Szczególny przypadek prawa własności



Maciej Gachewicz
Tekst został opublikowany w 6 numerze pisma Rewolta

Ona jest moja i nic ci do tego. Trzymaj się od niej z daleka. Ja kocham tylko ją, ona kocha tylko mnie. Jestem dla niej wszystkim. Wszystkie jej przyjemności, wszystkie myśli, wszystkie uczucia i pragnienia to ja lub ze mną. Zaspokajam jej wszystkie potrzeby. Jestem bogiem dla niej, a ona dla mnie. Tak czy nie? Nigdy. Nigdy nie będziesz do końca jej, ani ona nie będzie dla ciebie twoja. Ten wspaniały wszechświat niezniszczalnej wolności. Wszelkie próby dotarcia do jej końca kończą się klęską (im bliżej wydaje ci się, że jesteś jego skraju tym dalej od niego w rzeczywistości jesteś)

niepotrzebnymi cierpieniami:
  • zazdrością - nienawiścią, konkurencją, samotnością wśród innych obcych, "niekochanych" - bo nie można przecież kochać jednocześnie,
  • rozczarowaniem - wobec nieskończoności pragnień stajesz bezradny, twoje pretensje zaspokojenia jej pragnień są w najlepszym przypadku śmieszne i żałosne, a w najgorszym prowadzą do faszyzmu miłości, szantażu monogamii,
  • bolesną "kategoria" piękna - ty jesteś "piękna jak z obrazka" (albo lepiej - jak z ekranu), ciebie pokocham, ciebie kocham od pierwszego wejrzenia, ciebie kocham "pięknem", ciebie kocham konkurencją, "sobą" - bądź moim marzeniem - cała reszta "brzydkich" - twoje "piękno" w bagnie ich zazdrości nadaje sens mojemu życiu.
wyimaginowanymi wyrzeczeniami:

tak jak monogamia jest karkołomną strukturą ideowej ofiary z siebie, rytualnym wyrzeczeniem się życia, kolejną (nie uświadamianą) rozpaczliwą rezygnacją z totalności, różnorodności w ruchu na styku energii i czasu, myślenia i uczuć, śmiertelną klęską radości życia.



Kocham ją, ofiarowałem się jej, a ona mnie, nie mogę przecież teraz kochać kogoś innego - to nie w porządku, to kłamstwo. Ale co jest większym kłamstwem? Czy to, że ona nie wie o tym, że jest tą jedyną, czy to, że kłamiesz przed sobą, zabijasz swoje uczucia do innych, swoje pragnienia, zachowujesz obojętną twarz, "zakładasz kolejną maskę" - kłamiesz, grasz, ukrywasz, jesteś samotny.

A jeżeli masz mimo wszystko pretensje do realizacji swojego absurdalnego prawa własności, to albo:
  • wasze życie staje się, poprzez obustronny kompromis wyrzeczenia się siebie, zrytualizowanym spektaklem, automatyzmem pozorów.
  • albo będziesz żył w lęku i niepewności - czy ona kocha cię naprawdę? Czy kocha do końca? Ktoś inny może przecież okazać jej się bliższy. Może przecież zniknąć nagle z twojego życia. Musisz się starać, walczyć o nią, zdobywać ją, konkurować, być lepszy... lepszy? według czego? lepszy według kolejnej wyimaginowanej hierarchii - lepszy w hierarchii - coraz dalszy od siebie samego, a tym samym coraz dalszy od niej, coraz bardziej wbrew intencją - samotny, coraz dalszy od miłości, coraz bliższy zwykłej transakcji rynkowej coraz bliższy utopienia samotności w uprzedmiotowieniu, śmierci za życia w "miłości".



Musisz opleść ją szczelnie siecią miłości własnej (swojej miłości do samego siebie usilnie jej narzucanej - świadomie czy nieświadomie, aktywnie, czy biernie), miłości wyłącznej (miłości do jej miłości do ciebie). Bo ideałów nie ma, nawet w bajkach. Zawsze są lepsi i gorsi od ciebie.

A ty oprócz tego, że istniejesz musisz coś jeszcze. Bo warunkiem miłości monogamicznej jest właśnie to coś więcej (piękno, talent, oryginalność, zazdrość, własność) cokolwiek, co w jakiś sposób pozwoli osłodzić ofiarę. Czy miłość jest nagrodą za wierność, czy może wierność jest nagrodą za miłość? Miłość ograniczona sama sobie nie wystarcza. W świecie jaki nas otacza miłość monogamiczna jest skazana na klęskę. A nawet gorzej, jest jedną z najbardziej trwałych podstaw tego całego gówna. Ci, którzy kwestionują wiarę, uznają dogmat miłości monogamicznej za niepodważalny. Dlaczego by w jej imieniu nie robić wypraw krzyżowych na małą skalę, albo przynajmniej nie dać w mordę konkurentom do jej "ręki". Nie dość, że miłość monogamiczna daje iluzoryczne poczucie bezpieczeństwa, pewności, stałości, ugruntowania, próbuje zatrzymać coś co nie daje się uchwycić, zatrzymać, przewidzieć, to jednocześnie stanowi niepowtarzalny fundament kolejnych nikomu nie potrzebnych, bolesnych wyrzeczeń - bo jeśli można się ograniczyć tutaj, jeśli można ograniczyć nawet miłość, jeżeli pozwalamy nawet na to, to inne ograniczenia, inne wartości, inne zasady są naprawdę niczym w porównaniu z miłością - po co z nimi walczyć, dlaczego czemukolwiek i komukolwiek się sprzeciwiać? Miłość nie wystarcza miłości. Dzisiaj miłość sama w sobie nie wystarcza, bo jest ograniczona, wytłumiona, spętana. Dlatego też samo życie nie wystarcza już życiu. Żeby żyć trzeba mieć sens - państwo, naród, Boga, Chrystusa, rodzinę, dziewczynę, dziecko...



