HERA powstała z inicjatywy klarnecisty i kompozytora Wacława Zimpla, znanego ze współpracy z czołowymi twórcami współczesnej muzykiimprowizowanej m.in. z Kenem Vandermarkiem, Joe McPhee, Michaelem Zerangiem, Stevem Swellem, Bobbym Few, Perrym Robinsonem czy Mikołajem Trzaską.
HERA to subiektywny komentarz rzeczywistości zaproponowany przez klarnecistę i kompozytora Wacława Zimpla, oraz zaproszonych do projektumuzyków: saksofonisty Pawła Postaremczaka, kontrabasisty Ksawerego Wójcińskiego i perkusisty Pawła Szpury. Wacław Zimpel, jeden z najciekawszych polskich muzyków jazzowych, konsekwentnie pozostaje wiernym muzyce improwizowanej, jego kolejne projektyspotykają się z coraz większym zainteresowaniem zarówno w Polsce jak i za granicą. Wystarczy wspomnieć amerykański freejazz-stef.blogspot.com, gdzie płyta "Afekty" tria The Light otrzymała znakomitą ocenę: * * * *, 1/2 Highly recommended lub francuski Le son du grisli, gdzie płyta "Four Walls" byłajedną z płyt miesiąca.
Podstawą formotwórczą utworów wykonywanych przez HERĘ jest "polifonia emocjonalna", która zakłada niezależne i równoprawne przedstawianie emocji,ujętych, w często kontrastujace ze sobą, partie instrumentalne. Zimpel w swoich kompozycjach nawiązuje do tradycji muzyki sakralnej i folklor różnych kultur, nadając im współczesny kontekst.
Relacja z koncertu HERY na Krakowskiej Jesieni Jazzowej 2009
W czwartkowy wieczór odbył się koncert, który postrzegam jako największe odkrycie tegorocznej Krakowskiej Jesieni Jazzowej! Nowa grupa bardzointeresującego klarnecisty i kompozytora Wacława Zimpla [. . .]
W pierwszych chwilach, kiedy muzycy wychodzili jeszcze na scenę, wydawało mi się, że widzę na ich twarzach napięcie. Manifestację myśli typu: „Czy powinniśmy w ogóle grać?”; „Jak to się wszystko uda?”; „Jak zostaniemy przyjęci?”. Publiczność również zamilkła. W powietrzu można by było usłyszećlot muchy, gdyby tylko taka pojawiła się na sali koncertowej. O ile mi wiadomo zespół nie dokonał żadnych zmian w kolejności czy układzie utworów.
Gdyby tak jednak było, pragnąłbym im pogratulować trafności dokonanego wyboru na otwarcie. Raptownie, bez znaków to zapowiadających, ze scenypopłynęła fala dźwięków, które mogłyby zilustrować pierwsze kotłujące się myśli człowieka dowiadującego się o jakiejś osobistej tragedii. Była tojednocześnie wiązanka tak energetyczna, tak absolutnie doskonała, że dodawała sił i pozwalała na moment o wszystkim zapomnieć i poświęcić całą uwagę temu, co dzieje się na deskach sceny. Fenomenalną partią solową zaznaczył swoje niepoślednie miejsce w formacji znakomity saksofonista Paweł Postaremczak. Wirujące krzykliwe dźwięki, wibrujące długie nuty, świdrujące powietrze altissimo, awangardowa logika poszczególnych przejść i segmentów budowanego solo. Jest to dla mnie najciekawszy polski młody saksofonista, jakiego słyszałem od lat! Cały zespół dodawał w tym czasie węgla do pieca swym frenetycznym akompaniamentem. Gdyby wyciąć taką krótką, kilkuminutową scenę z tego wyczynu, mógłbym to opatrzyć komentarzem, że o to właśnie chodzi we współczesnej jazzowej muzyce improwizowanej. Coś wspaniałego!
Zaintrygowały mnie pomysły na wykorzystanie siły drzemiącej w układzie, jakim jest kwartet. Pojawiły się takie elementy jak rozbicie strukturalne sekcji rytmicznej i dwóch solistów, które to duety działały czasem zupełnie niezależnie od siebie. Innym razem miarowo przyspieszające i zwalniające pulsacjebasu i perkusji, podczas wykonywania kombinowanych motywów klarnetu i saksofonu. Proporcje, w jakich utrzymany był stosunek gry zespołowej do fragmentów solowych poszczególnych muzyków wydawały się być idealnie rozłożone. Nic nie trwało zbyt długo. Trzeba było zachować czujność, gdyż dynamika utworów zmieniała się jak w kalejdoskopie, będąc przy tym tak nieprzewidywalna, jak wygrana na Lotto. Zupełnie powaliły mnie przepiękne motywy unisono skomponowane przez lidera. Miały w sobie powagę, która przerażająco pasowała do sytuacji. Były to głównie lejące się, długie, zawieszone w oczekiwaniu na przełom struktury. Tematy były genialnie przemyślane pod względem doboru odpowiednich barw czterech instrumentów, tak, by tworzyły harmonijną całość. Klimat ciężki, refleksyjny i mroczny. Bywało jednakże i tak, iż dane nam było słyszeć pomysły na sprytnie zaaranżowane motywy rodem z wesołych lat jazzu jako muzyki tanecznej, które zdawało się, że gdzieś już słyszeliśmy.
