Przypomniałem sobie o zespole Następcy Tronów przesłuchując po raz kolejny składankę, którą kiedyś prezentowałem "Wrenchin' The Wires". Wydaje mi się, że muzyka Następców nie przetrwała próby czasu, ale trudno to wyrokować po jednym utworze, który pozostał po zespole (a może gdzieś jeszcze istnieją jakieś nagrania). W tym miejscu muszę poruszyć problem zupełnego imbecylizmu ludzi, którzy albo "ukrywają" rarytasy polskiej muzyki beatowej - albo kompletną bezmyślnością jeśli np. nagrania te leżą sobie na półkach. Myślę, że znamienne jest to, że zagraniczni wydawcy potrafią dotrzeć do tych nagrań i wydać je na Zachodzie, a w Polsce nic - NIC SIĘ NIE DZIEJE - kompletna pustka.
Eryk Krasucki
Następcy Tronów – żydowski big-beat ze Szczecina
Tuż po wojnie do Szczecina zjeżdżali ocaleni Żydzi z różnych stron Polski. Jedni chcieli tam zostać, dla innych był to jedynie przystanek w drodze za granicę. W pierwszej połowie 1946 r. liczbę Żydów szacowano w mieście na ok. 31 tys., co stanowiło ok. 40% całej jego nowo przybyłej populacji. Po pogromie kieleckim nastąpiła jednak przyśpieszona i masowa emigracja żydowskiej społeczności Szczecina. Szacuje się, że w ciągu kilku miesięcy miasto opuściło ok. 20 tys. osób, a dane z roku 1949 mówią o ok. 6,5 tys. Żydów zamieszkujących zachodniopomorską stolicę (1). Ci, którzy pozostali, jak również ci, którzy przybyli tu w okresie późniejszym, starali zorganizować swoje życie w sposób normalny. Wśród instytucji, które miały nad ową normalnością czuwać były w pierwszym okresie Wojewódzki Komitet Żydów w Polsce oraz Żydowskie Towarzystwo Kultury. Obie te instytucje, będące lokalnymi odgałęzieniami centralnych instytucji połączyły się w 1950 r. w Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Żydów w Polsce (TSKŻ). Organizacja ta w okresie stalinizmu na plan dalszy zepchnęła sprawy kulturalne, a zajęła się „wielką polityką”, ograniczając się do organizowania masówek o wyraźnym politycznym profilu i okolicznościowych imprez, niekoniecznie bezpośrednio związanych z historią polskich Żydów (2). Społeczność podchodząca początkowo w sposób nieufny do TSKŻ z czasem zaczęła spoglądać na nie przychylniejszym okiem. Podstawowym powodem tej zmiany była możliwość spotkania z językiem żydowskim, który poza towarzystwem był już zupełnie nieobecny (3). Październik 1956 r. wzmocnił tę tendencję. Coraz słabiej maskowany antysemityzm części polskiego społeczeństwa powodował, że szczecińska organizacja żydowska stawała się bardziej hermetyczna. W tle tego wszystkiego coraz silniej zaczął być słyszalny głos nowego pokolenia – ludzi urodzonych w trakcie wojny lub krótko po niej. Młodzież ta różniła się wyraźnie od swoich rodziców. Przede wszystkim, obca jej była trauma holocaustu. Z myślą o młodych powołano więc w ramach TSKŻ sekcję młodzieżową, ale w krótkim czasie okazało się, że jej propozycja nie przemawiała do młodego pokolenia szczecińskich Żydów. Przywódcy organizacji byli tego świadomi, o czym przekonuje wypowiedź sekretarza oddziału TSKŻ, Izraela Białostockiego, który na łamach „Naszego Głosu” będącego lokalnym dodatkiem do „Fołks Sztyme” stwierdzał: „Czas dokonać rewizji pojęć starych o młodzieży. Dość „zaskorupienia” się klubów – ma być i miejsce dla młodzieży” (4). Ta i inne utrzymane w podobnym tonie wypowiedzi otwierały drogę do włączenia w działalność towarzystwa tak nietypowego na pierwszy rzut oka zjawiska jakim był zespół big-beatowy.
