ZAPROŚCIE MNIE DO STOŁU
Zaproście mnie do stołu
zróbcie mi miejsce między wami.
Wspominajcie sobie trudne lata,
powiedzcie otwarcie co serdecznie boli,
może znajdzie się między wami wojażer
opowie zadziwiająco o barwnych egzotycznych krajach.
Ileż to razy będziemy wstawać
wznosząc uroczyste toasty,
po ilekroć zadrży stół od śmiesznych powiedzonek.
Zaśpiewamy wspólnie stare bliskie pieśni
a potem usadowieni wygodnie w skórzanych fotelach
zasłuchamy się w fortepianowe pasaże.
Tu za drzwiami podle i samotnie
zaproście mnie do stołu.
Zaproście mnie do stołu
zróbcie mi miejsce między wami.
Wspominajcie sobie trudne lata,
powiedzcie otwarcie co serdecznie boli,
może znajdzie się między wami wojażer
opowie zadziwiająco o barwnych egzotycznych krajach.
Ileż to razy będziemy wstawać
wznosząc uroczyste toasty,
po ilekroć zadrży stół od śmiesznych powiedzonek.
Zaśpiewamy wspólnie stare bliskie pieśni
a potem usadowieni wygodnie w skórzanych fotelach
zasłuchamy się w fortepianowe pasaże.
Tu za drzwiami podle i samotnie
zaproście mnie do stołu.
Włodzimierz Szymanowicz jest zapomnianym poetą zaliczanym przez krytykę do grona poetów przeklętych. Praktycznie znany jest tylko z jednego wiersza "Zaproście mnie do stołu", który wypromowała i zaśpiewała na festiwalu opolskim w 1974 Elżbieta Wojowska - też trochę dzisiaj zapomniana. Chłopak miał tylko 21 lat. Nie zostawił po sobie wiele - bodajże 2 tomiki wierszy, które zostały wydane już po śmierci poety. Mało kto wie, że malował też piękne obrazy nie tylko słowami. To dziwne uczucie - czytając jego wiersze teraz - przenoszę się do szarej, zapyziałej rzeczywistości PRL-u, którą jeszcze pamiętam i słyszę bluesa, którego grają gdzieś w piwnicy starzy murzyni. W PRL-u? A tak.... Murzyni. Szymanowicz był murzynem tego systemu.
(photo courtesy by bussi)
SZTAFAŻ ZIMOWY
Nie trap się kolego nudnym rytmem godzin
Od dziś rozpocznij wycieczki do piwnicy
Masz tam — przykładowo — film śniegu wśród gałęzi,
A za groblą na stawie brunatne breughelki
Tułają się po tafli na drewnianych łyżwach.
O tak, wieczorową porą w holenderskiej wiosce
Pykają wysokie kominy suchą mgiełką.
I grzeją skostniałemu Bogu krasny nochal
Nad szklanym strumieniem dojrzysz owcę, kurę, gęś
i czterech zbłąkanych ślepców za krzywym drągiem
Zawisłych siną girą nad przepaścią in blue,
Wyciągnij drabinę, zdmuchnij świecę, przymknij drzwi
Pomyśl chwilę — biały sztafaż w głupiej piwnicy.
Nie trap się kolego nudnym rytmem godzin
Od dziś rozpocznij wycieczki do piwnicy
Masz tam — przykładowo — film śniegu wśród gałęzi,
A za groblą na stawie brunatne breughelki
Tułają się po tafli na drewnianych łyżwach.
O tak, wieczorową porą w holenderskiej wiosce
Pykają wysokie kominy suchą mgiełką.
I grzeją skostniałemu Bogu krasny nochal
Nad szklanym strumieniem dojrzysz owcę, kurę, gęś
i czterech zbłąkanych ślepców za krzywym drągiem
Zawisłych siną girą nad przepaścią in blue,
Wyciągnij drabinę, zdmuchnij świecę, przymknij drzwi
Pomyśl chwilę — biały sztafaż w głupiej piwnicy.
SPACER
Zasiadł prawie pewny siebie i takim zaczyna się tolerować
O nie kanalio
Wywlokę go pod byle pretekstem na niekończący się spacer
Niech popękają mu łydy, niech się zamamle sobą
nie przeczołga się przez moją zawiść i obojętność
Zasiadł prawie pewny siebie i takim zaczyna się tolerować
O nie kanalio
Wywlokę go pod byle pretekstem na niekończący się spacer
Niech popękają mu łydy, niech się zamamle sobą
nie przeczołga się przez moją zawiść i obojętność
Wspomienie Włodzimierza Holsztyńskiego o Szymanowiczu:
"Szymon pił i palił od dziecka. Psychiatrzy mu się na nic nie zdali. Sam się ratował jak mógł. Wysoki, przystojny, udał się do Jasińskiego, na kulturystykę. Zostawił po sobie obrazy, ryte w linoleum, widać piwnicę, osiłki na ławkach, mocujące się z ciężarami.
