki i nagłośnienie. Może i mogło nam lepiej pójść na Zachodzie, ale byliśmy sentymentalni. Menedżerowie zapraszali nas w Alpy, a my wracaliśmy za żelazną kurtynę, graliśmy za psie pieniądze, ale dla wspaniałej publiczności. Byliśmy dla niej synonimem wolności. W Brnie oglądało nas 50 tysięcy ludzi.

Nie zależało wam na europejskiej karierze?

Kiedy SBB przeżywało pierwszy kryzys, zasugerowano mi stworzenie nowej grupy z zachodnimi muzykami. Nie zgodziłem się. Byłem zmęczony. Po londyńskiej premierze filmu "Ręce do góry", do którego skomponowałem muzykę, Jerzy Skolimowski proponował mi wyjazd do Los Angeles. Miałem być w paczce z Michałem Urbaniakiem i Janem Kaczmarkiem. Wybrałem Polskę w najgorszym czasie. W stanie wojennym urodziła mi się córka. Teraz też mieszkam na ojcowiźnie, bo jestem najstarszy z rodu.



Proszę opowiedzieć o kontrakcie z koncernem CBS?

Różnie bywało. Po nagraniu płyty "Live" zostaliśmy zaproszeni do Frankfurtu nad Menem, a potem na sesję płytową w willi pod miastem. Tam padła propozycja grania... disco i zmiany wizerunku. Dziś wszystko jest na sprzedaż, ale wtedy przeżyliśmy szok. Uciekliśmy do Polski na Jazz Jamboree.

Ale później występowaliście w Austrii z Boney M i Eruption.

Graliśmy jednak swoje i na poziomie. I to się podobało.

Chyba jednak wolał pan spotkanie z Mahavishnu Orchestra Johna McLaughlina.

Było dla nas niezwykle ważne. Dopiero co wyszliśmy z piwnicznej izby w Siemianowi- cach, prowincjonalnej mieścinie przy przelotówce, gdzie nic się nie działo, i oto mieliśmy wejść na wielką monachijską scenę podczas koncertu związanego z olimpiadą. W głowie nam się to nie mieściło. Zżerały nas kompleksy. Tymczasem okazało się, że Mahavishnu to normalni, fajni ludzie. Skrzypek Jan Hammer rozmawiał z nami po czesku, cieszył się ze spotkania ze swoimi. John McLaughlin był zawsze wyważony, ale miły i serdeczny. Jerry Goodman zachęcał mnie do gry na skrzypcach, a Billy Cobham zapraszał za perkusję. Piliśmy herbatę z tego samego dzbanka. Pomogli nam unieść żelazną kurtynę i spojrzeć zachodniej publiczności prosto w oczy oczy.

Pierwszy zaprosił pana na rockową scenę Tadeusz Nalepa.

W hali Parkowej w Katowicach mieli koncert Cuby and the Blizzards i Breakout. Byłem studentem Akademii Muzycznej. Kolega pracujący przy koncercie chciał mi pokazać sprzęt bluesowych gwiazd. Jak zobaczyłem te wszystkie gitary Gibsona i organy Hammonda, to ja, wstydliwy Józio, upewniłem się, czy nikt nie patrzy, i zacząłem grać. Grałem wniebowzięty z zamkniętymi oczami. W pewnym momencie dołączył do mnie gitarzysta. Elco Gelling! Wtedy wszedł do hali Tadek Nalepa. Zrządzenie losu. Dostałem zaproszony na schody do nieba. Ale musiałem się zmienić, bo scena ma coś z cyrku. Byłem mały, to kazali mi wskoczyć w buty na obcasach, zapuścić włosy i uszyć hippisowskie kostiumy. Tadeusz chciał, żebym grał na basie, no to grałem. Nabawiłem się pęcherzy na palcach. Nieoczekiwanie dostałem bilet do wojska. Wysoko postawiony oficer chciał zorganizować zespół złożony z młodych, dobrze zapowiadających się muzyków. Mówił, że będzie Jerzy Grunwald i inni, a ja co? Miał władzę, miał mnie w garści, musiałem zagrać va banque.

To znaczy jak?

Musiałem zaryzykować życiem. Przedawkowałem lekarstwa i znalazłem się w szpitalu, na granicy śmierci. Lekarz nie dawał mi żadnych szans, moje łóżko wysunięto już na środek sali, blisko drzwi. Wtedy stało się coś nieprawdopodobnego. Moja matka modliła się nade mną przez całą noc. Zawdzięczam jej życie co najmniej kilka razy. Wtedy właśnie był ten drugi raz. Teraz ma 82 lata i mówi, że moja muzyka trzyma ją przy życiu. Gram dla siebie, dla fanów, ale przede wszystkim dla niej.

Po drodze był Czesław Niemen.

Szukał muzyków w związku z zachodnim kontraktem. Podczas pierwszego spotkania podchodziłem do niego jak do posągu, sprawiał wrażenie tajemniczego, srogiego. Ale granie pozwoliło się nam porozumieć. Okazało się, że on jest chłopakiem z podgrodzieńskich Wasiliszek, ja ze śląskich Siemianowic. Zaczęliśmy się spotykać po próbach i zaproponowałem do grupy kolegów z SBB – Antymosa Apostolisa i Jerzego Piotrowskiego. Jurek imponował rockowym stylem, Antymos miał 16 lat i wyglądał jak Pszczółka Maja. Ale jak grał! Stworzyliśmy muzyczną wspólnotę. Gralibyśmy może jeszcze 10 lat, ale Niemena obsiadły menedżerskie sępy. On spał w hotelach, a my w akademikach. Na trawniku przed Stodołą powiedziałem, że odchodzimy. Ale potem znowu byliśmy przyjaciółmi. Dla mnie na zawsze pozostanie muzycznym supermanem. Dlatego na nowej płycie "The Rock" zadedykowaliśmy mu utwór "Pielgrzym".

