"Truskafki"-muzyczny film animowany, płyta zespołu GRAAL Antoniego Gralaka pt.: "Truskafki". Graal to coś więcej, niż zespół. W wymiarze rzeczywistości stanowi jedno z najbardziej barwnych, indywidualnych, oryginalnych środowisk polskiej muzyki lat 90. Graal powstał w momencie, gdy każdy z tych artystów poznawszy na dobre duszną atmosferę polskiego środowiska jazzowego i show bussinesu w ogóle, wypracował sobie własne miejsce, bez stresów i pretensji. U Graala najbardziej rozpoznawalną cechą tego języka jest tonacja groteski, czarnej groteski, ludycznej, ale też niekiedy neurotycznej. (studio radioaktywni)
Locko Richter - bass
Arek Skolik - drums
Przemek Greger - guitar
Mateusz Pospieszalski - sax, vocal
Antoni Gralak - trumpet
Cecylia Gralak, Jacek Bieleński, Majka Gralak - vocals
Arek Skolik - drums
Przemek Greger - guitar
Mateusz Pospieszalski - sax, vocal
Antoni Gralak - trumpet
Cecylia Gralak, Jacek Bieleński, Majka Gralak - vocals
Niegdyś częstochowsko-kielecki, dziś częstochowsko-łódzki Graal ma już na koncie trzy bardzo udane albumy, a chyba nie zaistniał szerzej nawet w świadomości fanów yassu, na flankach którego zespól nieraz prezentował się na żywo. I właśnie w kontekście yassu warto przyjrzeć się tej płycie. O ile bowiem yassowcy nagrywają ostatnio jak jeden maż płyty słabe, muzycy Graala - należący do wcześniejszej generacji polskiego off jazz (Tie Break, Young Power) - nagrali znakomity album.
Obok lidera Ziuta Gralaka w składzie spotykamy fantastyczną sekcję rytmiczną Richter - Skolik, Mateo Pospieszalskiego, a sekstetu dopełnia desant z Łodzi - gitarzysta Przemek Greger oraz jazzowy poeta (warto to podkreślić, bo powraca zainteresowanie tą trudną i rzadką profesją) Jacek Bieleński. Powie ktoś, że to towarzystwo mocno przechodzone, ale ich elektryczny jazz nowej generacji z transowym tłem ambient i szybkim, gęstym rytmem spod znaku drum & bass, wypada o niebo lepiej, niż komputerowe wprawki Kur. Nie wypełnia on jednak całości albumu.
\"Truskafki\" to płyta, gdzie dochodzą do głosu słyszane już od początku, ale w tle, psychodeliczne inklinacje grupy. A przy tym jest najbardziej zwarta i wyrazista, ale też najbardziej dynamiczna, barwna, lotna i radosna spośród dokonań Graala. Jeszcze na poprzednim albumie Graala \"Darmozjad\" kąpiel w ludyczności oczyszczała jazz. Tu jazz powraca - z rozmachem, żywiołowością, spontaniczną jasną energią. .Wojskowe sprawy wnoszą dramaturgię niczym z \"Black Saint\" Mingusa, jeszcze więcej jest tu z klimatu dojrzale kołyszącej radości wracających na Jamajkę Art Ensemble Of Chicago Chwilami wydaje mi się, że słyszę w tej muzyce calypso, reggae, misterne konfiguracje big bandów - choć może tak naprawdę wcale tego nie ma. Z całą pewnością natomiast album emanuje siłą, witalnością, energią, komunikatywnością muzyki etnicznej. Tyle że owo etno pochodzi z własnej krainy Graala. Tej poszukiwanej od czasów debiutu, który zaledwie przebąkiwał coś o jej istnieniu. Odzyskanej w wirtualnym świecie dźwięków. To najbardziej przełomowy front płyty - zanika wcześniejsza chropowata ludyczność. zanika na rzecz etniczności. Tak, jakby ludyczność była tylko zbłąkana, wykorzeniona etnicznością i przez nią można było jedynie przedzierać się do korzeni. Graal jest bardzo blisko tych korzeni. Zdradza to przypływ tej plemiennej radości i harmonii, jakby przywołany z młodzieńczych czasów Tie Break. Ów świat nie jest bezproblemową sielanką, bo zarówno muzyka, jak i teksty Bieleńskiego, obok radości dokładają mu też rysów ciemnych, straceńczych, szalonych, dzięki temu jednak całość trzyma się pewniej i bardziej harmonijnie.