Jak w wielu opowieściach opowiadających o prehistorii polskiej muzyki młodzieżowej, wszystko zaczęło się od Radia Luxemburg, którego z wypiekami słuchała „mniej grzeczna” część nastolatków w Polsce. Jeden z członków zespołu, Franek Gecht, tak po latach wspominał popaździernikową atmosferę: „Polski Październik oznacza nie tylko zmiany polityczne, a też nową muzykę dla nas, nastolatków. Ojciec Mietka stracił pracę, Mietek zyskał za to bardzo nowoczesne radio „Undine”. Audycje „Radia Wolna Europa”, a szczególnie „Radia Luxemburg” wypełnione nową ciekawą muzyką zaczęły wypełniać nasz wolny czas. Zaczęliśmy od jazzu i szybko przeszliśmy na rock’n’roll. Nasi faworyci to Elvis, Paul Anka, Tony Steel, Conie Francis i Brenda Lee. W 1958 Włodek Faingold wyjechał do Kanady i przysłał stamtąd paczkę z płytami. Pojawił się zespół instrumentalny The Shadows, a później The Beatles i setki innych. Naśladowaliśmy ich wygląd zewnętrzny, ubrania i fryzury. Zaczęliśmy tańczyć inaczej. W 1959 uczymy się „lipsy” na kolonii w Srebrnej Górze. Starsze pokolenie kręci nosem” (5). Muzyka staje się coraz ważniejsza w ich życiu.
Bezpośrednim impulsem dla powstania zespołu okaże się pobyt Mietka Klajmana na kolonii letniej w Pleniewie w 1961 r. Jej uczestnikami są również zaczynający muzyczną karierę łodzianie, Adam Hauptman i Marian Lichtman. Ten drugi stanie się za czas jakiś jednym z Trubadurów. Na razie obaj upewniają młodego Klajmana w tym, że rock’n’roll jest muzyką, która nie wymaga wielkich umiejętności i przy odrobinie dobrych chęci można szybko nauczyć się najprostszych melodii. Po powrocie z kolonii szczecinianin kupuje swą pierwsza gitarę i w myśl instrukcji nadsyłanych pocztą przez Hauptmana próbuje grać. Piłka nożna, która była dotąd pierwszą miłością Klajmana schodzi na plan dalszy, choć jeszcze do 1963 r. będzie on z powodzeniem grał w juniorach Pioniera Szczecin.
Do tego, aby stworzyć zespół muzyczny potrzeba jednak innych zapaleńców. Bardzo szybko do Klajmana znającego już sześć najważniejszych akordów dołączyli inni – Mietek Lisak, posiadający słuch absolutny i grający najpierw na akordeonie, a od 1962 r. na gitarze, a przede wszystkim Sioma Zakalik, który wyróżniał się tym, że jako absolwent Państwowej Szkoły Muzycznej potrafił czytać nuty. Choć jego szkolnym instrumentem były skrzypce, szybko porzucił je na rzecz perkusji. Po jakimś czasie, gdy do zespołu dołączył Józek Laufgas, obarczono go obowiązkami wokalisty i chyba z tego powodu uważany był na zewnątrz za lidera grupy, choć niekwestionowanym przywódcą w obrębie zespołu był Klajman.(6) Do roli frontmana pretendowały Zakalika z pewnością warunki fizyczne, był jak przystało na młodzieżowego idola nad wyraz przystojny. Do zespołu szybko dołączył również grający na pianinie Kuba Ciring, który umiejętności muzyczne wyniósł z domu (jego matka była nauczycielką w szkole muzycznej) oraz Olek Kuperberg, który przyniósł do zespołu samodzielnie wykonaną gitarę basową. To mówi wiele o ówczesnych trudnościach, jakie stały przed zespołami „mocnego uderzenia”. Nie było instrumentów, nie było umiejętności, ale chęci ogromne.