SBB Live at Uni-Auditorium Maximum, Bielefeld, Germany on October 27, 1977

Józef Skrzek - keyboards, bass guitar, vocal
Apostolis Anthimos - guitar, drums
Jerzy Piotrowski - drums, percussion



SBB (first know as Silesian Blues Band, later as Szukaj, Burz, Buduj – Polish for "Search, Break up, Build") is a legendary Polish progressive rock band formed in 1971 in Siemianowice by multi-instrumentalist and vocalist Józef Skrzek. It was one of the most popular super-groups in Poland in the seventies; they also toured Czechoslovakia, Germany, Bulgaria, Sweden, Denmark and United States. The band split up in 1980 but was briefly re-activated in 1991, 1993, 1998 and finally in 2000.

One of the most influental and adventurous band in history of Polish progressive rock, Selesian Blues Band, as how SBB abbreviation initially meant, was founded in 1967 by multiinstrumentalist Jozef Skrzek with assistance of drummer Jerzy Piotrovski and 17 year old Greek-born guitarist Antymos Apostolis. Early days were spent, as band’s name suggested, playing blues standards. Band’s line-up at the time also included singer and harmonica player Ireneus Dudek. Band did some yet to be released radio sessions and gained local popularity.

Their February 1974 Krakow gig was issued as a live debut album, simply titled ‘SBB’. Free form compositions with unbounded solos and multiple rhythm changes made this truly innovative album a natural shock for the people raised on easy-listening pop hits by Czerwone Gitary (->) and likes.

With a strong debut LP behind, the band hit the road. SBB’s brilliant appearances at 1974 National Song Festival in Opole, and 1974 and 1975 Jazz Jamboree Festivals in Warsaw presented them as one of the hottest live acts in the country. Live set at the time included own compositions along with versions of R&B and jazz standards with Skrzek singing and constantly moving between electric piano, bass, and harp. Czech, Hungarian and German tours followed with addition of sax player Wlodimerz Nahorny. Two more fine progressive albums were issued in 1975 and 76.

By the end of the decade SBB have toured most of Europe and released several albums in Czechoslovakia, West and East Germany. However, it’s popularity in homeland declined. Skrzek eventually gained full control of the band and wanted to move it to shorter synthesizer dominated songs. Due to change in musical direction and ill health, Apostolis’ role became minimal. He even stopped playing live with the band. Slawomir Piwowar, another former Niemen sideman, stepped in, first – only on stage, then – as a full-time member

Reformed four-piece band played the ‘Pop Session’ gig to the background of an avant-garde movie at the Congress Hall, Warsaw in the fall of 1979 and released one more studio LP in 1980 before breaking up in November the same year due to exhaustion and personal clashes. (easternrock)

Found on elasticrock

link in comments
1 comment
Posted in , ,

Discorama (1970 & 1971)



Reedycja na jednej plycie CD z 2007 roku dwóch analogowych albumów zawierających 24 przeboje z lat 1970-1971. Wśród nagrań wiele kolekcjonerskich, radiowych wersji piosenek, nagranych m.in. przez zespoły Breakout, Czerwone Gitary, Grupę ABC i Dżamble. To trochę przypadkowe zestawy niepublikowanych na innych płytach nagrań radiowych powstałych w ramach Młodzieżowego Studia "Rytm". Wydawnictwo ma tę zaletę, iż jest to w miarę obiektywny dokument tego, co na początku lat siedemdziesiątych działo się w tzw. polskiej rozrywce. "Discorama" ma także walory kolekcjonerskie. Znajdziemy tu mniej znane, radiowe nagrania Haliny Frąckowiak z Grupą ABC, Czerwonych Gitar, Maryli Rodowicz, niepublikowane piosenki trochę już zapomnianej grupy Portrety czy zespołu Waganci. Są tu również pierwsze wersje utworów Dżambli i Breakout, które znalazły się później na ich katalogowych płytach. Ciekawostką są też przeboje jednego sezonu i pioseneki, które choć przebojami nigdy nie były, znalazły się na "Discoramie" z powodów ideologicznych. To 75 minutowa podróż w bardzo już odległą i egzotyczną, muzyczną przeszłość.

Track list:

1. Waganci - Co ja w tobie widziałam
2. Maryla Rodowicz - Najgłębsza z cisz
3. Amazonki - Nie zatrzymuj na mnie wzroku
4. Dżamble - Masz przewrócone w głowie
5. Pro Contra - Nie mów mi kocham
6. Portrety - Król w Thule
7. Grupa ABC - Nie ukryjesz się przede mną
8. Filipinki - On jest tu
9. Ala Eksztajn - Mój płacz ukoi wiatr
10. Respekt - Oboje
12. Wiślanie - Sam gdy zechce to powrócę
13. Grupa ABC - Moja mała sprawa
14. Breakout - Miałam cały świat
15. Edward Hulewicz - Co z tą dziewczyną
16. Maria Osuch - Dałaś mi szczęścia za dwa grosze
17. Waganci - Księżyc i legenda
18. Daniel Kłosek i Aryston - Która to gwiazda
19. Portrety - O Tobie, jesieni i innych rzeczach
20. Waganci - Marzenia o marzeniach
21. Czerwone Gitary - Zanim zakwitną łąki
22. Teresa Tutinas - Chłopcy, ja mam czas
23. Grupa ABC - Nigdy nie mam czasu
24. Portrety - Obraz twój

"Discorama" is reissue of 2 LP's from 1970 and 1971 contain the rare & unreleased tracks of polish beat and pop groups from early seventies.

link in comments
1 comment
Posted in ,

The Ceyleib People - Tanyet (1967)



The Ceyleib People to bardzo ciekawy, studyjny projekt zrealizowany dla wytwórni Vault w 1967. Głównym jego pomysłodawcą i wykonawcą jest znany gitarzysta Ry Cooder. Płyta jest niezwykłą fuzją psychodelii opartej na brzmieniach instrumentów orientalnych (sitar) i gitarowych "chropowatości" rodem a la Captain Beefheart. Grupa nagrała tylko tę jedyną płytę.