Na innym nocna scena, oponujących w drzwiach ktoś wyraźnie musi wypychać z baru, po schodkach, na ulicę; a ten pijak, z przedramieniem przydepniętym do chodnika czyjąś obutą nogą, ma prawdziwą o to pretensję -- no jak to tak? no jakże? no co?!
Podwórko też nie pomagało na nerwy. Chłopaki chodzili z brzytwami w kieszeni. Szymon też się brzytwą nigdy nie rozstawał, aż dopiero pod koniec życia, gdy brzytwę sprzedał mojemu przyjacielowi. Krytycy potem traktowali tę brzytwę jako środek artystyczny w wierszu. Szymonowi na nerwy nie pomagała. Był odważny, ale żył w strachu. Spotykał tego, któremu zrobiono (z ust) "królika". Ciężko dziecku. Czasem jednak brzytwa przydawała sie.
Szymon szkoły nie cierpiał. Miał ostry humor i oko, po latach brał ołówek w lewą rekę (w rękę, nie w palce) i jedną kreską oddawał profil, czy co tam, nauczyciela. Gdy narysował karykaturę w pięć sekund, to można było z niej dowiedzieć się o charakterze modelu więcej niż samemu na niego patrząc sto lat. A na Mazurach chłop wyrwał kół z płotu i gonił Szymona, tak się chłopu własny wizerunek w wykonaniu Szymona spodobał.
Szymon szkoły nie cierpiał. Miał ostry humor i oko, na ogół go nie lubili. Ale na potańcówki chodził. Podpuszczali go, żeby pokazał się, skoro taki kulturysta. Jasiński powiedział, żeby ściągać koszulę i Szymon ściągał, chcą to niech patrzą. Jakiś palant wciąż się go czepiał, skory do bójki z kulturystą, przed dziewczynami. No to go Szymon zaprosił na zewnątrz. Pokazał mu brzytwę i palant się odpalantował.
Także Akademii Szymon nie lubił, mimo że co roku kolekcje studenckich obrazów na korytarzu otwierały jego. W szkole, międzynarodowy konkurs "Afryka w oczach dziecka" też wygrał. Szczupła Murzynka pod ciężkimi palmami, to była jego przystojna matka, wcale nie Murzynka.
Szkoda, że nie docenił środowiska sztuki, jakie by nędzne nie było. Poeci w ogóle go nie chcieli zauważyć. Zmarł nim skończył Akademię. Wiersze matka wyszukała, jeden jako tekst do piosenki wygrał pierwszą nagrodę w konkursie ogolnopolskim, ale on już piosenki nie usłyszał. Więc wiersze w końcu mu (matce?) opublikowali. I tyle dobrego. Matka zmarła, a wiersze idą w zapomnienie. Najlepsze wiersze jego pokolenia. Raz lub dwa nazwano go (pośmiertnie) pionierem, głosem pokolenia, przydali mu ideologię artystyczno-pokoleniową. Jak z tą brzytwą. A był sobą i tylko sobą. Jego wiersze są ponadczasowe.
Byłem niedawno w Warszawie, i na podwórku, gdzie mieszkał. Nawet się nie zmieniło. Takie jeszcze sprzed drugiej wojny światowej.
Krok na zewnątrz i już trudno dostrzec ślad po Szymonie, choć schodził ulice o każdej porze. Gdyby dalej chodził, może byłyby te same.
Wszyscy nazywali go Szymon. Ja go nazywałem inaczej, tak jak się naprawdę nazywał. Znałem go. Szkoda że tak mało."
Na innym nocna scena, oponujących w drzwiach ktoś wyraźnie musi wypychać z baru, po schodkach, na ulicę; a ten pijak, z przedramieniem przydepniętym do chodnika czyjąś obutą nogą, ma prawdziwą o to pretensję -- no jak to tak? no jakże? no co?!
Podwórko też nie pomagało na nerwy. Chłopaki chodzili z brzytwami w kieszeni. Szymon też się brzytwą nigdy nie rozstawał, aż dopiero pod koniec życia, gdy brzytwę sprzedał mojemu przyjacielowi. Krytycy potem traktowali tę brzytwę jako środek artystyczny w wierszu. Szymonowi na nerwy nie pomagała. Był odważny, ale żył w strachu. Spotykał tego, któremu zrobiono (z ust) "królika". Ciężko dziecku. Czasem jednak brzytwa przydawała sie.