Zdecydowaną większość zaprezentowanego materiału określiłbym jednak mianem bardzo oryginalnego.
Postać Wacława Zimpla przybliżyłem już wam opisując spotkanie z tentetem Resonance, w którym to klarnecista partycypował. Jego instrumentarium stanowił przede wszystkim klarnet basowy i sopranowy, obok pojawił się taragot, oraz tajemniczy instrument, jakim był słowacki flet alikwotowy, który widziałem i słyszałem po raz pierwszy w życiu. Po napięciu cięciwy, czyli spotkaniu ze znakomitościami w Resonance, następuje teraz lot strzały. Mam przeczucie, że jest to artysta, o którym jeszcze nie raz przyjdzie mi pisać w pozytywnym świetle.
Kontrabasista Ksawery Wójciński ograniczał się raczej do tradycyjnego sposobu na pozyskanie dźwięku. Jedynym odstępstwem był fragment, w którym użył szklanej butelki dla efektu przytłumienia dźwięku oraz płynnych, delikatnych, przeciągłych jęków, które znamy z niezliczonych solówek bluesowych gitarzystów. Jego podkład był stabilny i niepozbawiony świetnych pomysłów. Kiedy trzeba było potrafił również dostarczyć całej baterii dźwięków wywołujących chaotyczną atmosferę.
Kilka dni wcześniej mieliśmy u siebie tytana perkusji z Norwegii, Paal’a Nilssen-Love. Po wysłuchaniu takiego grania na bębnach, trudno jest cieszyć się czymś pospolitym. Poprzeczka ustawiona była bardzo wysoko, wobec tego, kto zagra w klubie jako kolejny perkusista. Paweł Szpura nie był wprawdzie muzykiem tak oryginalnym jak Norweg, ale i tak podołał temu zadaniu z pełnym sukcesem. Najciekawsze co pokazał, to wspomniane wcześniej motywy zmieniającej się w tempie, punktualistycznej współpracy z kontrabasistą oraz poruszanie dłonią sprężyny werbla, tworząc intrygujący efekt sonorystyczny. Cechował go również duży impet w ataku na werbel. Jego rytmiczne rozwiązania zmuszały do poddania się i popadnięcia w dziki trans.
Zespół Hera to muzyczny noworodek. Jego życie mierzy się jeszcze w miesiącach, a już rozrabia na scenie jak zbuntowany nastolatek. Niczym buntownik również, rozprawia się ze skostniałymi schematami muzyki jazzowej, nie pozostawiając po nich nawet śladu poprzez skuteczną formalną dekonstrukcję.
Wspaniałe pomysły aranżacyjne, imponujący warsztat muzyczny, siła młodości i świeżość w podejściu do materii – oto cechy, które wydają mi się najbardziej charakterystyczne. Nie spotkałem się jeszcze z bardziej utalentowaną młodą kapelą jazzową w Polsce. Jest to mój absoluty faworyt, jeżeli chodzi o scenę rodzimą.
Koncerty takich zespołów jak Hera, utwierdzają mnie tylko w przekonaniu o słuszności mieszania ze sobą uznanych osobowości światowej sceny wolnej improwizacji z nowymi na niej zjawiskami w ramach festiwalu Krakowska Jesień Jazzowa. Jest to bowiem świetna okazja do zapoznania się z twórczością młodych, ambitnych muzyków w najdoskonalszej formie, czyli koncertu na żywo. Nic nie jest w stanie zastąpić takiego doświadczenia. --- Brunon Bierżeniuk (www.alchemia.com.pl)
HERA to subiektywny komentarz rzeczywistości zaproponowany przez klarnecistę i kompozytora Wacława Zimpla, oraz zaproszonych do projektumuzyków: saksofonisty Pawła Postaremczaka, kontrabasisty Ksawerego Wójcińskiego i perkusisty Pawła Szpury. Wacław Zimpel, jeden z najciekawszych polskich muzyków jazzowych, konsekwentnie pozostaje wiernym muzyce improwizowanej, jego kolejne projektyspotykają się z coraz większym zainteresowaniem zarówno w Polsce jak i za granicą. Wystarczy wspomnieć amerykański freejazz-stef.blogspot.com, gdzie płyta "Afekty" tria The Light otrzymała znakomitą ocenę: * * * *, 1/2 Highly recommended lub francuski Le son du grisli, gdzie płyta "Four Walls" byłajedną z płyt miesiąca.
