"The Wild Angels OST" feat. Davie Allan & The Arrows (1966)


[PL]

Czym dla kalifornijskiego surfu był Dick Dale & His Del-Tones, tym samym dla biker sound był Davie Allan, który wraz ze swoją grupa The Arrows nagrał w latach '60 około 30 soundtracków (część anonimowo) dla wytwórni Tower Records oraz jej malego sublabela, Sidewalk.

Tower Records została utworzona w 1964 jako ramię koncernu Capitol i zajmowała się z początku promowaniem "Brytyjskiej inwazji" w Stanach Zjednoczonych, jednak już dwa lata później wypuszczala prawie tylko i wyłącznie winyle z muzyką do filmów exploitation, które w większości pochodziły z katalogu legendarnej stajni American International Pictures (AIM). Tower Records przeszła także do historii rzucając jako pierwsza na rynek amerykański, płyty zupełnie wtedy nieznanych Pink Floyd.



W praktyce, od 1966 katalog Tower był zdominowany przez produkcje Sidewalk, małej, kalifornijskiej wytwórni założonej w 1963 przez dziewiętnastoletniego wtedy Mike'a Curba, muzyka surfowego, utalentowanego kompozytora i producenta, a także doskonałego menadżera, który potrafił obrócić swoje produkcje w natychmiastowy sukces finansowy. Jedną z jego decyzji było dokonanie w 1965 mariażu z Capitolem, który dał Sidewalk dostęp do szerokiego rynku konsumenckiego. Znacznie później Mike dał się także poznać jako zwycięski polityk republikański i przyjaciel Ronalda Reagana.

Kiedy w 1966 Roger Corman odpalił jeden ze swoich najbardziej pamiętnych filmów exploitation, "The Wild Angels" z Peterem Fondą w roli głównej – obraz, który zapoczątkował całą serię biker movies i stał sie bezpośrednim prekursorem kultowego "Easy Ridera" – Tower wypuściła na rynek soundtrack, skomponowany przez Curba (wytłoczony w wersji mono i stereo). Muzyka nagrana zostala w dużej mierze przez ówczesne gwiazdy lokalnej sceny surfowo-instrumentalnej, grupę Davie Allan & The Arrows, ale także przez garażowy, praktycznie nieznany band z Los Angeles, The Hands Of Time.



Davie Allan & The Arrows powstali zaledwie dwa lata wcześniej, gdy surf zaliczał już niską falę, ale stacje radiowe w Kalifornii wciąż grały numery instrumentalne i dzięki nim utwór "Apache '65" (z płyty o tym samym tytule) stał się jednym z ostatnich wielkich tune'ow krótkiej, lecz intensywnej ery muzyki plażowej. Wkrótce potem Allan został zwerbowany przez swojego przyjaciela ze szkoły średniej, Mike'a Curba, na sesję nagraniową do "The Wild Angels", dzięki której stał się królem zupełnie nowej szkoły grania. Sama płyta ma dzisiaj kultowy status, szczególnie ze względu na cztery instrumentalne killery: "Blue's Theme", "Bongo Party", "Rockin' Angel" i "The Unknown Rider" – przynajmniej w mojej opinii. Mamy tutaj także inne perełki, dwa kawałki, grane przez The Hands Of Time: "Lonely in the Chapel" oraz "Midnight Rider".

Opiewany w pismach muzycznych i na wielu blogach, garażowo-instrumentalny "Blue's Theme", to idealna wypadkowa surfowej gitary, garażowego przesteru i soczystej perkusji, który został włączony do wielu kompilacji tj. chociażby znane wszystkim "Nuggets...". Zaczynający się od dźwięków odpalanego Harleya tune zabiera nas w krótką podróż po rozgrzanej autostradzie, gdzieś w okolicy North Beach. Gitarowe piękno samo w sobie. "Bongo party" to z kolei kawałek zdominowany przez partie bongosow z charakterystycznym feelingiem w stylu The Shadows czy The Surfaris. Obydwa kawałki stały się tak popularne, że jeszcze w tym samym roku wytłoczono je na singlu, który jest obecnie rzadką gratką dla didżejow i kolekcjonerów.




W mojej opinii, przede wszystkim zamiasta tutaj strona B, szczególnie jeśli weźmiemy "The Unknown Rider", przepiekną surfową kompozycję w stylu Dicka Dale'a czy The Pyramids, która każe nam natychmiast zjarać jointa i pokontemplowac chwilę dźwięki gitary. To takźe dobry album wspomagajacy start z rana, szczególnie w wolny dzień. Warty gorącego polecenia motocyklistom lubiącym z rana walnąć sciechę i browara, a potem pojeździć z godzinkę czy dwie dla relaksu. Fani Elvisa mogą zadumać się chwilę z kolei przy balladce "Lonely in the Chapel", a łowcy perełek puścić sobie kilka razy pod rząd garażowy "Midnight Rider".

