Happy End - Kazemachi Roman (1971)


Niektóre kapele najwidoczniej powstały po to, by potrząsnąć gitarowym światem swoich krajów. Eklektyzm lat siedemdziesiątych łączący rocka, folk, blues i progresję urodził nie tylko cały panteon zachodnich bogów – z powodzeniem siał i zbierał żniwo w niemal wszystkich cywilizowanych krajach świata, z Japonią w ścisłej czołówce. Ukoronowaniem długiego procesu ewolucyjnego była grupa Happy End, której album „Kazemachi Roman” wielu miłośników azjatyckiego rocka uważa za najlepszą płytę w historii Kraju Wschodzącego Słońca. Z radością podpisuję się pod tym wszystkimi dostępnymi kończynami.

Żeby w pełni zrozumieć fenomen albumu „Wietrznego Miasta Romansu” (bardzo wolne tłumaczenie), warto chociaż trochę poznać sprawców całego zamieszania. Happy End stało w niejakiej opozycji do, królującego wówczas w Japonii, psychodelicznego rocka progresywnego. Do byłych członków Apryl Fool dołączyli Eiichi Ohtaki oraz Shigeru Suzuki i jako nowa formacja nagrali w 1970 roku album o tej samej nazwie, co grupa. Nie trzeba było długo czekać na następcę, który okazał się ponadczasowym przebojem.

Jak to czasami u rockmanów bywa, „Kazemachi Roman” jest albumem koncepcyjnym. Zespół starał się na nim przedstawić obraz stolicy Japonii sprzed Igrzysk Olimpijskich z 1964 roku, które na zawsze miały odmienić klimat Tokio – potrzebny był odpowiedni muzyczny memoriał. Postacią przewijającą się przez całą płytę jest legendarny, choć fikcyjny japoński detektyw – Bannai Tarao, posiadający siedem różnych twarzy, a stworzony w 1946 roku. Przy utworze „Haikara Beautiful” wpisany nawet jest jako autor tekstu, kompozytor i producent.

Happy End to grupa warta uwagi także z powodu tego, że jako jedna z nielicznych wykonywała utwory po japońsku, w umiarkowanym stopniu czerpiąc z zachodnich wzorców. Otwierający album „Dakishimetai” prawie jednogłośnie uznawany jest za typowy przykład rockowego hymnu. Południowe wpływy objawiają się z kolei w radosnym „Hana Ichi Monme”, a „Sorairo no Crayon” i „Kurayamizaka Musasabi Henge” prezentują hipisowskie wręcz, folkowe zacięcie. Ukłonem w stronę bluesa i ustnej harmonijki są „Haru Ranman” oraz największa perła na płycie – „Taifuu”. Żeby jeszcze bardziej urozmaicić i tak sporą mieszankę, panowie do zestawu dodali rock n’ rollowe „Haikara Hakuchi” oraz zblazowane, rozlazłe „Natsu Nandesu”. Nie mówiąc już o wspomnianym żarcie, jakim jest „Haikara Beautiful”.

„Kazemachi Roman” jest nie tylko kapitalną płytą, ale także interesującą skarbnicą socjologicznych spostrzeżeń. Happy End pokazuje, jak należy czerpać z zachodnich wzorców – z umiarem i dużym dystansem. Świadczą o tym chociażby nazwy utworów, tłumaczone jako „Westernized Idiot” czy „Westernized, Beautiful”. Duża dawka nienachalnego morału, która w połączeniu z przepiękną muzyką dała jedną z najlepszym płyt w historii azjatyckiego rocka. (źródło)


Eiichi Otaki - guitar, vocals
Shigeru Suzuki - guitar, vocals
Haruomi Hosono - bass, vocals
Takashi Matsumoto - drums, vocals

Happy End occupies a lonely place in the Japanese pantheon of rock divinities, for the band's members were the first to be brave (and percipient) enough to insist on presenting their songs in the Japanese language. This was at a time when such an idea was still considered un-authentic and slightly gauche, but the band persisted and ultimately won the day. Unlike most contemporary Japanese bands of the time, Happy End also refused to sweeten their albums with scatterings of Western rock covers, which has resulted in their work having long term homeland respect but precious little of musical value to the keen Western Japrock freak. For the truth is that Happy End's music is most reminiscent of soft rock such as WHEATFIELD SOUL-period Guess Who, a slightly heavier CS&Y and Badfinger, and contains no real musical highs such as guitar or organ solos of merit. Happy End was formed in 1969 by Apryl Fool's highly talented rhythm section Haruomi Hosono and Takashi Matsumoto, who were both songwriters of considerable note. The band signed to the experimental and visionary record label URC (Underground Record Club), which had set its sights on celebrating Japan-o-centric culture statements, many of which are too insular for most Western rock ears. The band's first LP HAPPY END was to these ears their best effort by far, each subsequent release being slightly blander, although the second LP LAEMACHI ROMAN has its moments. Signing to the larger King record label, Happy End had Van Dyke Parks produce their third LP confusingly also entitled HAPPY END. A concert recording from 1972 was released posthumously in 1974 as the LP LIVE HAPPY END. The band existed between 1969-73, during which time they enjoyed no major record sales, but were always darlings of the rock critics, especially when they collaborated with Little Feat's Lowell George on the song "Sayonara America, Sayonara Nippon". They also had the nerve to back acoustic folk singer Nobuyasu Okabayashi when he went electric, even though it was considered a Dylan-like act of treachery to traditionalists. Nowadays, with all of its band members having achieved a consistent level of success, Happy End is best known for the song "Kaze Wo Atsumete", which was featured in the movie LOST IN TRANSLATION. Bass player Hosono later formed the highly influencial Yellow Magic Orchestra, while drummer Matsumoto would later direct movies and write Top Ten hits for Eastern stars Agnes Chan, Masahiro Kuwana and Seiko Matsuda. --- Julian Cope

0 komentarze:

Prześlij komentarz

    Serpent.pl