Tak charakterystyczne dla debiutu Graala niezgrabne-obsesyjne ludyczne figury powracają na \"Truskafkach\" dopiero w finale, porwane wirem zwariowanej, absurdalnej dziecięcej wyliczanki wydają się ulatywać w kosmos --- Rafał Księżyk (Antena Krzyku 6/2000+1/2001)
Obok lidera Ziuta Gralaka w składzie spotykamy fantastyczną sekcję rytmiczną Richter - Skolik, Mateo Pospieszalskiego, a sekstetu dopełnia desant z Łodzi - gitarzysta Przemek Greger oraz jazzowy poeta (warto to podkreślić, bo powraca zainteresowanie tą trudną i rzadką profesją) Jacek Bieleński. Powie ktoś, że to towarzystwo mocno przechodzone, ale ich elektryczny jazz nowej generacji z transowym tłem ambient i szybkim, gęstym rytmem spod znaku drum & bass, wypada o niebo lepiej, niż komputerowe wprawki Kur. Nie wypełnia on jednak całości albumu.
\"Truskafki\" to płyta, gdzie dochodzą do głosu słyszane już od początku, ale w tle, psychodeliczne inklinacje grupy. A przy tym jest najbardziej zwarta i wyrazista, ale też najbardziej dynamiczna, barwna, lotna i radosna spośród dokonań Graala. Jeszcze na poprzednim albumie Graala \"Darmozjad\" kąpiel w ludyczności oczyszczała jazz. Tu jazz powraca - z rozmachem, żywiołowością, spontaniczną jasną energią. .Wojskowe sprawy wnoszą dramaturgię niczym z \"Black Saint\" Mingusa, jeszcze więcej jest tu z klimatu dojrzale kołyszącej radości wracających na Jamajkę Art Ensemble Of Chicago Chwilami wydaje mi się, że słyszę w tej muzyce calypso, reggae, misterne konfiguracje big bandów - choć może tak naprawdę wcale tego nie ma. Z całą pewnością natomiast album emanuje siłą, witalnością, energią, komunikatywnością muzyki etnicznej. Tyle że owo etno pochodzi z własnej krainy Graala. Tej poszukiwanej od czasów debiutu, który zaledwie przebąkiwał coś o jej istnieniu. Odzyskanej w wirtualnym świecie dźwięków. To najbardziej przełomowy front płyty - zanika wcześniejsza chropowata ludyczność. zanika na rzecz etniczności. Tak, jakby ludyczność była tylko zbłąkana, wykorzeniona etnicznością i przez nią można było jedynie przedzierać się do korzeni. Graal jest bardzo blisko tych korzeni. Zdradza to przypływ tej plemiennej radości i harmonii, jakby przywołany z młodzieńczych czasów Tie Break. Ów świat nie jest bezproblemową sielanką, bo zarówno muzyka, jak i teksty Bieleńskiego, obok radości dokładają mu też rysów ciemnych, straceńczych, szalonych, dzięki temu jednak całość trzyma się pewniej i bardziej harmonijnie.
Tak charakterystyczne dla debiutu Graala niezgrabne-obsesyjne ludyczne figury powracają na \"Truskafkach\" dopiero w finale, porwane wirem zwariowanej, absurdalnej dziecięcej wyliczanki wydają się ulatywać w kosmos --- Rafał Księżyk (Antena Krzyku 6/2000+1/2001)
Kup / Buy
@ @ @ @
OdpowiedzUsuń