Ry Cooder's Ceyleib People are arguably one of the more innovative groups of the late 60s. Taking the loping blues romp of Captain Beefheart and filtering it through Indian music, the group created a very short album, what would be an EP now, of two 10-11 minute parts. For 1967, this is definitely hippy experimental music, hopping from guitar riffs to sitar drones to mellotron rambling and back without regard for convention. It's almost as if there was an intent to fuse the influences of Ravi Shankar with those of the old blues legends, except that rarely is there any true juxtaposition of both styles, instead one will start out and then give way to another, segment by segment. It's as if someone gave a studio the masters for several Ravi Shankar and Captain Beefheart albums, asked them to splice them together, and then left, only to have the engineer play a joke by adding parts of Days of Future Passed in as well. Overall, it's a pretty successful experiment especially considering its age. The reissue of the album gives you two new versions of the two pieces, "Aton" and "Aton II," supposedly processed, but not really sounding all that much different from the first two. While this might not have been so impressive had it been from a few years later, its presence in 1967 is quite prescient --- Mike McLatchey

link in comments
2 comments
Posted in , ,

Kapela Hałasów


(fot. Wacław Bugno)

Zegar bije, świat swoje cukruje godności,
O jak wielu już zwiodły jego obłudności
Zegar bije, ciało cię uciechą częstuje,
A zawetyć piekielne gorzkości gotuje.
Zegar bije, ciebie wnet na sąd zawołają,
Na którym ledwie święci sprawę wygrywają.
Zegar bije, śmierć życie ścina na inszy świat,
Ty nie wiesz czy w twej drodze trafisz na dobry trakt.
Zegar bije, już wieczność, wieczność następuje..

Jacka i Alicję Hałasów poznałem w tym roku. Na początku kontakt był telefoniczny, ale po kilku rozmowach zorientowałem się, że rozmawiam z kimś wyjątkowo bliskim. Spotkaliśmy się w maju w Nowicy i to spotkanie pozostawiło niezwykły ślad w moim życiu. Nie często bywa, że widząc kogoś po raz pierwszy ma się wrażenie, że zna się tę osobę od wielu lat. Od Jacka i Alicji bije tak niesamowite ciepło, że nawet kamienie nie pozostałyby niewzruszone. Atmosfera jaką potrafią wyczarować w swojej jurcie jest czymś niespotykanym na skalę chyba światową. Delikatnie, bez napięcia potrafią wciągnąć w swoje opowieści każdego bez względu na wiek. Transowe dźwięki liry korobowej i pulsujący gordon porywają słuchacza w zapomniany i zaginiony świat dawnych pieśni i opowieści. Spotkanie z Jackiem i Alicją wciąż żyje i tętni we mnie. Tęsknię za moimi przyjaciółmi.



Wędrujący po terenach dawnej Rzeczypospolitej dziadowie śpiewali pieśni o świętych, o cudownych objawieniach, o końcu świata i Sądzie Ostatecznym, o śmierci i pośmiertnej wędrówce dusz, a także historie oparte na wątkach biblijnych i apokryficznych oraz opowieści o rozmaitych tragicznych zdarzeniach (wojnach, pożarach, epidemiach, morderstwach itp.). Bogaty i zróżnicowany repertuar pieśniowy dziadów charakteryzował się tym, iż funkcjonujące w nim teksty posiadały swoistą wymowę religijną. W obrazowy sposób ukazywały ogólnoludzkie prawdy, jednocześnie przypominając o wynikających z nich zasadach moralnych. Rozważania te – jak szlachetny kruszec – szlifowane przez setki lat na bezdrożach Europy, nabrały wyrazistej i pięknej formy, do dzisiejszego dnia zadziwiającej kunsztem i bogactwem wyobraźni. Niestety większość repertuaru dziadowskiego – tak jak i sama postać dziada, lirnika - przepadła w odmętach dziejów, wraz z całą mądrością pokoleń zapisaną w pieśniach.


Zabawa w jurcie Nowica 2008 (fot. Filip Bojko)

Jacek Hałas - Absolwent Akademii Sztuk Pięknych, muzykant, śpiewak, tancerz, niespokojny duch. Współtwórca dobrych formacji folkowych (Bractwo Ubogich, Muzykanci, Ket Jo Barat, Lautari, Kwartet Wiejski, Nomadzi Kultury), projektów artystycznych (Poznański Dom Tańca, Tikkun, the Book) oraz teatralnych (w Teatrze Cinema, Teatrze Strefa Ciszy, Scholi Węgajty).



Zajmuje się tańcem korowodowym, tradycjami wędrownych śpiewaków, działalnością warsztatową i edukacyjną. Razem z małżonką Alicją jako Nomadzi Kultury od 2005 podróżują po Europie z tradycyjną Jurtą, gdzie prezentują efekty swych poszukiwań oraz przedsięwzięcia realizowane wspólnie z artystami z całego świata.