Pozostało wymyślić nazwę. Stanęło na Następcach Tronów, która choć kojarzy się biblijnie nie ma ze świętymi księgami nic wspólnego. To zresztą, jak się zdaje, by nie przeszło, nie były to czasy, kiedy zespół grający ostrą muzykę mógł tak bezpośrednio nawiązywać do biblijnych inspiracji jak choćby współczesny 2Tm2,3. Nazwa zespołu wzięła się mianowicie z innej fascynacji kulturą zachodnią – kina. „Następcy Tronów” był tytułem włoskiego filmu, jaki na początku lat 60, gościł na ekranach polskich kin. Chłopakom przypadł on bardzo do gustu, a melodia z niego stała się oficjalnym sygnałem, czy jak chcą niektórzy, hymnem grupy. Zespół grał początkowo, tak jak i inne polskie big-beatowe zespoły, znane angielskie przeboje. Klajman wspomina po latach, że chyba jako pierwsi w Polsce grali You really got me z repertuaru The Kinks. Jak się okazuje dostęp do muzyki zachodniej był całkiem niezły. „Piosenki The Beatles graliśmy dwa tygodnie po ukazaniu się w Anglii” (7) – twierdził założyciel grupy, a historyk zadaje sobie pytanie o szybkość przenikania wpływów zachodniej popkultury w obręb siermiężnej gomułkowskiej przestrzeni kulturalnej. O tym jak te wpływy były żywe świadczy olbrzymia ilość powstałych wówczas zespołów i wykonawców big beatowych. Triumfy święcili Czerwono-Czarni i Niebiesko-Czarni, a dwie edycje organizowanego w Szczecinie Festiwalu Młodych Talentów odkryły takie gwiazdy jak Czesław Niemen, Karin Stanek, Mira Kubasińska czy Tadeusz Nalepa. Warto zaznaczyć, że Następcy Tronów nie byli wyjątkiem wśród żydowskiej młodzieży. Podobne zespoły działały w innych miastach. W pamięci ówczesnych obserwatorów sceny muzycznej pozostały takie grupy jak łódzkie Śliwki czy wrocławskie Nastolatki. Członkowie tych grup spotykali się systematycznie na letnich obozach organizowanych przez TSKŻ.
Pierwszy ważny koncert odbył się w 1962 roku w szczecińskim Klubie Kolejarza. Z relacji członków zespołu wynika, że spodobał się on zebranej publiczności, a szczególny aplauz zyskał przedstawiona wersja utworu If I had a Hammer z repertuaru Pete Seegera.Wkrótce po tym wydarzeniu Następcy Tronów uzyskali zgodę na odbywanie prób w szkole im. Icchaka Lejba Pereca zlokalizowanej w szczecińskiej dzielnicy Niebuszewo, a studencki klub TSKŻ przygarnął ich pod swoje skrzydła na ulicę Słowackiego. Opiekunem zespołu z ramienia tej instytucji został Marek Laner. Z pierwszymi próbami łączy się anegdota przytaczana przez ówczesną przewodniczącą Koła Studenckiego, Różę Król, którą skierowano do dyskretnej obserwacji poczynań muzyków, ćwiczących swoje utwory w auli, której istotne wyposażenie stanowił rzadki wówczas telewizor. Zachodziła obawa, że „młodzi barbarzyńscy” uszkodzą bądź zniszczą tak cenny nabytek szkoły (8). Do niczego podobnego nie doszło, chłopcy okazali się dobrze ułożonymi ludźmi, a mozół wielogodzinnych prób zaczął przynosić zaskakująco dobre efekty. Zespół z wolna stawał się lokalną atrakcją. Młodzież z coraz większym entuzjazmem przyglądała się poczynaniom muzyków. I nie chodzi w tym przypadku jedynie o młodzież żydowską, bowiem popularność grupy skutecznie zaprzeczała etnicznym podziałom. Dziś doprawy trudno sobie wyobrazić 20 tys. tłum młodych szczecinian zebrany na jakimkolwiek rockowym koncercie w Parku Kasprowicza, a w 1965 r. podczas konkursu „Na nas czeka zlotowa Warszawa” Następcy Tronów grali właśnie przed taką publicznością.