Uwaga didżeje, jeśli szukacie dobrych, instrumentalnych kawałków do swoich garażowo-psychedelicznych setów, natychmiast kupujcie ten album. W Wielkiej Brytanii oryginalne tłoczenie mono może dojść wprawdzie do 50 funtów, ale w USA płyta jest wciąż tania, jak barszcz. Singielki są niestety bardzo rzadkie w Europie, ale w USA da się je znaleźć za rozsądna cenę.

[EN]

What Dick Dale & His Del-Tones were for Californian surf, the same were Davie Allan & The Arrows for biker sound. They recorded about 30 soundtracks in the 60's (partly anonymously) for Tower Records and it's smal sublabel, Sidewalk.

Tower Records was established in 1964 as an arm of Capitol, strictly for promoting and selling British invasion records in United States, however just two years later they were releasing almost only exploitation cinema soundtracks and these movies were produced in gross by legendary American International Pictures (AIM). Tower Records also shaped history throwing Pink Floyd records on American market as a first company in this country – when they were still completely unknown out of UK.



Practicaly, since 1966 Tower's catalogue was dominated by productions of Sidewalk – small, Californian label, established in 1963 by Mike Curb (nineteen years old at that time), surf musician, talented composer, producer and brilliant manager, who turned all his music choices into pure cash. One of his decisions was to marry Sidewalk to Capitol in 1965, which connected it to the wide consumer's audience. A bit later Mike became even a successful Republican politician and Ronald Reagan's friend.

When Roger Corman decided in 1966 to go full throttle and make one of his best remembered exploitation movies, "The Wild Angels" starring Peter Fonda – a picture, which became a blue print for a whole bunch of biker movies and was a direct inspiration for cult "Easy Rider" - Tower released a soundtrack, composed mainly by Curb (pressed in mono and stereo). Music was recorded largely by local surf-instrumental scene stars, Davie Allan & The Arrows, but it featured another band from Los Angeles as well, obscure, garage act – The Hands Of Time.

Davie Allan & The Arrows sprouted only two years earlier, when surf music was catching the last wave, but Californian radio stations were still playing instrumental tunes and DJs loved their very catchy track - "Apache '65" (from an album with the same title), which became one of the last great tunes of short, but intense, beach music era. Soon after that Allan was drafted aboard of Tower Records by Mike Curb, his friend from high school, to record a soundtrack for „The Wild Angels”, where his sound mutated into rocky, monstrous sound. The record itself has a real cult status today mainly due to four instrumental killers: "Blue's Theme", "Bongo Party", "Rockin' Angel" and "The Unknown Rider", at least in my opinion. We get some other nuggets here as well, performed by The Hands Of Time: "Lonely In The Chapel" and "Midnight Rider".



Glorified by many music magazines and covered on plenty of blogs, garage-instrumental "Blue's Theme" could be described as a superb mix of surf guitars, garage fuzz and crisp drums, which due to it's thrilling sound was compiled on many records such as well known "Nuggets..." It starts from Harley's engine sound kicking in and takes us on a short ride down the burnt-by-sun motorway, probably around North Beach or something (Californians amend me). It's a genuine guitar beauty. "Bongo Party" is dominated by bongo sound and has this peculiar vibe of The Shadows or The Surfaris. Both tunes became so popular, that the same year they were pressed as two sides of 7” single, which is now a real rarity for collectors and DJs.

As far as I'm concerned, side B swipes out here however, most probably if we point "The Unknown Rider", fantastic surf composition resembling Dick Dale or The Pyramids, which calls for a fat joint and slow contemplation of guitar sound. It' basically very good album bringing you right up in the morning as well, especially on your day off. It's worth being highly recommended to bikers, who like to go for a line and a brew in the morning and then ride for and hour or two just for relax. Elvis' fans may ponder a ballad "Lonely In The Chapel" for a while and pearl hunters might play garage "Midnight Rider" couple of times in a row.

Watch out DJs, if you're looking for good instrumental tunes for your garage-psych sets, buy it straight away, cause it's steamy stuff. In UK original mono pressing can go up to 50 pounds, but in USA this record is still cheaper than cheap. Singles in Europe are very rare unfortunately, but still in USA you can find them reasonably priced.

3 komentarze:

    Serpent.pl