Od lat poszukuje śladów pieśni dziadowskich w żywej tradycji, zapisach etnografów, domowych archiwach i praktykuje grę na tradycyjnym instrumencie wędrownych śpiewaków - lirze korbowej.

Surowe, akustyczne brzmienie przyprawione szczyptą melancholii i tęsknoty za dawnymi czasami osiąga podczas swych koncertów dzięki unikatowym instrumentom: węgierskiej lirze korbowej z pracowni Beli Serenyiego, akordeonowi "Bell" z pracowni Franciszka Krasnodębskiego, bębenkowi radomskiemu spod ręki Macieja Żurka oraz drumli, rumuńskiemu kavalowi i gordonowi z Gyimes - serca Transylwanii. (serpent)


Kwartet Wiejski (Dublin 2008)

Kilka najciekawszych pieśni znalazło się na autorskiej płycie Jacka Hałasa pt."Zegar bije", która otrzymała nominację do Folkowego Fonogramu 2008r.




Austere acoustic sound seasoned with a pinch of melancholy and longing for the old times. Music to listen to, to dance to and to taste. Journeys through time and space, following the tracks of folk musicians - Poles, Jews and Gypsies - from Polish villages to Bukovina, the Balkans and sometimes even to the overseas countries. Dance experience - from dances in a dance barn to meetings with professional dancers - has helped them create their own style of running dance events and workshops. In their work they depend, most of all, on live music, processional dances and teaching dance steps "live" during the party.


(fot. Wacaław Bugno)

These most archaic dance forms are based on simple repeatable sequences of steps and gradually increasing dynamics. Being ornamented with beautiful melodies, they very quickly create a sense of community in a group of people who have not know one another before. A Yurt (Mongolian style round tent) - a movable folk dance hall which we can erect within an hour in any place in Europe and where they can create a magic place of the meeting with tradition.

The Nomads of Culture
Jacek Hałas - singing, hurdy-gurdy, accordion, Jewish harp, running dances
Alicja Hałas - folk drum, gordon (bus drum)


Zegar bije (Budapest 2006)


No comments
Posted in , ,

Yu Grupa - Uzivo Beograd 71 (bootleg)



Z muzyką byłej Jugosławi zawsze byłem trochę na bakier choć słyszałem wiele dobrych opinii. No i ostatnio właśnie wpadły mi bootlegowe nagrania z koncertu serbskiej grupy - YU Grupa - dokonane w Belgradzie w 1971 roku. Przyznam się szczerze, że po prostu oniemiałem. Nie spodziewałem się tak wspaniałego brzmienia. Ciężkie oparte na bluesie granie wprost mnie powaliło. Zespół jest w rewelacyjnej fomie. Długie jamy i improwizacje nie ustępują najlepszym brytyjskim wzorcom blues-rockowym w stylu Steamhammer, którego cover zreszta znajdziemy na płycie. Dla mnie absolutna rewelacja.

***

YU grupa (trans. "YU band") is a Serbian and former Yugoslav rock band. One of the pioneers in use of folk music elements in Yugoslav rock music, YU grupa is arguably the longest-lasting Serbian rock band.

YU grupa was formed in the autumn of 1970 by brothers Dragi and Žika Jelić (guitar and bass guitar), Miodrag Okrugić (organ) and Velbor Bogdanović (drums). In the beginning the band performed under the name Idejni Posed, given by Kornelije Kovač. In November of 1970 on their concert in Sinagoga club in Zemun, disc jockey Zoran Modli asked the audience to pik a name for the band. An unknown young man suggested the name YU grupa. Consistening the name, the band continued to hold birthday concerts on November 29, the date of Federal People's Republic of Yugoslavia declaration.

Their first song, "Nona", was recorded at the end of December. The song was inspired by folk music of Kosovo, and recording it YU grupa became one of the Balkan rock pioneers. Their first concert was organised by Nikola Karaklajić and Petar Popović, editors of the Radio Belgrade show "Veče uz radio". The concert was held in Dadov on the 21st of January 1971. During the year they held a number of concerts, mostly in Serbia. They recorded fourteen songs for the needs of Radio Belgrade, part of those songs later released on their single records. All the copies of their first single "Nona" were sold right after the release, but PGP RTB did not want to release new number of copies, so Jugoton became YU grupa's record label. The band performed at the Belgrade spring festival with the song "Tajna", also performed by Zdenka Kovačiček. Songs "Drveni most", "Mali medved" and "Devojka Džoj" were hits on all of their concerts. Okrugić's song "Opus 1" was very significant, but it was not released on any YU grupa album. (wikipedia)

Thanks to unknown blogger (don't remember the name)

link in comments
1 comment
Posted in , ,

The Modern Lovers (1976)



The Modern Lovers - amerykańska grupa proto punkowa ze stanu Massachusetts, działająca na początku lat siedemdziesiątych. Jej liderem był Jonathan Richman.

Historia ta jest tak genialna jak i muzyka, którą Jonathan Richman i jego zespół Modern Lovers tworzyli. Zespół Modern Lovers, w którym był on wokalistą inspirował się w swej muzyce popem lat 50-ych oraz dokonaniami Velvet Underground. Po odejściu z zespołu w 1978 roku Jonathan Richman zaczął powoli dystansować się od elektrycznego brzmienia gitar i jego muzyka jako solowego artysty zaczęła brzmieć bardziej akustycznie. Niektóre z nagrań i brzmień na płycie na pewno mogą przypominać stylistycznie dokonania Boba Dylana. W międzyczasie został zaproszony do zagrania w "There's Something About Marry” czyli „Sposobie na blondynkę" zwariowanej komedii twórców "Głupiego i głupszego" w której wystąpili m.in. Cameron Diaz czy Ben Stiller.