Od roku 1963 grupa zaczęła tworzyć własny repertuar. Szło to równolegle ze zmianami jakie następowały na polskiej scenie rozrywkowej. Za główny impuls do powolnego odchodzenia od kopiowania zagranicznego repertuaru uznaje się hasło rzucone podczas festiwalu w Sopocie Niebiesko-Czarnych: „Polska młodzież śpiewa polskie piosenki” (9). Współgrało to z oczekiwaniami władz, którym zależało na odwiedzeniu młodzieżowych twórców od powielania niebezpiecznie rozluźnionych zachodnich wzorców, a więc, posługując się cytatem z ówczesnej prasy „kultu tupetu, zgrywy i wygłupu”(10). Tego ramy socjalistycznej moralności zaakceptować nie mogły, stąd polski big-beat był wyraźnie ugrzecznioną wersją tego, co działo się po drugiej stronie „żelaznej kurtyny”. Następcy Tronów nie odbiegali od tego schematu. Tytuły ich piosenek mówią wiele o charakterze wykonywanego repertuaru. Puste pola, Bukiet róż, Zaproszę cię na lody czy Łzy to tylko niektóre z nich. W tekstach było sporo poezji i charakterystycznej dla utworów z tamtego czasu nostalgii, czego dobrą próbkę znaleźć można w refrenie piosenki Zagubione wspomnienia: „Nie budź wspomnień, niech drzemią / Skulone pod latarniami / I one w liść zeschły się zmienią / I my już nie ci sami” (11). Autorem tych słów były dwie zaprzyjaźnione z zespołem studentki poznańskiej polonistyki Krystyna Biercewicz i Luba Zylber. Teksty dla Następców Tronu pisali również inni m.in. Roza Pojman, która po latach została żoną Klajmana. Z czasem dziewczyn wokół zespołu zaczęło się pojawiać coraz więcej. Rzecz jasna, w dobrym tego słowa znaczeniu. Niektóre tylko kibicowały, inne muzykowały razem z podstawowym składem grupy. Były to śpiewające w chórkach Tosia Laufgas, Sara Ptaszyńska i Lunia Szyfer oraz przejmujące od czasu do czasu rolę solistek dwie panny nChmielnickie, Basia i Ruta. Skład zespołu w trakcie działalności grupy ewoluował – jedni przychodzili i szybko odchodzili, inni zostawali w nim na dłużej. Wśród niewymienionych dotąd muzyków warto przypomnieć Franka Gechta, Wojtka Tesznera, Michała Szumana oraz Szurika Alexa Chmielnickiego. Następcy Tronów nie byliby w komplecie, gdyby pominąć techników pracujących z zespołem, Bogdana Puszkarczyka, który bodaj jako jedyny nie posiadał żydowskich korzeni, i Allena Żelechowskiego.
Zespół płynął wyraźnie na fali big-beatowej mody. O jej rozmiarach świadczyć mogą wyniki ankiety opublikowanej na przełomie 1966/67 r. przez „Głos Szczeciński”, będący organem KW PZPR w Szczecinie. Wśród dziesięciu najpopularniejszych sposobów spędzania wolnego czasu czytelnicy gazety wymienili „słuchanie muzyki big-beatowej”, a wśród najważniejszych wydarzeń mijającego roku znalazły się „występy zagranicznych zespołów big-beatowych” (12). Głód zachodniej kultury był więc ogromny. Występy The Animals, The Artwoods, Cuby and Blizzard czy zakończony skandalem koncert The Rolling Stones w 1967r., nie były w stanie go zaspokoić. Zespoły takie jak Następcy Tronu objeżdżały polskie miasta, dając publiczności namiastkę niedostępnego świata. Grupa koncertowała m.in. w Łodzi, Wrocławiu, Koszalinie, Zgorzelcu, zagrała również przed niemiecką publicznością we Frankfurcie nad Odrą. Często szczecińska grupa brała udział w imprezach o jednoznacznie propagandowym charakterze, tak było podczas wspomnianego już koncertu w Parku Kasprowicza, tak było w trakcie „Rejsu Przyjaźni”, który odbywał się po Odrze od Wrocławia do Szczecina.