Żeby ją zdobyć w konkurencji musisz ją więc w perfidny sposób uzależnić od siebie, pozbawić osobowości, zapłodnić - samym sobą - obcym, którego celem jest jej wewnętrzna sterylizacja i wykorzystanie jako inkubatora do ekspansji obcej (także tobie) osobowości, pogłębiania mistyfikacji wegetacji. Zawsze tak jest - albo któraś ze stron dominuje, albo dochodzi do jeszcze jednego kompromisu w kompromisie współczesnego życia, cichej desperacji zjadających od środka obustronnie niezaspokojonych, wypartych pragnień.

Dostajesz od niej poczucie bezpieczeństwa, masz się na kim oprzeć w obcym świecie (obcym także właśnie przez "miłość"), masz z kim walczyć z "naturalną" samotnością, masz z kim uciec od przerażającej niestałości, różnorodności, przypadkowości życia - pogrążając się w jeszcze boleśniejszej samotności kłamstwa we dwoje, pewności negatywnego prawa własności, wreszcie nienawiści w więzieniu roszczeń posiadania, w piekle kontraktu na miłość.

Masz też wreszcie komu imponować i przed kim grać. Dostajesz wreszcie upragnioną główną rolę w spektaklu życia. Stajesz w świetle jupiterów przed zachwyconą, "rozkochaną", "kupioną" publicznością. Ale niech tylko ona spotka się, prześpi z innym - to koniec. Twoja wyłączność, twoje prawo własności do niej, twoja doskonałość, wyjątkowość zostały podważone i to przez kogo, przez kogoś kto rzekomo ciebie kochał. Tego nie można wybaczyć. Twoja duma, miłość własna, twoja męskość, zostały wystawione na pośmiewisko - superman, którego porzuciła jego własna dziewczyna - żałosne. Okazało się po prostu, że jak podejrzewałeś od początku, jest kurwą, głupią pizdą i niczym więcej.



Co gorsza "miłość" jest często jedynym środkiem do osiągnięcia "normalności". Tak po prostu się robi i powinno się robić. Kobieta i mężczyzna łączą się ze sobą i rozkładają rozpacz na dwoje. Faktycznie tylko potęgując rozpacz, bo miłość ograniczona w świecie potencjalnej wolności, nieograniczoności, zmienności, różnorodności, pozytywnego prawa własności (wszyscy są właścicielami wszystkiego) jest kaleka, szybko się kończy, jeżeli w ogóle jest możliwa.

Masz więc swoją dziewczynę, możesz pokazywać wszędzie: jestem normalny, jestem taki sam szary jak wy wszyscy, pozbyłem się samotności, znalazłem sens w życiu. Masz dziecko, masz żonę. Masz obowiązki, musisz pracować. Nie masz czasu na "głupoty", możesz już zapracować na niepokój. Pustka, bezsens, obcość znajdują wreszcie ujście w rodzinie. A jeżeli nawet nie, to nic więcej nie można zrobić, nic innego się nie wymyśli, ludzie żyją tak od tysięcy lat. Trzeba ze spokojem i pokorą poddać się temu co Pan dla nas obmyślił.



Czy miłość to gra, zazdrość, konkurencja i własność? Czy miłość to kanibalizm? Dlaczego miłość jest boleśnie, sztucznie ograniczona do jednego centrum, do jednej osoby, do jednej rodziny? Dlaczego miłość do ludzi "spoza", do "obcych" jest niewyobrażalna? Dlaczego miłość może być ograniczona?

Bez względu na to co będziesz robił czeka cię wygnanie. Czy się dostosujesz do obowiązującej monogamii (wygnanie z samego siebie), czy nie (ostracyzm społeczny). Rób co chcesz, co mówią ci twoje pragnienia. Ekshibicjonizm pragnień jest fundamentem rewolucji, jest jedyną drogą do życia marzeń, do urzeczywistnienia z dnia na dzień nowej utopii.

Napisałem to z pozycji faceta, bo nim jestem, ale wydaje mi się, że mogłaby to napisać również kobieta. Jest tylko jedna różnica, jeszcze jedno bolesne ograniczenie, na którym wspiera się monogamia i nienawiść. Kiedy facet kocha się z wieloma kobietami staje się bardziej atrakcyjny, mówi się, że jest szczęściarzem i wzbudza zazdrość mężczyzn, namiętność kobiet. Kobieta, która sypia z wieloma mężczyznami jest po prostu kurwą - i znowu chodzi tu przede wszystkim o naruszony prestiż zdradzonego mężczyzny, a nie o nią samą. Nie uświadamiany faszyzm tworzy kanwę naszego życia. Tolerancja to z trudem ukrywana nienawiść. (...)

0 komentarze:

Prześlij komentarz

    Serpent.pl