Jonathan Richman - vocal, guitar
Jerry Harrison - keyboards
Ernie Brooks - bass
David Robinson - drums

Massachussetts-born Richman rocked up to New York at the dawn of the 70's, an outsider even by outsider standards. An adenoidal, defiantly substance-free wussy boy, his chastely romantic lyrics recalled despised 50's vanilla crooners such as Bobby Vinton and Ricky Nelson. At that time cutting-edge culture was straight-jacketed into its own set of conventions, meaning if you were creative and owned a guitar you had to be a: S&M-obsessed heroin addict (Velvet Underground); a revolutionary, potty-mouthed heroin addict (MC5); a semi-naked, self-harming heroin addict (Iggy and the Stooges); a be-platformed Rolling Stones-esque heroin addict (New York Dolls). Or recently dead (Joplin, Morrison, Hendrix).


Roadrunner

He shouldn’t have stood a chance. But Richman had the sense to realise that hijacking ‘sensitive’ from the likes of Nick Drake and Joni Mitchell would have the life-scarred, sensation-seeking urbanites he courted laughing in the aisles if it was served straight up. His genius stroke was to twin his yearning lyrics with simple, chantable melodies, and beef them up with driving, Velvets-style riffs. 'Someone I Care About', 'Girlfriend', and 'Astral Plan'e might have catalogued his loneliness and desperation to connect with anything female, and 'I’m Straight' his unfashionable drug-free stance, but 'She Cracked' and 'Hospital' added a perverse twist of mental illness, and Pablo Picasso was plain perverse. His vulnerability came with a major personality disorder.



With the impetus provided by feverish gigging, the underground tastemakers lapped it up. Richman and his band the Modern Lovers went into the studio several times between 1972 and 1974, and recorded a bunch of garagey, John Cale and Kim Fowley-helmed sessions that were promptly shelved by their record company. With the Velvet Underground in pieces, the Dolls in freefall and the CBGB's crowd yet to emerge, the Modern Lovers' aesthetic fell into a musical dead zone and they imploded amidst rows about what direction they should take.

Too weird, too uncommercial, too ahead of their time, the tapes gathered dust until mad, bad and dangerous, punk came along four years later to make sense of what Richman was about. Compiled by Beserkely, the band's posthumous album Modern Lovers hit the zeitgeist running, finally rewarding Richman with the recognition he merited. And with the metronomic 'Roadrunner', which shared with punk an obsession with lowbrow culture ("I’m in love with the Stop ‘N’ Shop"), it even boasted an instant classic that so impressed the Sex Pistols they covered it.


Pablo Picasso

Perverse as ever, Richman "capitalised" on all this by turning his back on his hard-earned fame, assembling a new, flares and kaftan-attired Modern Lovers, arming himself with a beatific smile and penning nursery-rhymish ditties about ice cream vans and abominable snowmen. Since then he’s gone acoustic, gone Spanish-language and even appeared singing under a lamp post in 'There’s Something About Mary.' He’s never succumbed to fashion, burn-out or wrinkles (he’ll never see 55 again despite looking fresh as a high school graduate). Like a rogue planet he spins on his own orbit. He might look the same as the rest of us but he isn’t even in the same solar system.

As far as Richman’s concerned, Modern Lovers the album might have been a one-off, post-adolescent outburst, but its matter-of-fact sentimentality, unashamedly heart-on-sleeve approach and guileless honesty mean it’s ended up Ghengis Khan-like in the DNA of any musician who ever rejected the macho, sock-down-the trousers approach to matters of the heart – meaning pretty girls have been lining up to ‘comfort’ emotionally troubled troubadours such as Morrissey, Kurt Cobain, Belle and Sebastian and their ilk ever since.

link in comments
1 comment
Posted in , ,

Mahmoud Guinia - Sound of the desert



El Maallem Mahmoud Guinia also spelled Mahmoud Gania is a musician from Morocco. He has appeared on a number of recordings, most notably with Verve recording The Splendid Master Gnawa Musicians of Morocco.

The Guinia family are from the costal town of Essaouira, which is situated around 350 km south of Casablanca. Mahmoud Guinia was originally the second son of the late and great master of gnawa music, Maâllem Boubker Gania (1927-2000) and the famous clairvoyant and "moqaddema" Aicha Qabral. The first son, Ahmed, died as an infant. After Mahmoud was another son, Lahcen "Zitoune", who also died, then there is a sister, Zayda, who has followed in her mother's footsteps, and today also leads a band of sufi women. Then there is another brother, Abdelah, who is also a great master, there was a sister, Chmeia, who died a few years back, and finally there is Mokhtar, who is also a great master.



The origins of the family is West Africa, i.e. the area around the famous city of Timbuktu in present day Mali. The family were not abducted as slaves, as so many other Gnawa were, but were employed as soldiers in the sultan's army. They are regarded as the main exponent for the style of Essaouira, the souiri style, although Mahmoud Guinia is married to a woman from Marrakech, with whom he has two sons and a daughter. Both sons are rapidly on the way to become musicians and can be seen in the band at the annual Gnaoua World Music Festival in Essaouira in June.

Maâllem Mahmoud Guinia has put out a number of CDs, where the most famous was recorded by Bill Laswell and Oz Fritz and featured the American saxophone player Pharoah Sanders. Due to misunderstandings his name was spelled "Ghania", but the true spelling is Gania, which is in the passport and national ID.



