Muzyka Captaina Beefhearta jest wyjątkowym i osobistym przeżyciem dla każdego, kto się z nią zetknął. Dla jednych jest muzycznym geniuszem, hochsztaplerem, a jeszcze innych po prostu świrem. Pewne jest natomiast jedno - gdyby był postacią "bez wyrazu" i "miałką", nie wzbudzałby tylu kontrowersji i dyskusji. Krytycy, którzy tworzą sztuczną koniunkturę często wywołują dosyć dziwne dyskusje jak np. kto jest lepszy - Beefheart czy Zappa, z którym przez pewien czas współpracował? Dla mnie pozostaje postacią wyjatkową w muzycznej edukacji i jego "duch" jest wciąż gra w mojej duszy. Obecnie Beefheart powrócił do swojego oryginalego nazwiska - Don van Vliet i z powodzeniem realizuje się jako malarz, a jego obrazy są cenione przez światowych marschandów i galerie.
"(...) Instrumentem, z którym Beefheart się raczej nie rozstawał była harmonijka. Jej wrzaskliwe, zrytmizowane staccata zawsze usłyszymy na albumach studyjnych i koncertowych. Beefheart nie unika przy tym prymitywizmu, przeciwnie, eksponuje całą szorstkość i ludyczność tego instrumentu, czym świetnie dopełnia swój – dominujący w nagraniach – charakterystycznie (dla niektórych: nieznośnie) zdarty głos. Harmonijka właściwie jest jak jego śpiew, uzupełnia go – pieje i krzyczy, zgrywa się w sarkastycznych grymasach, ale jej brzmienie przepełnione jest zawsze głębokim człowieczeństwem, liryzmem, ciepłem. Beefheart-śpiewak używa „bardzo szerokiej skali subtelnych środków wyrazu” (komunał nie musi kłamać), pozostając prawdziwym muzycznym zwierzęciem czy „wilkołakiem” – jak sam o sobie mówił.
Electricity
(...) Z jego nagrań tchnie jednak taką swobodą, że myśli o improwizacji i szalonych jam sessions same pchają się do głowy – choć nic takiego nie miało miejsca. Powiedzieć zatem, że jest to coś w rodzaju „ścisłej improwizacji”, że muzycy wspaniale improwizują zawsze to, co trzeba zagrać w danym songu? A miejsca na solowe popisy nie ma, i nawet „gorączkowa” partia saksofonu lidera ma określone miejsce, dokładne znaczenie? Że „nuta w nutę” utworów z Trout Mask Replica nie da się zagrać, bo to jednak jest ad libitum i tradycyjne rockowe struktury metrorytmiczne są rozmontowane? Szaleństwo twórcze Beefhearta rozciąga się tu na wszystkie obszary: na podejście do formy utworu (będącego wciąż piosenką, songiem), faktury, tekstu... Jest metodyczne i bezbłędne (...)
Trudno się nie zgodzić z opiniami, że Trout Mask Replica to dzieło totalne, jakaś fenomenalna emanacja ducha Ameryki z samych trzewi i korzeni Nowego Świata, a nie po prostu „płyta z muzyką”. Dzieło sztuki, do którego można wracać przez lata. Cudowny azyl i Arkadia (nawet pomimo obecności utworu pt. Dachau Blues) przywoływane są na Well, Ella Guru czy Moonlight on Vermount, brzmiących jak rockowe hymny Whitmanowskie. Beefheart jest tutaj owym „American Adam”, tropionym przez Eliadego w literaturze amerykańskiej. Piero Scaruffi, włoski matematyk, filozof umysłu, uznany krytyk muzyczny, poświęca tej płycie wiele uwagi, nazywając ją zwyczajnie: arcydziełem, a także bardziej oryginalnie: postcage’owskim traktatem o tonalności (van Vliet – jak Cage – dopuszcza przypadek w kompozycji (aranżacji), jednak „trzyma się” struktury piosenki w podobny sposób, w jaki postmodernista rewolucjonizuje konwencje pozostając wciąż w ich ramach: stąd postcage’owski). Na koniec dodaje, że pomiędzy van Vlietem a pozostałymi rockmanami jest taka przepaść, jak pomiędzy Beethovenem a innymi symfonikami jego czasów, że to najważniejszy przykład wkładu rocka w muzykę XX wieku oraz że Trout Mask Replica jest tak naprawdę jedynym albumem rockowym wartym słuchania (jest w tym celowa przesada, Scaruffi jest przecież znawcą i miłośnikiem sztuki rocka).