Tak silny splot muzyki młodzieżowej z oficjalną machiną propagandową był charakterystyczny dla ówczesnej polityki kulturalnej państw bloku wschodniego. Z sytuacją taką będziemy mieli do czynienia aż do połowy lat 80., a więc do powstania niezależnej sceny rockowej, która na podobne kompromisy nie musiała już z władzą chadzać. Następcy Tronów nie byli więc w tym przypadku czymś wyjątkowym - w podobnych imprezach brały udział wszystkie chcące koncertować i nagrywać zespoły spod znaku „mocnego uderzenia”.
Uczestnictwo we wspomnianych imprezach wynikało też z formalnej przynależności zespołu do studenckiego klubu TSKŻ. Instytucja łożyła na grupę i miała swoje wymagania. Stąd w repertuarze Następców Tronów znaleźć można również popularne piosenki żydowskie, z których największym powodzeniem cieszył się utwór „Kinder Yorn” (13). Przyznać jednak trzeba, że twórczość żydowska stanowiła wąski margines w repertuarze zespołu, co spotykało się ze sprzeciwem starszych przedstawicieli szczecińskiej społeczności, nie potrafiącej zrozumieć muzycznych fascynacji młodszego pokolenia. W grudniu 1966 r. w „Naszym Głosie” ukazał się artykuł jednego z przywódców szczecińskiego towarzystwa.
„Zabrali się do własnej melodyjki - pisał M. Wertel - która z piosenką żydowską niewiele ma wspólnego. Przede wszystkim powstał zespół muzyczny, który nadał sobie nazwę „Następców Tronów”. Owszem – zespół ten gra nienajgorzej, ale wyłącznie … big-beat i jeszcze jakieś takie straszliwe wywrzaskiwanki. Ściąga to oczywiście na ulicę Słowackiego ludzi z całego Niebuszewa (…) kilka dni temu w czasie próby big-bitowych „Następców Tronów” doszło do tego, że w naszym klubie wybito szyby (…) Nic więc dziwnego, że kierownik naszego klubu TSKŻ nie chce wydawać „gniewnym” książątkom instrumentów muzycznych. Nic dziwnego, że sekretarz szczecińskiego oddziału TSKŻ jest oburzony zachowaniem tej młodzieży” (14).
To klasyczny przykład konfliktu pokoleń. Uwagę zwraca jednak zmiana jaka dokonała się wśród żydowskiej społeczności na przestrzeni jednego/dwóch pokoleń. Mówiąc obrazowo, ojcowie i dziadowie Następców Tronów spierali się o wielkie idee, w kręgu ich zainteresowań był syjonizm, anarchizm, socjalizm czy komunizm. To były ogniska zapalne. W latach 60. zostało z tego bardzo niewiele albo nic. Nie ma sensu spór o to co było lepsze - to byli po prostu inni ludzie i inne czasy. W momencie, gdy starszyzna gromiła młodych za ich styl bycia, ci odnosili największe sukcesy.
W 1966 r. zespół zajął pierwsze miejsce w odbywającym się w kinie Colosseum, a organizowanym przez „Sztandar Młodych” Konkursie Młodych Talentów. Co prawda podzielili tę lokatę, z niezwykle popularnym wówczas szczecińskim zespołem Kontiki, ale to tylko pokazuje skalę lokalnej popularności Następców Tronów. Rok później podobny sukces – pierwsze miejsce w konkursie na najlepszy muzyczny zespół województwa szczecińskiego. Również ex aequo, tym razem z zespołem o charakterystycznej dla tamtych czasów nazwie Pięć Smutnych Spojrzeń.
Podczas odbywającego się 1 czerwca konkursu grupa słyszała dobiegające z publiczności okrzyki „Żydzi do Palestyny”. Z przejawami antysemityzmu członkowie Następców Tronów spotykali się wcześniej. Były to jednak, jak sami wspominają, rzadkie przypadki. Okrzyki, które rozległy się podczas występu na kortach tenisowych zapadły jednak członkom głęboko w pamięć. Był to bowiem początek końca zespołu i dobrze znanego im świata. Wkrótce rozpoczęła się wojna sześciodniowa, która posłużyła partyjnym władzom do rozpalenia antysemickich nastrojów.
