JuJu - A Message From Mozambique (1972)


O grupie JuJu w swoim rewelacyjny serwisie Magivanga wspominał poniekąd Conradino, więc pozwolę go sobie tutaj zacytować:

Początki legendarnego bandu Oneness Of Juju sięgają efemerycznego projektu Naikho & The Natives z San Francisco, który w 1971 dostarczył oprawy muzycznej sztuce Marvina X pt. Resurrection of the Dead, łączącej afrykański rytualizm z ideologią Nation of Islam. Niedługo później zespół zmienił nazwę na Juju i pod wpływem lidera grupy, rodzimego Zulusa Naikho Xaby, zaczął nagrywać afrocentryczny loft jazz przenosząc się do Nowego Jorku, gdzie dzielił przez pewien czas scenę z Pharaohem Sandersem, Anthonym Braxtonem i Ornettem Colemanem. Jego podporą był pochodzący z Richmond i ukrywający się wówczas przed FBI, saksofonista James Plunky Branch.

Mimo że Juju zadebiutowali pięknym, eksperymentalnym, niemal ezoterycznym albumem Message from Mozambique w 1972, zespół rozpadł się po nagraniu kolejnego krążka z przyczyn finansowych. Plunky wkrótce wrócił więc do rodzinnego Richmond w Virgiini, gdzie pod koniec 1974 stworzył od podstaw nowy skład z Ronniem Tellerem na perkusji i utalentowaną wokalistką gospel Jackie Holoman-Lewis, nazwany Oneness Of Juju w myśl przywrócenia czarnej społeczności afrykańskiego doświadczenia mistycznego z pomocą muzyki. Wkrótce dzięki lokalnemu didżejowi Jimmy’emu Grayowi został stworzony mały label Black Fire Records, który w 1975 wypuścił mityczny debiut grupy.

African Rhythms to jeden z absolutnych skarbów czarnej muzyki. Pomimo że nagrany w Stanach Zjednoczonych, ma w sobie tyle afrykańskiego ognia, co niejeden krążek z Nigerii czy Ghany. W warstwie aranżacyjnej i brzmieniowej materiał kontynuuje idee takich muzyków jak: Pharaoh Sanders, Ornette Coleman czy Sun Ra. Nosi jednak w sobie znacznie większy wpływ tradycyjnej, afrykańskiej rytmiki, która mocno osiadła na charakterze albumu dzięki geniuszowi Michaela Lea Babatunde. Legendarny bębniarz został zatrudniony przez Plunky’ego jako muzyk sesyjny grając na congach, djembe, perkusji i balafonie. Babatunde skomponował również kawałek Tarishi, współpracował przy stworzeniu Funky Wood, a także wirtuozersko poprowadził krótką rytualną kompozycję Chants – inwokację do boga Shango.

Muzycznie album mocno ociera się o soul i r’n'b z wyraźnym afro-funkowym czy jazz-funkowym pulsem, ale z mocnym etnicznym zacięciem, akcentowanym przez tradycyjne afrykańskie instrumentarium. Hitem, który przeszedł do historii, jest tytułowy kawałek African Rhythms. Ciężki, niemalże psychedeliczny numer, zagrany w wolnym tempie i graniczący z rytualnym zewem, nawołujący do chłonięcia i tańczenia do afrykańskich rytmów. Startujący donośnymi congami, do których po kilku taktach dołącza narkotyczny saksofon Plunky’ego, wkrótce zostanie podporządkowany hipnotycznemu głosowi Lady Eka-Ete (czyli Jackie Holoman-Lewis), która nadaje także inny utworom wokalnym niesamowitej, kosmicznej aury.

Barwa głosu tej mało znanej wokalistki balansuje pomiędzy seksownym rejestrem Carli Thomas i naturalną łagodnością Diany Ross. Jackie mocno wpłynęła z nim na charakter dwóch innych numerów wokalnych: Don’t Give Up oraz Liberation Dues – społecznego hymnu, skierowanego do czarnej społeczności, zamykającego płytę. Jednak przynajmniej połowa utworów na płycie to afrocentryczne fantazmaty, kolaże instrumentalne, przeplatane solówkami na congach, często zbudowane na dialogu instrumentów lub polirytmii – wśród nich wspomniany Tarishi. Trzeba dodać, że wszystkie zostały przepięknie zaaranżowane i perfekcyjnie wyprodukowane. African Rhythms to bez wątpienie jedna z tych płyt, która jest musem dla wszystkich fanów muzyki afrykańskiej i afrocentrycznej. --- Conradino Beb



Bass – Ken Shabala
Congas – Babatunde
Double Bass – Ken Shabala
Drums – Babatunde
Flute – Lon Moshe
Flute [Piccolo] – Lon Moshe
Flute [Wood] – Ken Shabala
Percussion [Shekere], Piano – Al-Hammel Rasul
Saxophone [Soprano] & [Tenor] – Plunky Nkabinde
Timbales – Jalango Ngoma
Vibraphone – Lon M

The first album by the group that later went on to become Oneness Of Juju! The album was recorded with a group that featured Plunky Nakabinde and Lon Moshe on reeds and percussion – plus Babatunde on congas and drums – and the overall sound is very much in kind of an Art Ensemble Of Chicago mode - with more "out" soloing overall, mixed with some of the spiritual jazz leanings that would show up more on the group's later work. The album's a fitting record for the Strata East label – as it shows the imprint's equal ability to carve up heavy avant work and more strident spiritual soul jazz. And if we say so ourselves, Plunky's really a wailer on tenor and soprano – sounding a lot like Kalaparusha or some of the other AACM players from the time! Titles include "(Struggle) Home", "Soledad Brothers", "Freedom Fighter", and "Nairobi/Chants". (Dusty Groove)

2 komentarze:

    Serpent.pl