Podstawą formotwórczą utworów wykonywanych przez HERĘ jest "polifonia emocjonalna", która zakłada niezależne i równoprawne przedstawianie emocji,ujętych, w często kontrastujace ze sobą, partie instrumentalne. Zimpel w swoich kompozycjach nawiązuje do tradycji muzyki sakralnej i folklor różnych kultur, nadając im współczesny kontekst.
Relacja z koncertu HERY na Krakowskiej Jesieni Jazzowej 2009
W czwartkowy wieczór odbył się koncert, który postrzegam jako największe odkrycie tegorocznej Krakowskiej Jesieni Jazzowej! Nowa grupa bardzointeresującego klarnecisty i kompozytora Wacława Zimpla [. . .]
W pierwszych chwilach, kiedy muzycy wychodzili jeszcze na scenę, wydawało mi się, że widzę na ich twarzach napięcie. Manifestację myśli typu: „Czy powinniśmy w ogóle grać?”; „Jak to się wszystko uda?”; „Jak zostaniemy przyjęci?”. Publiczność również zamilkła. W powietrzu można by było usłyszećlot muchy, gdyby tylko taka pojawiła się na sali koncertowej. O ile mi wiadomo zespół nie dokonał żadnych zmian w kolejności czy układzie utworów.
Gdyby tak jednak było, pragnąłbym im pogratulować trafności dokonanego wyboru na otwarcie. Raptownie, bez znaków to zapowiadających, ze scenypopłynęła fala dźwięków, które mogłyby zilustrować pierwsze kotłujące się myśli człowieka dowiadującego się o jakiejś osobistej tragedii. Była tojednocześnie wiązanka tak energetyczna, tak absolutnie doskonała, że dodawała sił i pozwalała na moment o wszystkim zapomnieć i poświęcić całą uwagę temu, co dzieje się na deskach sceny. Fenomenalną partią solową zaznaczył swoje niepoślednie miejsce w formacji znakomity saksofonista Paweł Postaremczak. Wirujące krzykliwe dźwięki, wibrujące długie nuty, świdrujące powietrze altissimo, awangardowa logika poszczególnych przejść i segmentów budowanego solo. Jest to dla mnie najciekawszy polski młody saksofonista, jakiego słyszałem od lat! Cały zespół dodawał w tym czasie węgla do pieca swym frenetycznym akompaniamentem. Gdyby wyciąć taką krótką, kilkuminutową scenę z tego wyczynu, mógłbym to opatrzyć komentarzem, że o to właśnie chodzi we współczesnej jazzowej muzyce improwizowanej. Coś wspaniałego!
Zaintrygowały mnie pomysły na wykorzystanie siły drzemiącej w układzie, jakim jest kwartet. Pojawiły się takie elementy jak rozbicie strukturalne sekcji rytmicznej i dwóch solistów, które to duety działały czasem zupełnie niezależnie od siebie. Innym razem miarowo przyspieszające i zwalniające pulsacjebasu i perkusji, podczas wykonywania kombinowanych motywów klarnetu i saksofonu. Proporcje, w jakich utrzymany był stosunek gry zespołowej do fragmentów solowych poszczególnych muzyków wydawały się być idealnie rozłożone. Nic nie trwało zbyt długo. Trzeba było zachować czujność, gdyż dynamika utworów zmieniała się jak w kalejdoskopie, będąc przy tym tak nieprzewidywalna, jak wygrana na Lotto. Zupełnie powaliły mnie przepiękne motywy unisono skomponowane przez lidera. Miały w sobie powagę, która przerażająco pasowała do sytuacji. Były to głównie lejące się, długie, zawieszone w oczekiwaniu na przełom struktury. Tematy były genialnie przemyślane pod względem doboru odpowiednich barw czterech instrumentów, tak, by tworzyły harmonijną całość. Klimat ciężki, refleksyjny i mroczny. Bywało jednakże i tak, iż dane nam było słyszeć pomysły na sprytnie zaaranżowane motywy rodem z wesołych lat jazzu jako muzyki tanecznej, które zdawało się, że gdzieś już słyszeliśmy.
Zdecydowaną większość zaprezentowanego materiału określiłbym jednak mianem bardzo oryginalnego.