Początkowo zespół nie odczuwał politycznej zmiany jaka zachodziła w kraju. Co więcej, udało się mu zorganizować profesjonalne nagrania w Polskim Radiu Szczecin. Zarejestrowano wówczas takie utwory jak Papieros, Dla ciebie zawsze jest maj, Kudłacze oraz Żołnierze idą na front (15). Dość sporą popularnością cieszyły się zwłaszcza dwa, często emitowane w radiu utwory Następców Tronów, Wozy jadą na zachód i Czy słyszysz płacz wietnamskich dzieci? Ten drugi był klasycznym protest-songiem - popularną i pochwalaną przez ówczesne władze formą muzyczną, w której krytykowano polityczne poczynania państw zachodnich. Jak się po latach miało okazać, utwór ten jest prawdopodobnie jedynym zachowanym w taśmotece Polskiego Radia nagraniem szczecińskiej grupy (16). Po radiowej przygodzie był jeszcze w 1968 r. Konkurs Piosenki Żołnierskiej w Koszalinie, na którym zespół przeszedł bez większego echa. Nie było to zresztą najlepsze miejsce dla ówczesnej młodzieży żydowskiej.
Rok 1968 wywrócił ich świat do góry nogami. Z licznej grypy muzyków jacy przewinęli się przez Następców Tronów w kraju pozostali jedynie Kuperberg i Szuman; Klajman i Zakalik wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych; Lisak mieszka w Göteborgu, a Gecht w Izraelu. Żaden z nich nie zajmuje się zawodowo muzyką, która skończyła się wraz z ich młodością. Na moje pytanie, o to jak dziś wspomina grę w zespole, Klajman odpowiedział: „To był piękny czas naszej beztroskiej młodości i wszyscy zostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi” (17). Tak mogłoby brzmieć zakończenie tej historii, ale ma ona jeszcze swój wzruszający epilog. Przy okazji odbywającego się w czerwcu 2003 r. zjazdu „Mini-Reunion ‘68”, Następcy Tronów zagrali raz jeszcze. Nie był to koncert z prawdziwego zdarzenia, ale jam session dla znajomych. Dostarczyło ono uczestnikom wielu wzruszeń, ale i przysporzyło nerwów, o czym zaświadcza relacja Lisaka: „Usłyszeć po raz pierwszy od 40 lat te same teksty, które się śpiewało kiedyś na scenach tutaj w Szczecinie. To jest duża sprawa. Jako poważny profesor, akademik z gitarą bigbitowej formacji poczułem się świetnie. To był powrót do młodości, do dzieciństwa. Wspaniała sprawa. Naprawdę się wzruszyłem, ale i kosztowało mnie to trochę nerwów” (18). Czy Następcy Tronów kiedyś jeszcze zagrają? Tego przewidzieć nie można, ale historia szczecińskiego zespołu wydaje się na tyle ciekawa, aby mogła zaistnieć w świadomości zainteresowanych kulturą powojenną w Polsce.
Druk: „Biuletyn IPN” 2005, nr 11
Przypisy
- Por. J. Pluciński, Ludność żydowska na Pomorzu Zachodnim w latach 1946-1949, Przegląd Zachodniopomorski 1969, nr 3, s. 53 ; J. Mieczkowski, Żydzi, Niemcy i Ukraińcy na Pomorzu Zachodnim w latach 1945-1956. Liczba, położenie i działalność polityczna, Szczecin 1994.
- Por.: A. Cała, Mniejszość żydowska, [w:] Mniejszości narodowe w Polsce. Państwo i społeczeństwo polskie a mniejszości narodowe w okresie przełomów politycznych (1944-1989), pod red. P. Madajczyka, Warszawa 1998, s. 263-269.; J. Mieczkowski, „Wielka polityka” w pracach ogniw Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów na ziemiach zachodnich I północnych Polski w latach 1950-1956, [w:] Ziemie zachodnie i północne Polski w okresie stalinowskim, pod red. C. Osękowskiego, Zielona Góra 1999, s. 219-227.
- J. Mieczkowski, Zarys dziejów szczecińskiego oddziału Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w latach1950-1989, [w:] Żydzi szczecińscy. Tradycja i współczesność, pod red. K. Kozłowskiego I J. Mieczkowskiego,Szczecin 2004, s. 59
- Cyt. za: Ibidem, s. 62.