Szymon szkoły nie cierpiał. Miał ostry humor i oko, po latach brał ołówek w lewą rekę (w rękę, nie w palce) i jedną kreską oddawał profil, czy co tam, nauczyciela. Gdy narysował karykaturę w pięć sekund, to można było z niej dowiedzieć się o charakterze modelu więcej niż samemu na niego patrząc sto lat. A na Mazurach chłop wyrwał kół z płotu i gonił Szymona, tak się chłopu własny wizerunek w wykonaniu Szymona spodobał.
Szymon szkoły nie cierpiał. Miał ostry humor i oko, na ogół go nie lubili. Ale na potańcówki chodził. Podpuszczali go, żeby pokazał się, skoro taki kulturysta. Jasiński powiedział, żeby ściągać koszulę i Szymon ściągał, chcą to niech patrzą. Jakiś palant wciąż się go czepiał, skory do bójki z kulturystą, przed dziewczynami. No to go Szymon zaprosił na zewnątrz. Pokazał mu brzytwę i palant się odpalantował.
Także Akademii Szymon nie lubił, mimo że co roku kolekcje studenckich obrazów na korytarzu otwierały jego. W szkole, międzynarodowy konkurs "Afryka w oczach dziecka" też wygrał. Szczupła Murzynka pod ciężkimi palmami, to była jego przystojna matka, wcale nie Murzynka.
Szkoda, że nie docenił środowiska sztuki, jakie by nędzne nie było. Poeci w ogóle go nie chcieli zauważyć. Zmarł nim skończył Akademię. Wiersze matka wyszukała, jeden jako tekst do piosenki wygrał pierwszą nagrodę w konkursie ogolnopolskim, ale on już piosenki nie usłyszał. Więc wiersze w końcu mu (matce?) opublikowali. I tyle dobrego. Matka zmarła, a wiersze idą w zapomnienie. Najlepsze wiersze jego pokolenia. Raz lub dwa nazwano go (pośmiertnie) pionierem, głosem pokolenia, przydali mu ideologię artystyczno-pokoleniową. Jak z tą brzytwą. A był sobą i tylko sobą. Jego wiersze są ponadczasowe.
Byłem niedawno w Warszawie, i na podwórku, gdzie mieszkał. Nawet się nie zmieniło. Takie jeszcze sprzed drugiej wojny światowej.
Krok na zewnątrz i już trudno dostrzec ślad po Szymonie, choć schodził ulice o każdej porze. Gdyby dalej chodził, może byłyby te same.
Wszyscy nazywali go Szymon. Ja go nazywałem inaczej, tak jak się naprawdę nazywał. Znałem go. Szkoda że tak mało."
[MORDKĘ...]
Mordkę to masz taką masz taką co każdym
co każdym drgnieniem jak jaszczurka pierzcha
Dotykasz trwożliwie i trwożliwie koisz
tkliwością wszystko co nie będzie dane
Lecz wiem zasłuchanie pierzchliwością czujne
w ślad trudnej nocy na mizernej twarzy
na uśmiech bezradny radosne witanie.
1966-jesień
Mordkę to masz taką masz taką co każdym
co każdym drgnieniem jak jaszczurka pierzcha
Dotykasz trwożliwie i trwożliwie koisz
tkliwością wszystko co nie będzie dane
Lecz wiem zasłuchanie pierzchliwością czujne
w ślad trudnej nocy na mizernej twarzy
na uśmiech bezradny radosne witanie.
1966-jesień
* * *
Jest mi mdło
boli mnie głowa,
Zeschły mi wargi
to żaden wiersz.
Po prostu chcę
żebyś wróciła.
(lato 1966 r)
Jest mi mdło
boli mnie głowa,
Zeschły mi wargi
to żaden wiersz.
Po prostu chcę
żebyś wróciła.
(lato 1966 r)
Stachura nie jest zły - wolę Szymanowicza.
tomik peezji szymanowicza znalazlam w domowej bibliotece pod wplywem jakiegos nieznanego impulsu, poprostu wstalam od biurka i zaczelam przegladac ksiazki.kiedy natrafilam na tomik usiadlam i umilklam.milcze do dzis ....czasami szepcząc wiersze...
OdpowiedzUsuńczytałam Jego wiersze 13 lat temu.w 8. klasie SP.
OdpowiedzUsuńnadal są piękne. szkoda, że się nie nażył.....
Pisałem o nim licencjat w 2001 roku.
OdpowiedzUsuńOn ma nerw. Pisałem z niego licencjat w 2001 roku.
OdpowiedzUsuń