"Opowiadania dla dzieci" Singera w Narodowym



"W naszej epoce, w której dar opowiadania stał się zapomnianą sztuką, a króluje amatorska socjologia i powierzchowna psychologia, dziecko jest wciąż niezależnym czytelnikiem polegającym wyłącznie na swoim smaku. Nazwiska i autorytety nic dla niego nie znaczą. Literatura piękna dla dorosłych rozpadła się na kawałki, a książki dla dzieci będą jeszcze długo ostatnią skarbnicą ciekawej fabuły, logiki, wiary w rodzinę, w Boga, w prawdziwy humanizm". (Isaac Bashevis Singer)

Nie często zdarza się, żeby jakiś spektakl pokazany na deskach Wielkich Teatrów zrobił na mnie wrażenie i to nie z powodu uprzedzenia. Przyjęło się, że teatry mające olbrzymi potencjał artystyczny w postaci zespołu aktorskiego, reżyserów, scenografów, kompozytorów i zaplecza technicznego w swoim repertuarze pokazują zwykle przedstawienia i inscenizacje klasyki literackiej lub takiej, która do takiego miana pretenduje. Inną formułą będącą skutkiem transformacji ustrojowej i świadomości widzów - to przedstawienia, które teatry pokazują po to, byle jak najwięcej "sprzedać", czyli swoisty konsumpcjonizm. Jest to zjawisko zrozumiałe, bo przecież muszą one z czegoś żyć i wystawiać przedstawienia. Traci na tym sztuka i niestety świadczy to tylko i wyłącznie o "duchowym" zubożeniu naszego społeczeństwa. Kogo tam obchodzą Hamlety skoro można na jakąś "masówkę" iść, najeść się kiełbasy z grila i nażłopać piwska? To jest dopiero prawdziwe i pełne życie, nieprawdaż? To smutne.



Są jednak cuda na świecie. Do takich cudów zaliczyć można przedstawienie "Opowiadania dla dzieci" według Isaaca Bashevisa Singera w reżyserii Piotra Cieplaka, które znajduje się w repertuarze Teatru Narodowego w Warszawie. Nie jestem krytykiem teatralnym i nie będę wdawał się w niuanse (poniżej zamieszczę fachową recenzję). "Opowiadania dla dzieci" są kierowane nie tylko do dzieci, ale również do dorosłych zachęcając ich do uruchomienia pokładów dziecięctwa, które leżą gdzieś w świadomości - zapomniane, zakurzone. Wystraczy tylko zobaczyć jak reagują podczas spektaklu dzieci, a jak dorośli. Dzieci są spontaniczne - wykrzykują coś do aktorów, machają rękami, wybuchają śmiechem itd. Dorośli natomiast są stonowani, jakby zawstydzeni, czasem na twarzach pojawia się uśmiech - spontaniczność nie jest jednak ich domeną. Do tego właśnie zachęcają "Opowiadania" i aktorzy - do stania się dziećmi, do postrzegania otaczającego nas świata z dystansem i prostotą.


Piotr Cieplak

Spektakl zachwyca wszystkim. Piotr Cieplak stworzył dzieło niezwykłe. Scenografia jest niesamowita - statki, miasta, pociągi, jarmarki, mosty, zwierzęta, anioły. Wszystko jest jeździ, płynie, lata, świeci - dynamika jest powalająca. Gra aktorów to kunszt najwyższej jakości. Nie będę się wdawał w opisy czy oceny poszczególnych ról, bo wszyscy grają genialnie. Widać w tym zespół, a nie zlepek artystycznych osobowości starających się podkreślić własną kreację. Całości dopełnia rewelacyjna muzyka, którą storzyli dwaj członkowie wrocławskiej grupy Kormorany. Jeśli czujecie choć trochę teatr i będziecie w Warszawie musicie obejrzeć to przedstawienie. Nie widząc tego stracicie czas - stracicie część samych siebie - kiedy byliście dziećmi.



"Jeśli Piotr Cieplak przejdzie do historii jako reżyser bezkompromisowy, to nie z powodu politycznego "Albośmy to jacy tacy" (wg "Wesela", Teatr Powszechny w Warszawie), ale dzięki Opowiadaniom dla dzieci Isaaca Bashevisa Singera (1904-91).

Wszystkie chwyty, na jakie wraz ze scenografem Andrzejem Witkowskim pozwolił sobie w tej familijnej realizacji, mniej uważnego twórcę mogły poprowadzić prosto ku monstrualnej sztampie. Szeroki gest zamiast magii teatru pokazuje zwykle bezradność i grafomańskie zapędy realizatora. Tymczasem Cieplakowi rozmach pozwolił pokazać na scenie nowojorskie wieżowce, mosty, Arkę Noego naturalnych rozmiarów, anioły wyglądające z pękniętego nieba, spacerujące drzewa i dzieci zamieniane w naleśniki. Reżyser pozwala, by działy się u niego rzeczy nieprawdopodobne, niedopuszczalne w teatrze przez swą prostotę, bezpośredniość, szarżę. Ale te właśnie chwyty działają.



