Życie nie odpuszcza i zaskakuje coraz bardziej. Proszę, co dla Was wygrzebaliśmy :)))
Historia Kwartetu Warszawskiego
Byli pionierami muzyki popularnej, wprowadzili hasło „gra i śpiewa” . Pierwsi wystąpili na Zachodzie, grali na kontrabasie elektrycznym, nakręcili teledysk.
Przypadek sprawił, że zaczęli grać i śpiewać. Zresztą od początku istnienia zespołu próbowali się czymś wyróżnić z pośród innych grup wówczas występujących. Angażowano ich do akompaniowania małym gwiazdkom, których występ poprzedzał koncert właściwy, (tzw support) na plakatach zaznaczony grubą krechą. No i stało się. Wystąpili kolejno przed zespołami Los Paraguayos – autentyczną gwiazdą Ameryki Połudnowej i super grupą Marino Mariniego. Basita z zespołu Marino Mariego, Vito Benvenutti grał z resztą na gitarze wypożyczonej od Bohdana Kezika.
Podpatrując jak gwiazdy zdobywają publiczność i ucząc się grać aktualne przeboje rozpoczęli samodzielne występy w Polsce oraz za niezbyt ciekawą granicą. Lekko kalecząc włoskie teksty, dobrze sprawdzonym repertuarem zdobywali uznanie publiczności. Słowa hiszpańsko – portugalskie brzmiały u nich bez pudła, bowiem przygotował je ich saksofonista zwany Piecowym. ¦piewał on w tym języku namiętnym głosem „besame muczio” wywołując na widowni efekt nie wiele gorszy od tego jaki towarzyszył występom Mariniego. Zespół wtórował mu grając i śpiewając uuuła ukuła - to znaczy w języku międzynarodowym. I tak minął rok. Mieli już odpowiednią aparaturę, ciuchy, wizytówki i papiery firmowe oraz nędzny samochodzik. Mieli też – co najważniejsze – nazwę Kwartet Warszawski. Nie mieli za to własnych nagrań. Uwczesny skład zespołu to: na perkusji grał Mirek Ufnalewski, na saksofonie altowym Włodek Szolc, na kontrabasie Bohdan Kezik i Andrzej Sułocki na fortepianie. Niebawem Andrzej wyjechał do Szwajcarii i trzeba było postarać się o nowego pianistę. Mieli już niezłą opinię więc mogli wybierać. Zgłosiło się kilku znanych muzyków, ale załapał się małomówny przybysz z Lublina. Powiedział, że się nazywa Tomasz Ochalski, zagrał „Klonowy liść” Joplina i został.
Rozpoczął się drugi, najważniejszy etap w historii zespołu, który trwał do roku 1970.Zaczął się on w 1964r w Opolu, kiedy to kwartet otrzymał nagrodę dla najlepszego zespołu oraz nagrodę publiczności. Piosenka Edwarda Pałłasza i Marii Terlikowskiej „Idealny sierżant” w zakazanej dotychczas żartobliwej aranżacji podobała się widowni i groĄnym jurorom. Zaraz potem pojechali do USA i Kanady z programem radiowym „Zgaduj Zgadula”. Chętnie brali udział w wielu Dniach Kultury Polskiej zagranicą. Niskie honoraria rekompensowała możliwość bycia artystą oraz fakt poznawania innych wykonawców. Grali dużo, bowiem poza swoim czterdziestominutowym blokiem non stop – akompaniowali w pierwszej części innym solistom. Komu akompaniowali - łatwiej odpowiedzieć komu nie akompaniowali: Byli to chyba tylko Niemen, Demarczyk i Grechuta. Oni mieli własne zespoły.
W czasie występów siedząc rano w hotelu i mając dużo czasu rozszerzali repertuar i wymyślali różne rzeczy. Dwie z nich – najciekawsze to: Najpierw był elektryczny kontrabas (B.K. jako rozrywkowy adept grał w zespole J. Abratowskiego). Składał się on z szyjki pochodzącej z rozebranego kontrabasu oraz z dorobionego dołu i przetwornika skonstruowanego przez inż. Tadeusza Katanę . Dyr. Szpilman ciepło ocenił ten – jak się wyraził – przyrząd. Po jakimś czasie Centrala Muzyczna sprowadziła cztery takie instrumenty fabryczne marki Framus. Potem były elektryczne gitary w tym czerwone...
