Roman Opałka - 1965/1 to infinity (1977)


Malarz, rysownik, autor tzw. obrazów liczonych. Urodzony 27 sierpnia 1931 w Abeville (Francja), zmarł 6 sierpnia 2011 w Rzymie.

Jeden z najbardziej znanych poza krajem polskich artystów - malarz, autor specyficznych "aranżacji przestrzennych", które w szczególny sposób podejmują tematykę wanitatywną. Równorzędną rolę odgrywają w nich dopełniające się wzajemnie elementy wizualne (obrazy, fotograficzne portrety artysty) i foniczne (jego głos odliczający kolejne liczby, wymalowane na płótnach).

W okresie II wojny światowej Opałka przebywał z rodziną w Niemczech. Z chwilą zakończenia działań wojennych powrócił do Francji, a w roku 1946 został repatriowany do Polski. Powtórnie wyjechał z kraju w roku 1977 i zamieszkał we Francji. Studia odbywał w łódzkiej PWSSP (obecnie ASP) w latach 1949-1950 i w warszawskiej ASP w ciągu następnych sześciu lat. Równolegle prowadził również indywidualne próby w zakresie rysunku i malarstwa realistycznego (kontynuowane do roku 1958). Na przełomie lat 50. i 60. zainteresowało go - podobnie jak wielu innych twórców - malarstwo materii.

Z dużym wyczuciem tworzył monochromatyczne kompozycje, których pobrużdżona faktura zachwycała wyrafinowaniem, a zarazem wyrazistością. W tym samym czasie powstawały abstrakcyjne rysunki mające charakter studiów kolorystycznych, gdzie Opałka stosował elementy monotypii i badał gradacje rozbielanych barw. Równocześnie wykonywał tuszem rysunki, których powierzchnię wypełniał kombinacjami figur geometrycznych i ich pochodnych: kratownic, form romboidalnych itp. Podczas gdy z prowadzenia doświadczeń fakturologicznych na dużą skalę artysta szybko zrezygnował, te ostatnie zdominowały jego twórczość i zaowocowały cyklami prac o wyraźnym rytmie ("Chronomy", 1961-63; utrzymane wyłącznie w tonacji szaro-czarnej "Fonematy", 1963-64).

Niemal w tych samych latach powstawały jednak sporadycznie obrazy oznaczone kolejnymi literami alfabetu greckiego, których płaszczyzny były reliefowo modelowane przy użyciu szerokiej szpachli ("Lambda", "Kappa", "Khi" itp.). Rygorystyczne, poziome podziały zdeterminowały również konstrukcje przestrzenne Opałki (cykl "Poduszkowce" wykonany z użyciem płótna, listewek i pierza, 1963-1964; drewniana kompozycja "Integracje", 1964-1966) oraz wysoko cenione i wielokrotnie nagradzane prace graficzne ("Opisanie świata", 1968-1970).


Wszystkie te realizacje wypełniały okres poszukiwań własnego języka, doświadczeń i eksperymentów. O takim właśnie ich charakterze świadczy chociażby fakt, że pierwsza indywidualna wystawa prac artysty odbyła się dopiero dziesięć lat po ukończeniu studiów - w roku 1966. Okres krystalizacji twórczej miał jednak nadejść jeszcze później, bo dopiero na początku następnej dekady. Wtedy właśnie zaczęła obowiązywać w sztuce Opałki, zapoczątkowana w roku 1965, zasada harmonii i permanentnej systematyczności, a następnie ta właśnie zasada zaczęła w niej przeważać, przybierając postać "idei progresywnego liczenia".

Odtąd powstawały wyłącznie rysunki ("Detale", "Kartki z podróży") i obrazy ("Obrazy liczone") wypełnione linearnym zapisem kolejnych chwil przepływającego czasu. "Notatka" wykonywana była białym pigmentem na szarym tle, przy czym każde kolejne było o 1% jaśniejsze od poprzedniego (ostatni zapis miał zostać sporządzony bielą na bieli). Jednocześnie Opałka nagrywał na taśmie magnetofonowej wypowiadanie kolejnych liczb, a z czasem zaczął regularnie, na bieżąco, fotografować własną twarz. W trakcie ekspozycji wszystkie te elementy składały się na rodzaj environment. Odbiór tego rodzaju działań (mających konceptualistyczne korzenie) w dużej mierze stymulowały liczne wypowiedzi samego autora, który podkreślał, że jego celem jest utożsamienie sztuki i życia.

