Khan Jamal Creative Arts Ensemble - Drum Dance to the Motherland (1972)


W komentarzu do kompaktowej reedycji nagrań kwintetu Khana Jamala z roku 1972 Ed Hazell określa "Drum Dance..." mianem jednego z najbardziej niezwykłych i bezprecedensowych arcydzieł w historii jazzu. I muszę przyznać, że w tej, nieco buńczucznej, deklaracji wstępnej kryje się sporo prawdy.

Trzymam bowiem w ręku płytę, która z pozoru wydaje się być jeszcze jednym albumem serwującym solidną porcję etniczno-jazzowych fuzji, tak charakterystycznych dla sceny muzycznej przełomu lat 60. i 70. Są to jednak tylko pozory. Punktem wyjścia i odniesienia dla muzycznej wizji znakomitego wibrafonisty, Khana Jamala, staje się bowiem nie davisowski jazz-rock, ani też hancockowskie electro-funky, ani nawet impro-raga spod znaku Shakti, lecz estetyczna wrażliwość jamajskiego dubu, ujęta jednak w eksperymentalne ramy skonstruowane przez genialnego koordynatora studyjnych poszukiwań Arkestry, Thomasa "Bugsa" Huntera.

Niemal wszystkie kompozycje na tym albumie wyrastają wprost z rozimprowizowanego ducha free, charakterystycznego dla tradycji AACM – wybrzmiewają tu więc dziesiątki perkusjonaliów, zaś małe instrumenty snują swe skromne opowieści. Ton nadają melodyczno-rytmiczne partie marimby i wibrafonu, spięte niezwykle motorycznym, plemiennym rytmem dwóch zestawów perkusyjnych (Alex Ellison, Dwight James). Wszystko to jednak zostaje zanurzone w czysto dubowych efektach, spiętrzających echa i pogłosy oraz zapętlających partie poszczególnych instrumentów, co sprawia, że nad wyraz oszczędne improwizacje solistów przeglądają się nieustannie w sobie nawzajem, odpływając i powracając w gęstej muzycznej magmie, ocierając się miejscami o dokonania repetycyjnego minimalu.

W konsekwencji otrzymujemy futurystyczno-archaiczną wizję afro-jazzu, osadzonego w dubowej estetyce, wzbogaconej o sferę przypadku i improwizacji. W tle pobrzmiewają zaś echa cudownych albumów Arkestry: "When Angels Speak of Love", "Art Forms of Dimensions Tomorrow" i "Lanquidity". Całość sprawia wrażenie, jakby The Art Ensemble of Chicago umówili się na improwizowany jam z Lee Perrym. Nie sądzę więc, aby jakikolwiek entuzjasta jazzu mógł przejść obok tej płyty obojętnie. (diapazon)


Khan Jamal is a well-known jazz vibraphonist from Philadelphia, but it was only recently that most listeners could discover his long lost piece of avant-garde afro-jazz pre-history: a live recording made with a psychedelic dub quintet Creative Art Ensemble. 

Critics were quick to attribute the innovative style to the influence that Sun Ra wielded over Philadelphia’s scene in the early 1970s.  It is true that after losing the lease of Sun Studios, the Arkestra moved to the house owned by Marshall Allen’s father in Germantown.  But as we know, Sun Ra never reconciled himself with the loss of his foothold in New York City (who would be?) and by 1972, the Arkestra was probably spending more time touring than at home.  Although Steve Buchanan (of ‘Tiny Grimes’ fame) once told me fascinating stories about Sun Ra followers in Philly, the extent to which Arkestra exerted direct influence on Khan Jamal and his young cohorts is rather difficult to measure. 

Jamal initially honed his skills in his band Sounds of Liberation, which also included Byard Lancaster.  He later perfected his climactic style with the greats of free jazz drumming: Sunny Murray – the ultimate destroyer of time-keeping dogmatism and Ronald Shannon Jackson, the man who reintroduced tense melodism into the harmolodic canon.  Yet none of these later recordings prepared the backtracking listener for this 1972 jewel. (sonicasymmetry)

3 komentarze:

    Serpent.pl