Countless films and recordings have been done with this great Maâllem, who is one of the foremost in Morocco today, alongside his two brothers, Maâllem Abdelah Gania and Maâllem Mokhtar Gania, as well as the masters from Marrakesh in the Baqbou family, Maâllem Abdeltif Sidi Amara, the masters from Casablanca, like Hamida Bouzzou and Hamid El Kasri of Rabat.

Thanks to unknown blogger.

link in comments
4 comments
Posted in , , ,

Czerwone Gitary & Skaldowie - Ep's collection

Przedstawiam gratkę dla prawdziwych kolekcjonerów - kolekcję czwórek - Czerwonych Gitar i Skaldów wydanych przez nieistniejącą już chyba wytwórnię Yesterday. "Czwórki" zawsze cieszą się wielkim zainteresowaniem bowiem z reguły zawierają inne wersję utworów zawartych na katalogowych longplayach bądź zupełnie nieznane nagrania - nie wydane nigdy na płytach.



Track list:

01. Jutro odnajdę ciebie
02. Moja czarownica
03. Wieczorna opowieść
04. Jarmark
05. Jutro odnajdę ciebie
06. Nie chcę odejść
07. Kolorowa piosenka
08. Każdemu wolno śpiewać
09. Powołanie do wojska
10. Ballada przekorna
11. Zielone oczy Anny
12. Las ułożył tę piosenkę
13. Piosenka o Zielińskiej
14. Czarodzieje
15. Okrutna ochota
16. Pod górkę
17. Hymn kolejarzy wąskotorowych
18. Dwa, jeden, zero, start
19. Tańcząca zieleń
20. Nie płacz dzieciąteczko
21. Po górach, po chmurach
22. Ciemno tej nocy Betlejemskiej było
23. W żółtych płomieniach liści
24. Ach nie mnie jednej
25. Dzień dobry, do widzenia



Track list:

01. Pluszowe niedźwiadki
02. Bo ty się boisz myszy
03. Licz do stu
04. Taka jak ty
05. Dziewczyna z moich snów
06. Jesienny dzień
07. Mówisz że kochasz mnie jak nikt
08. Hosa-dyna
09. Lubisz gdy się gniewam
10. Dlaczego nie kochasz mnie jak dawniej
11. Historia jednej znajomości
12. Kto lepszy
13. Barwy jesieni
14. Byczek Fernando
15. Tuż przed zachodem słońca
16. Moja droga wiodła mnie do ciebie
17. Wolny wieczór
18. Jak mi się podobasz
19. Nad morzem
20. Jak wędrowne ptaki
21. Dzień jeden w roku
22. Mości gospodarzu
23. Mizerna cicha
24. Dzisiaj w Betlejem

This archives contain very rare collection of two polish beat groups from sixties - Czerwone Gitary and Skaldowie.

link in comments
1 comment
Posted in , , ,

Ed Kuepper - Honey Steel's Gold (1991)



To paradoksalne, ale są jeszcze muzycy - niezwykle zasłużeni dla rozwoju rocka - którzy znajdują się w całkowitym zapomnieniu lub cieszą się obecnie jedynie lokalną sławą. Do takich artystów należy Ed Kuepper - bezsprzecznie jeden z moich ulubionych wykonawców. Kuepper urodził się w Niemczech, ale całe swoje życie związał z Australią. W połowie lat siedemdzisiątych był liderem legendarnego punkowego zespołu The Saints. Po rozpadzie grupy stworzył nie mniej ciekawy punkowo-jazzowy projekt The Laughning Clowns, a następnie grungowy The Aints. Dla mnie jednak najciekawszymi produkcjami są jego solowe dokonania. Słychać tam wspaniałą sytntezę stylów od punka po psychodelię, a wszystko to podane w formie transowych ballad. Moim zdaniem twórczość Kueppera można stawiać śmiało na równi z nagraniami innych "ojców" i "matek" sceny alternatywnej - Iggy Popa, Lou Reeda, Jonathana Richmana, Patti Smith etc.


The Way I Made You Feel

Ed Kuepper (born Edmund Kuepper in Bremen, West Germany, 20 December 1955) is an Australian guitarist, singer and songwriter. He co-founded the seminal punk band The Saints, the experimental post-punk group The Laughing Clowns and later the grunge-like The Aints. He has also recorded over a dozen albums in his own name with a variety of backing bands, notably Ed Kuepper and the Yard Goes On Forever, Ed Kuepper and his Oxley Creek Playboys, Ed Kuepper and The Institute Of Nude Wrestling, The Exploding Universe of Ed Kuepper, Ed Kuepper and the New Imperialists and presently Ed Kuepper and the Kowalski Collective.

Kuepper was awarded ARIAs in 1993 and 1994 for Best Independent Australian Release (and nominated for similar awards in 1992, 1995, 1996, 1997 and 1998). He was probably Australia's most prolific recording artist in the early nineties.

In recent years, Kuepper has been involved in soundtracking radio drama and experimental films. He toured Australia and Europe performing semi-improvised music to some of these films under the banner of MFLL. Venues included The Institute of Modern Art (Brisbane), Sydney Opera House, The Austrian Film Museum (Vienna) and The Cartier Foundation (Paris), where Kuepper has the distinction of being the only rock musician to be invited to play apart from the Velvet Underground.