Postać Wacława Zimpla przybliżyłem już wam opisując spotkanie z tentetem Resonance, w którym to klarnecista partycypował. Jego instrumentarium stanowił przede wszystkim klarnet basowy i sopranowy, obok pojawił się taragot, oraz tajemniczy instrument, jakim był słowacki flet alikwotowy, który widziałem i słyszałem po raz pierwszy w życiu. Po napięciu cięciwy, czyli spotkaniu ze znakomitościami w Resonance, następuje teraz lot strzały. Mam przeczucie, że jest to artysta, o którym jeszcze nie raz przyjdzie mi pisać w pozytywnym świetle.
Kontrabasista Ksawery Wójciński ograniczał się raczej do tradycyjnego sposobu na pozyskanie dźwięku. Jedynym odstępstwem był fragment, w którym użył szklanej butelki dla efektu przytłumienia dźwięku oraz płynnych, delikatnych, przeciągłych jęków, które znamy z niezliczonych solówek bluesowych gitarzystów. Jego podkład był stabilny i niepozbawiony świetnych pomysłów. Kiedy trzeba było potrafił również dostarczyć całej baterii dźwięków wywołujących chaotyczną atmosferę.
Kilka dni wcześniej mieliśmy u siebie tytana perkusji z Norwegii, Paal’a Nilssen-Love. Po wysłuchaniu takiego grania na bębnach, trudno jest cieszyć się czymś pospolitym. Poprzeczka ustawiona była bardzo wysoko, wobec tego, kto zagra w klubie jako kolejny perkusista. Paweł Szpura nie był wprawdzie muzykiem tak oryginalnym jak Norweg, ale i tak podołał temu zadaniu z pełnym sukcesem. Najciekawsze co pokazał, to wspomniane wcześniej motywy zmieniającej się w tempie, punktualistycznej współpracy z kontrabasistą oraz poruszanie dłonią sprężyny werbla, tworząc intrygujący efekt sonorystyczny. Cechował go również duży impet w ataku na werbel. Jego rytmiczne rozwiązania zmuszały do poddania się i popadnięcia w dziki trans.
Zespół Hera to muzyczny noworodek. Jego życie mierzy się jeszcze w miesiącach, a już rozrabia na scenie jak zbuntowany nastolatek. Niczym buntownik również, rozprawia się ze skostniałymi schematami muzyki jazzowej, nie pozostawiając po nich nawet śladu poprzez skuteczną formalną dekonstrukcję.
Wspaniałe pomysły aranżacyjne, imponujący warsztat muzyczny, siła młodości i świeżość w podejściu do materii – oto cechy, które wydają mi się najbardziej charakterystyczne. Nie spotkałem się jeszcze z bardziej utalentowaną młodą kapelą jazzową w Polsce. Jest to mój absoluty faworyt, jeżeli chodzi o scenę rodzimą.
Koncerty takich zespołów jak Hera, utwierdzają mnie tylko w przekonaniu o słuszności mieszania ze sobą uznanych osobowości światowej sceny wolnej improwizacji z nowymi na niej zjawiskami w ramach festiwalu Krakowska Jesień Jazzowa. Jest to bowiem świetna okazja do zapoznania się z twórczością młodych, ambitnych muzyków w najdoskonalszej formie, czyli koncertu na żywo. Nic nie jest w stanie zastąpić takiego doświadczenia. --- Brunon Bierżeniuk (www.alchemia.com.pl)
Wacław Zimpel: clarinet, bass clarinet
Paweł Posteremczak: soprano and tenor saxophones
Ksawery Wójciński: double bass
Paweł Szpura: drums
Paweł Posteremczak: soprano and tenor saxophones
Ksawery Wójciński: double bass
Paweł Szpura: drums
Hera. The best free jazz recording of last year in Poland. Four exceptional artists: Paweł Posteramczak (soprano & tenor sax), Ksawery Wójciński (double bass), Paweł Szpura (drums) and Wacław Zimpel (clarinet, bass clarinet, tarogato, fujara). Spiritus movens of this band is Zimpel who composed most of the music on the album. I bought this record quite long ago, soon after its premiere, but I simply could not write about it. It is too beautiful, too deep, too significant for me to be enclosed even in the most adequate words. I therefore confess to my total literary failure... All I can say is that this music evokes in my heart some long forgotten feelings, of archetypes, of primal instincts, of ancient gods walking among average people, perhaps of Golden Era as described by Hesiod, of new golden era in Polish jazz for sure. MUST HAVE!!! (polish-jazz.blogspot.com)
Kup / Buy
@ @ @ @ @
OdpowiedzUsuńpass: savagEsaints