Determinacja, z jaką Opałka trwał przy swojej idei, spotkała się zarówno z podziwem, jak negacją. Dość przypomnieć skrajne opinie krytyków krajowych. Bożena Kowalska uważa Opałkę za niezwykłą osobowość i jest konsekwentną admiratorką tej sztuki, natomiast Andrzej Osęka pisał przed laty, że od obrazów artysty bardziej interesująca jest, również pełna liczb, książka telefoniczna. Niewątpliwie jednak to właśnie indywidualna koncepcja tej twórczości, poświadczona wykorzystaniem zmieniającego się w czasie prywatnego wizerunku i własnego głosu, podniesiona do rangi uniwersalnego przesłania o charakterze współczesnego memento mori, zapewniła artyście międzynarodowy sukces (także komercyjny - malarz sprzedał już obrazy, które jeszcze nie powstały).



Opałka był laureatem wielu międzynarodowych nagród. Pierwsze z nich zaczął zdobywać za prace graficzne ze wspomnianego cyklu "Opisanie świata" (Grand Prix na 7. Międzynarodowym Biennale Grafiki w Bradford za otwierający serię kwasoryt "Adam i Ewa", 1968; otrzymał również Grand Prix na 3. Międzynarodowym Biennale Grafiki w Krakowie, 1969). W 1972 roku, podczas wystawy w londyńskiej William Weston Gallery, zerwał jednak zdecydowanie z dotychczasową twórczością: demonstracyjnie rozłożył ryciny na podłodze, a na ścianie zawiesił - jako jedyne ważne dzieło - jeden z "Obrazów liczonych". Ten gest rozpoczął jego dalszą drogę, trwającą do końca życia.

Malarza uhonorowano również Nagrodą Krytyki Artystycznej im. C. K. Norwida (1970). Brał też udział między innymi w Biennale w Sao Paulo (1969 i 1977), Documenta w Kassel (1977), reprezentował Polskę podczas Biennale w Wenecji (1995).

Był najdroższym żyjącym polskim artystą malarzem. W 2010 roku za trzy "Detale" nieznany nabywca w londyńskim domu aukcyjnym Sotheby's zapłacił równowartość 713 250 funtów (tj. ponad 3 mln zł).

Pod koniec kwietnia 2011 roku, kiedy w Berlinie otwarto wystawę Opałki "Oktogon", liczbą jaką artysta osiągnął w swoich płótnach było 5 590 000. W ostatnim wywiadzie udzielonym tuż przed śmiercią "Rzeczpospolitej" powiedział natomiast, że maluje obecnie liczbę "pięć milionów sześćset cztery tysiące i coś tam". Jego marzeniem było dojście do siedmiu siódemek. Miał to być moment, w którym jak obliczył, jego obraz stanie się zupełnie biały. Tego celu nie udało się jednak zrealizować. (Małgorzata Kitowska-Łysiak)



 In my attitude, which constitutes a program for my lifetime, progression registers the process of work, documents and defines time.

Only one date appears, 1965, the date when the first "detail" came into being, followed by the sign of infinity, as well as the first and last number of the given "detail".

I am counting progressively from one to infinity, on "details" of the same format ("voyage notes" excluded), by hand, with a brush, with white paint on a grey back ground, with the assumption that the background of each successive "detail" will have 1% more white than the "detail" before it. In connection with this, I anticipate the arrival of the moment when "details" will be identified in white on white.

Every "detail" is accompanied by a phonetic registration on a tape recorder and a photographic documentation of my face.-- Roman Opalka

The Polish-French conceptual artist Roman Opalka was best-known for his attempt to reflect and define the progression of time through his series of acrylic paintings of numerals titled Opalka: 1965/1-oo (one to infinity).