Ed Kuepper's most recent release is the 2007 album Jean Lee and the Yellow Dog, which is loosely based on the story of Jean Lee who was the last woman hanged in Australia, and features amongst others, performances by Jeffrey Wegener (Laughing Clowns), Peter Oxley (Sunnyboys), Warren Ellis (Dirty Three), and Chris Bailey (The Saints).

link in comments
1 comment
Posted in , , ,

The Misunderstood - Legendary Goldstar Album





W końcu 1963 roku w Riverside, Kalifornia narodził się zespół The Blues Notes. Skład: Greg Treadway (gitara, klawisze), Rick Moe (perkusja), George Phelps (gitara solowa). Młodzi muzycy zafascynowani muzyką surf i rock and rollem postanowili się pobawić przyjmując niebieski image, niebieskie włosy, gitary i nawet buty.

W 1964 dołącza do nich Rick Brown (śpiew, harmonijka), a na początku 1965 Steve Whiting (bas). Steve był gitarzystą, ale chcąc grać z nimi musiał zmienić zainteresowania. Piątka zmienia nazwę na The Misunderstood. Na wiosnę 1965 zaprosił ich do własnego studio William Locy, gdzie nagrali 6 własnych piosenek na pocztówki (acetate). Byli już pod wielkim wpływem brytyjskiej fali rytm and bluesa i dzięki niezłeym umiejętnościom wokalisty Ricka Browna, wyróżniali się z rzeszy młodych zespołów garażowych. W 1965 roku odszedł Phelps, który grał w kilku lokalnych zespołach. Zmarł pod koniec lat 70-tych. Zastąpił go Glenn Ross Campbell (gitara steel). Ich muzyka zaczyna wchodzić w obszar psychodelii z brudną gitarą i wpływami The Yardbirds. Campbell był bardzo utalentowanym gitarzystą. Wychował się w Anglii, od 1962 roku grał w Riverside, Kalifornia w grupą The Goldtones, z którą mieli spory hit Gutterball. W tym składzie w 1965 roku The Misunderstood nagrali dwie bluesowe piosenki na singiel. Pierwsza to utwór Jimmy Reeda, You Don't Have To Go, a druga Who's Been Talkin', była tworem Howlin' Wolfa. Płytka, wydana przez Blue Sound, nie zdołała się przebić, ale lokalne stacje radiowe grały ją nawet w LA. Jedna ze stacji radiowych w San Bernardino zatrudniła wtedy młodego ekscentrycznego prezentera Johna Revenscrofta, znanego później w Londynie pod pseudonimem John Peel. Szukał on sukcesu w Kalifornii, oferując w zamian dobrą znajomość sceny brytyjskiej. Opiekował się dwoma zespołami z Riverside, The Mystics i The North Side Moss. Na jednym z koncertów zauważył The Misuderstood.

Ravenscroft: "(...) już miałem odejść, kiedy zobaczyłem kolejny zespół wchodzący na scenę i przygotowujący się do występu. Wyglądali tak dziko i zabawnie, że postanowiłem zostać i posłuchać ich. Okazało się, że nazywają się The Misunderstood. (...) Oszałamiające. Rozbili obie poprzednie grupy na kawałki. Campbell wyglądał na niesamowicie wychudzonego i chorego z wyjątkowo długimi włosami. Zgarbiony nad swoją stalową gitarą grał najbardziej niewiarygodne kawałki, jakie kiedykolwiek słyszałem. Razem z basem i butelką Whitinga stanowili zdumiewająco elektryzującą mieszankę." (Nigel Cross, notka do albumu 1982)

Grupa szybko stawała się popularna ze względu na świetne koncerty, które dzięki nietypowym brzmieniom gitarowym, bardzo się podobały np. w klubie Pandora's Box w LA. Ravenscroft wziął ich pod opiekę. Na początku 1966 zabrał ich do Hollywood's Gold Star Studios na nagrania. Nagrali m.in. Shake Your Money Maker, Smokestack Lightning i I'm Not Talkin' (The Yardbirds). Pod jego wpływem zespół przenosi się do Anglii w lecie 1966 roku, gdzie spodziewa się lepszego odbioru. Niestety Rick Brown wpadł w sidła armii i lądował w Wietnamie. Pozostała czwórka z wyjątkowo długimi włosami, nadzieją i entuzjazmem wylądowała w Londynie.

Treadway: "John powiedział nam, że jego matka będzie na nas czekać i że zamieszkamy w jej domu, dopóki czegoś nie znajdziemy. Faktycznie ona nic nie wiedziała. Czekaliśmy pod jej mieszkaniem 8 godzin z całym sprzętem podczas, kiedy ona dzwoniła do Johna z pytaniem, co ci czterej chłopcy robią pod jej drzwiami. Był to zaledwie początek kłopotów. Tymczasem Greg dostał wezwanie do Marynarki i wrócił do domu." (Nigel Cross, notka do albumu 1982)



Na jesieni 1966 młody muzyk, Tony Hill z grupy South Shields, zastąpił Grega Treadway'a. Wiodło im się kiepsko. Żyli na wyrzucanym przez sklepy przeterminowanym jedzeniu, Glenn uzależnił się od jabłecznika, a Rick Moe od lżejszych narkotyków. Dzięki bratu Johna, Alanowi dostali kontrakt z Fontana Records. Wygląda, że Alan w ten sposób chciał odciążyć matkę, u której wszyscy mieszkali. Weszli do studio z producentem Dick'iem Leahy oraz uzależnionym od narkotyków inżynierem Rogerem. Nagrali 6 piosenek, z których dwie I Can Take You To The Sun / Who Do You Love? zostały wydane na ich debiutanckim singlu. W siedzibie Fontana w Stanhope Place, grali dla prasy i ten występ był szeroko komentowany. Grali My Mind, The Trip (To Innerspace), Children of the Sun, I Can Take You To the Sun. Campbell wyczyniał kosmiczne efekty z gitarą, a Rick deklamował instrukcje, jak odkrywać wnętrze psychiki. Tony i Rick siedzieli po turecku na podłodze. Kolejny singiel, Children of the Sun zawierał dużo efektów gitarowych. Prasa chwaliła muzykę. Występ w klubie Marquee był nowatorski i bił na głowę efekty specjalne Pink Floyd czy The Move. Muzycznie byli świetni, ale szwankowały sprawy menadżerskie.