- F. Gecht, Następcy Tronów, Biuletyn „Reunion ‘68”, zima 1998/99, nr 7.
- Relacja Bogdana Puszkarczyka z 11 października 2005 r., w zbiorach autora.
- Relacja Maxa Mietka Klajmana z 4 października 2005 r., w zbiorach autora.
- Relacja Róży Król z 3 października 2004 r., w zbiorach autora.
- P. Zieliński, Scena rockowa w PRL. Historia, organizacja, znaczenie, Warszawa 2005, s. 19.
- T. Toborek, Początki big-beatu w prasie polskiej, Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej 2002, nr 10, s. 62.
- Relacja Maxa Mietka Klajmana …
- 10 razy naj…, Głos Szczeciński 1966/1967, nr 310.
- F. Gecht, op. cit.
- Cyt. za: J. Mieczkowski, Zarys dziejów szczecińskiego oddziału Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów…
- Relacja Maxa Mietka Klajmana …
- M. Frymus, Następcy Tronów, Pogranicza 2003, nr 4, s. 88.
- Relacja Maxa Mietka Klajmana …
- Szczeciniacy po latach. Relacje uczestników szczecińskiego zjazdu „Mini-Reunion ‘68”, opr. M. Frymus, [w:] Żydzi szczecińscy. Tradycja i współczesność…, s. 177.
If so, you are about 50 years too late, as this is the story of one special big beat group from Szczecin, Poland. In the beginning of the 60s, Szczecin was still a city with a visible presence of Jews, it might not have been 30.000 people (making 40% of the city population), as in 1946, but still several thousand Jews were living in the city to which they came after World War II. Young Jews from that time were as fascinated with the new wave of Western music as their peers from around the world, so the idea to make a big beat group was only a logical consequence.
Mietek Klajman decided to start a band after coming from a summer camp where he met friends from Łódź who had already been performing. He quickly learned how to play six basic chords and was joined by Mietek Lisak, Sioma Zakalik, Józek Laufgas, Kuba Cirring and Olek Kauperberg (who provided the group with a self-made bass guitar). As any other rock band, the group came to the point of choosing a proper name and came up with “Następcy Tronów,” which was the Polish translation of the title of Masseli’s movie “I Delfini” and approximately means “heirs to the thrones”. The group was taken under the care of the Jewish Culture Club and provided with a place to practice in the Perec School, which came to be a bit problematic as the room in which they were practicing was equipped with a very expensive item – a tv-set and the risk of destroying it by young rebellious people was way too serious for the teaching body. The group, however, was given discreet supervision and proved themselves to be trustworthy.
The group was getting attention from audiences and even performed for 20,000 people during rock festivals. Their repertoire consisted both of covers like “you really got me” by the Kinks and their own songs, including the only saved recording - a protest song “Płacz wietnamskich dzieci” (Cry of the Vietnamese Children), which was supported by the Communist government aiming to criticize US politics and military actions. Formally part of the Youth Section of the Jewish Culture Club, the group also performed traditional Jewish songs, but their number was not high enough for the older members of the community.
Następcy Tronów had a good reception during festivals and concerts and might have been well recognized in Poland, but after 1968, when the repressions of the communist government targeted Jews, only two of the members stayed in Poland. Their friends however could listen to them once more in concert during a reunion for those who left Poland in 1968, however that is not the end of the story of their songs. In 2012, another Szczecin band covered their “Płacz Wietnamskich Dzieci” just changing it to the “Cry of the Afghani children”. (source)
Wielkie dzięki za zamieszczenie opisu grupy Następcy Tronów. Niestety, podobnie jak w przypadku grupy Śliwki, polityczna zawierucha roku 1968 spowodowała rozpad grupy wskutek emigracji muzyków.Szkoda także, że zachowało się jedno nagranie grupy. Cóż, samo życie.
OdpowiedzUsuńKiedyś, pewnie po zmniejszeniu objętości, biogram grupy trafi i na "bigbitowy" blog.
Proszę o kontakt, tel. 502 63 18 44, e-mail w.teszner@ad-rem.pol.... Pzdr. Wojciech Teszner
OdpowiedzUsuń