Drugi wynalazek to mikrofon bezprzewodowy. Zmajstrował go chyba w 1968 saksofonista - Edek Rykaczewski. Inauguracja odbyła się w Lahti w Finlandii. Mieli tam solistkę Nadię, chudej postury, co było ważne. Edek owinął ją wielką ilością drutu i tak to młode bułgarskie dziewczę robiło za antenę, nie czyniąc wrażenia grubaski. Odbiór był niezły, ale tylko – jak mówią lektorzy TV – z bliskiej odległości. Z większej odległości, albo zza filara było słychać marnie. Ale początek był ich i to się liczy!
Co z ciekawostek. Pewnego razu Bohdan Kezik zaproponował dyrekcji LOTu nagranie płyty z okazji otwarcia linii do Bejrutu. Pomysł zaakceptowano. Słowa napisał Janusz Odrowąż i tak powstała pierwsza polska płyta reklamowa w lakierowanej, wykonanej w Wiedniu kopercie. Znacznie wcześniej bo w 65. powstało coś, co teraz nazywamy wideoklipem. Dzieło to pod znanym już tytułem „Idealny sierżant” wyreżyserował Krzysztof Zanussi.
I było by naprawdę fajnie, gdyby nie ciągła obawa o paszport i towarzyszący jej stres. Za każdym wyjazdem trzeba było składać ankietę i czekać w niepewności. To samo dotyczyło wiz. Pewnego razu pracownik Pagartu, prawdopodobnie, żeby pokazać im swoją nieograniczoną moc, wstemplował im wizy w sobotę! Wtajemniczeni mawiali, że w ten sposób chciano ich zachęcić do obrania jedynej słusznej drogi... Do tego nie czuli żadnej opieki impresaryjnej: Kiedy jeden z impresarów skandynawskich złamał warunki kontraktu – zawiadomiony o tym Pagart odpowiedział: "Jak się wam nie podoba możecie wracać".
W obawie przed utratą paszportu kolejno pięciu członków zespołu osiadło zagranicą co spowodowało spowolnienie rozwoju grupy, a w końcu jego zatrzymanie. Każde odejście członka z zespołu wokalno-muzycznego powoduje długotrwałe ponowne przygotowywanie starych utworów, pozbawia świeżości ich wykonania. Z kolei nowy, dochodzący muzyk ma określone nadzieje, których szybkie spełnienie nie dochodzi do skutku. I to jest trwały regres wszystkiego, sytuacja dętki z której powoli uchodzi powietrze. A przecież, w normalnych warunkach ustrojowych zespół nasz mógł zajść wysoko. Mieli przecież w fachowej prasie zachodniej recenzje, które pozwalały mieć takie nadzieje i związane z nimi plany.
Upływający czas zadziałał na tyle pozytywnie, że w 98. na spotkaniu muzyków odegrali w dawnym składzie - Ufnalewski – Szolc – Ochalski i Kezik - utwory z ich pierwszej płyty. Po 33 latach grali Arię ze suity D-Dur J.S. Bacha bez próby i stremowania. Nad wszystkim wzięły górę wspomnienia z pięknej – mimo wszystko – młodości...
Nagrali też w starym składzie z udziałem kolegi z zespołu – Piotra Witomskiego pieśń spożywczo-rekreacyjną ze słowami Jacka Korczakowskiego pt „Karp w Galarecie”. Dzieło to ma się ukazać – jak to się mówi -na naszym nowym CD razem z szesnastoma piosenkami wędkarskimi nagranymi w drugim składzie zespołu z Wojtkiem Kałużą i Januszem Pliwką oraz kobietami z Partity w charakterze ryb. (źródło)
***
Pretty weird little record made for Polish Airlines by the Warsaw Quartet.The four songs present all have a different theme according to the destination of that particular flight. Especially the one to Beirut is amazing when they pray to Allah in Polish while mixing the exotic melodies with donkey sounds.
0 komentarze:
Prześlij komentarz