Na początku 1967 rozpadli się. Kończyły się brytyjskie wizy, kłopotem były zezwolenia na pracę. Rick Moe dostał powołanie do wojska i zdecydowano, że pojedzie do Kalifornii załatwić wszystko, a reszta wyjedzie do Europy z powodu wiz. Moe prowadzi tzw. normalne życie dzisiaj, podobnie jak Steve. Rick trafił do armii, gdzie znalazł życie ciężkie, zaczął brać LSD, potem uciekł z armii i skończył na Haight Ashbury pośród narkomanów. Ścigany przez policję, umknął do Anglii, gdzie mieszkał z wynajętym mieszkaniu z Jeffem Beckiem, aż FBI go zabrała. Reszta po 3 dniach na promie między Calais a Dover, została wrócona do Anglii, gdzie unieważniono ich pozwolenia na pracę i deportowano. W październiku 1967 Fontana wydała singla I Can Take You To The Sun / Who Do You Love. Campbell grał w USA w grupie The Dirty Blues, potem pracował jako zmywarka. Na początku 1969 wrócił do Anglii i w marcu 1969 reaktywował The Misunderstood na bazie grupy Raya Owena w składzie: Glenn Ross Campbell (steel), David O'List (gitara, bas), Ray Owen (śpiew, gitara), Steve Hoard (śpiew), Chris Mercer (sax), Eddie (perkusja). W marcu zrobili TV show, a Fontana wznowiła singla Children Of The Sun / I Unseen. W czerwcu O'List rozstał się z grupą podczas koncertu. Ray Owen zabrał swoją grupę i skład się rozwalił. Został tylko Hoard. Najpierw doszedł Nic Potter (bas), a potem Guy Evans (perkusja). W lecie dużo koncertowali, głównie w Kornwalii. Nagrali 6 piosenek, głównie rytm and blues. Golden Glass stało się kultowym nagraniem psychodelii. Steve Hoard nie lubił tego utworu i na scenie śpiewał o szklance whisky. Wydali nawet dwa single (You're Tuff Enough/ Little Red Rooster (Fontana, maj 1969) oraz Never Had A Girl Like You Before/ Golden Glass (Fontana, lipiec 1969), ale w obliczu braku sukcesu rozwiązał zespół we wrześniu 1969 i płynnie przeszedł do problemu nowej grupy Juicy Lucy, która miała mały hit Who Do You Love. W zasadzie była to zmiana szyldu. (rock w3h)



The Misunderstood are just one of many in the pantheon of Legendary Lost 60's Bands. Not surprising, then, that my introduction to them was through the Rubble Box Collection, which is filled with lost gems. While basically an R&B garage band in the typical Stones/Animals vein, they gained prominence when Glenn Ross Campbell joined the band and introduced more Out There, pyschedelic elements into the mix, as well as his own slide-guitar stylings. Their two biggest hits were "Children of the Sun" and "I can take you to the Sun." Psychedelic indeed.

Though their entire career has mostly been forgotten, it's been well documented that legendary British DJ John Peel (may he Rest in Peace, that wonderful man) loved the Misunderstood, even going so far as to call them, "...as good a live band as I've ever seen," and that "If I had to list the ten greatest performances that I've seen in my life, one would be the Misunderstood at Pandora's Box, Hollywood, 1966. My God, they were a great band!" But wait there's more. Even as late as 2003, Peel had an total hard-on for them. When asked by Reader's Digest (wow I don't remember the Digest being so hip back when I was 12 and had a subscription) which is the best band he'd ever seen, he replied, in that terse, stoic manner that has so endeared Britons to the world, "The Misunderstood, from California." So Peel loved them. He even convinced them to move to the UK, hoping that they would find a more receptive audience across the Atlantic. While there, they recorded 6 tracks with Peel, but found neither fame nore fortune.

Recently the Misunderstood have had something of a revival, albeit on a small, insular scale. Ugly Things, the official party organ of 40-something acid burn outs, has given the them the cover treatment two issues in a row! As well, that magazine's lable, UT Records, has just released The Lost Acetates 1965-1966 . The recordings, culled from original drummer Rick Moe's archive of band material, feature never before heard tracks (which isn't saying much, really, because basically their entire catalogue has 'never been heard before' by most people), as well as some live stuff. Unfortunately, the album cover is hideous.

After the Misunderstood disbanded, Glenn Ross Campbell formed Juicy Lucy, who as far as I can tell (I have yet to come across any of their LPs) were a shitty band. However, they did write one good song, "Just One Time." Pete Kember, of Spacemen 3 fame, described "Just One Time" as 'a piece of genius,' and truly it is. A simple droning guitar line, backed up by some positively Steve Miller-esque eastern keyboard lines and monotonous, jazzy drums. Over top of it all, Campbell croons some wicked 60's druggy-politic slogans (sample: Just one time, I tell you now, Do your thing, and do it loud, Desert sands, the secret plan, The Lord's own knowledge is in your hands - go Glenn go!). Spacemen 3 recorded this song and titled it "Mary Anne." It is at the bottom of the Spacemen 3 post below, and worth checking out as a comparison to Campbell's original version.

Thanks to ChrisGoesRock

link in comments
    Serpent.pl