It was, he said, his way of painting time itself. Describing the works as "a march towards infinity", he began by painting the figure 1 in the top-left corner of a canvas, slightly bigger than four-by-six foot, in 1965, and continued, until his death, painting rows of consecutive numbers, completing five canvases of exactly the same size every year.

He deliberately used increasingly lighter paint against increasingly light backgrounds, which he said also reflected the progression of time. Whereas his initial backgrounds had been black, his later works had become barely visible, white on almost-white – blanc merité, or well-earned white, he called it. Each canvas, or "detail" as he described them, picked up with the figure one higher than the last on the bottom-right corner of his previous canvas.

His first-ever painting in the series is in the Modern Art Museum in Lodz, Poland. Last year, Christie's sold three of his "details" as a single lot which went for $1.3m.

According to the Italian writer Marco Pierini: "when the last of the painted numbers will not be followed by another one and the counting will be interrupted, this will leave the work not unfinished, but perfect."

In 2000 Lorand Hegyi, the Hungarian-born art historian, told the magazine Art News: "He dips the brush in the paint and paints as long as the colour remains. The numbers have a rhythm that reflects the rhythm of the hand. It is repetitive, but metaphorical as well. It is about dualism – good/bad, dark/light, man/God. He eliminates the differences. There is a mystical, spiritual aspect to his work that comes from his Polish-Slavic culture."

Opalka had painted more than five million digits – each made up of an increasing number of digits – by the time he died in a hospital in Italy, three weeks short of his 80th birthday, after falling ill on holiday. In other words, the last number he painted, said to be five million-something, had seven digits starting with a 5. "I know I'll never arrive at the perfect white on white," he once said, "for there's always a memory of the origin, of this black background. Only death can achieve my work."

To bolster his theme of defining the progression of time, he spoke each number, in Polish, into a tape recorder while he painted and, after each session, took a passport-style photographic portrait of himself, always wearing an open-neck white shirt and always expressionless. "All my work is a single thing," he said. "A single thing, a single life." On another occasion, he wrote:

"Time as we live it and create it embodies our progressive disappearance. We are at the same time alive and in the face of death – that is the mystery of all living beings. The problem is that we are, and are about not to be."

Opalka's works are on display in the Museum of Modern Art in New York, the Pompidou Centre in Paris and Hamburg's Kunsthalle. He was exhibited at the Sao Paolo Biennial in 1987 and at the Venice Biennale in 1995 and 2003. He has had solo exhibitions in New York at both the Yvon Lambert gallery and the John Weber gallery. Earlier this year, his works formed part of the show "Studies for an Art Exhibition" at the David Roberts Art Foundation in London.

His first-ever painting in the 1965/1-oo series, starting with the digit 1, is in the Modern Art Museum in Lodz, Poland.

Such prices show that the whole of each Opalka canvas represent far more than the sum of cold, motionless digits. At first look, you may not even tell you are looking at rows of numbers.

The digits are not of uniform size, thickness or lightness and seem to do a dizzying dance across the tableau.

Roman Opalka was born in 1931 in Hocquincourt, in northern France's Picardy region, to Polish parents who returned to Poland when he was four. After the Nazi invasion, the family was deported to Germany, where they remained until the end of the war and then returned to Poland. Opalka studied at the School of Art and Design in Lodz and later got a degree from the Academy of Fine Arts in Warsaw.

He painted his first "detail" of numerals in 1965 and in 1970 gave up all other art work to concentrate on the project and the "march towards infinity." Recalling the first tableau he started in 1965, he once recalled: "my hand trembled before the hugeness of the task, this little 1, this radical commitment to the first instant of irreversible time. It was the most courageous decision of
my life."

Opalka settled in France in 1977. He spent his time between homes in Venice and in Teillé, a commune in north-western France. France appointed him Commander of the Order of Arts and Letters in 2009. He is survived by his wife, Marie-Madeleine.

Roman Opalka, artist: born Hocquincourt, France 27 August 1931; married 1950 Alina Piekarczyk (marriage dissolved), 1976 Marie-Madeleine Gazeau; died Chieti, Italy 6 August  2011. (source)

1 komentarz:

    Serpent.pl