Scena Narodowego zmieniała się jak w iluzyjnym teatrze barokowym, rozbiegany zespół migoce kostiumami zwierząt, rabinów i jarmarcznych handlarzy. W tle toczy się opowieść roztargnionego profesora Szlemiela (Krzysztof Wakuliński), który zgubiwszy drogę do domu, zabawia historyjkami zagubionego psa (Arkadiusz Janiczek).



Narrator, któremu w rzeczywistym świecie przedmioty płatają figle, bezpiecznie czuje się tylko w krainie przypowieści. Jest kwintesencją naszych wyobrażeń o nowojorskim Żydzie inteligencie: łączy nerwowość Woody'ego Allena ze staroświecką elegancją i swadą. Przechadzając się wśród swoich bohaterów, ożywia klimat żydowskich sztetl, humoru, świąt, wierzeń, pejsów, chałatów i żydowskiej mądrości.

Nie ma w tym jednak nic z ludowej cepelii, charakterystycznej dla festiwali typu "Warszawa Singera", Teatru Żydowskiego czy bożonarodzeniowych szopek. Kultura żydowska pojawia się nie tyle w kostiumach, tałesach, sztrejmlach, tefilinach, symbolach religijnych, ile w atmosferze, detalach, drobnych sygnałach wskazujących, "co jest ważne?", "co buduje naszą tożsamość?", "o czym zapomnieć nie wolno?"



Cieplak pokazał, jak wiele postaci ma duchowość rozrzuconego po świecie narodu: od artystowskiego stylu życia nowojorskiej diaspory przez księżycową magię jak z obrazów Chagalla aż po biblijne cuda i rubaszny, kreślony grubą kreską komizm. Przyroda żyje, Bóg bawi się naleśnikami, rzeczy okazują się krnąbrne lub wchodzą z człowiekiem w podejrzane sojusze. Nazwy w języku jidysz brzmią jak fantastyczne zaklęcia. Opowieść wciąga, dzieciom rozszerza oczy i buzie, w dorosłych otwiera jakieś zakurzone skrytki z jasnością.

W spektaklu wykorzystano osiem z ponad trzydziestu opowiadań Singera. O leniwym Uce (Krzysztof Stelmaszyk) i jego córce Nędzy (Kamila Baar, potem Waldemar Kownacki), co rosła razem z długami tatusia. O zwierzętach (cały zespół), kłócących się o pierwszeństwo wejścia do Arki. O mędrku Szlemielu (Grzegorz Małecki), co do Warszawy wędrował, a do Chełma zaszedł. Dzieci Szlemiela szaleją niby w karnawale Breugela (wielka to zasługa choreografa Leszka Bzdyla), kosmata para bucha z garnków Szlemielowej (Beata Fudalej). Zwierzęta bardziej od bajkowych pluszaków przypominają współczesnych przechodniów: z kogucimi irokezami, w lamparcich futrach, wężowych skórach, z parasolami-żądłami. Wśród gwaru wyróżnia się wyciszona opowieść o dwójce niewidomych dzieci, które siedząc w ciemnościach przy zbyt dużym stole, uczą się patrzeć "bez oczu, ze środka".



Cieplakowi udało się stworzyć mądre, ciepłe przedstawienie, które zamiast koncentrować się na odmiennościach, znajduje ponadkulturową drogę do dziecięcej wyobraźni". (Joanna Derkaczew)

Reżyseria: Piotr Cieplak
Scenografia: Andrzej Witkowski
Ruch sceniczny: Leszek Bzdyl
Muzyka: Paweł Czepułkowski, Michał Litwiniec - Kormorany
Występują m.in. Krzysztof Wakuliński, Grzegorz Małecki, Krzysztof Stelmaszyk, Anna Ułas, Kamilla Baar, Leszek Zduń, Andrzej Blumenfeld, Bartłomiej Bobrowski, Monika Dryl, Beata Fudalej, Jarosław Gajewski, Anna Gryszkówna, Joanna Kwiatkowska-Zduń, Arkadiusz Janiczek, Robert Jarociński, Waldemar Kownacki, Jerzy Łapiński, Wiesława Niemyska, Marcin Przybylski i inni.

Teatr Narodowy

fotografie m.in. Grażyna Jaworska
obrazy (paintings): Dora Holzhandler

1 komentarz:

  1. Witam! masz b. ciekawego bloga. zapraszam do siebie i prosze o umieszczenie mojej strony w linkach. odwdziecze sie tym samym!

    http://acidathome.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

    Serpent.pl