Mirror Man
(...) Zatem kwestia innowacyjności i artyzmu muzyki rockowej, temat przynajmniej w Polsce ciągle słabo zbadany, lekceważony przez teoretyków kultury. Twórczość bez oparcia w instytucjach, anarchistyczna, z hasłem „Do it yourself” w godle: dostępna dla każdego, kto tylko chwyci za instrument. Sporo słuszności tkwi w twierdzeniu, że jest wielkomiejską muzyką ludową – choć nie więcej, niż w definicjach całkiem odmiennych, rock jest bowiem wysoce „niehomogeniczny”. Nie oznacza to, że w pewnych okresach swojej historii nie mógł dać i nie dawał światu artystów i dzieł wybitnych.
(...) Spróbujmy w końcu ustalić, skąd się ta muzyka (Beefhearta) wzięła? Skąd nagle w 1969 roku takie Trout Mask Replica? Kto grał wcześniej coś podobnego? Wiemy o free jazzie, ale jak już mówiliśmy, nie nazwiemy muzyki Beefhearta jazzem. A Cage – to przecież bardziej filozofia, niż muzyka... Szukając odpowiedzi, zwrócimy uwagę przede wszystkim na wiejski, prymitywny blues – dla Beefhearta on jest już „free”! Estetyka wczesnego Magic Bandu jest dalece bardziej złożona, jednak punktem wyjścia, źródłem energii i „soków witalnych” jest ta najbardziej archaiczna tradycja Ameryki. Wszystkie gatunki „rozrywkowe” – do czasów punka i nowej fali w muzyce „białej” – czerpały zeń siłę i sens. Rewitalizująca siła bluesa, prostej, dwunastotaktowej pieśni, zdumiewa i zdumiewać nie przestanie. Cała wartościowa muzyka „pozaklasyczna” z niego wyrosła i dopiero rozpatrywana w jego kontekście daje się w pełni zrozumieć jako fenomen kulturowy. To było zdecydowanie „źródło siły” Beefhearta w 1969 roku.
Trout Mask Replica promo
Jak pisze Berendt: „Tim Buckley i Captain Beefheart egzemplifikują fakt, że na kanwie tej tradycji mogą nadal powstawać wybitne style indywidualne, plasujące się wyraźnie poza obrębem panującej mody. (...) [Beefheart] pokpiwa z niej [tradycji rythm and bluesa], a jego swawolny, cyniczny sarkazm to jeszcze jedna forma bezkompromisowo szczerego dążenia do samozrozumienia, dla którego czarna tradycja stanowi niewątpliwie bardziej uczciwy punkt wyjścia niż biała. Swoim „przepitym” głosem prowadzi Beefheart wiejską tradycję delty Missisipi – reprezentowaną na przykład przez Roberta Johnsona – do rocka free, tak jak Ornette Coleman doprowadził czarny folklor Teksasu do jazzu free. Jednakże w tym procesie „prowadzenia” wiejski blues stanowi źródło Beefheartowskiej siły. Jego ostatnie nagrania [Berendt pisał te słowa ok. 1972 roku] skłaniają do ostrzeżenia go przed zbytnim oddaleniem się od tego źródła siły” [Berendt 1979: 399].
Wcześniejsze płyty van Vlieta bynajmniej wprost nie zapowiadają tego, co później nastąpiło – debiutancka Safe as Milk nosi wręcz wyraźne piętno swoich „hippisowskich” czasów i cokolwiek trąci myszką (choć znajdziemy i na niej co najmniej dwa naprawdę bardzo dobre utwory). Choć na kolejnym albumie Strictly Personal zarysowuje się już rola „wiejskich korzeni”, jednak do Trout Mask... stąd jeszcze daleko. Replika Maski Pstrąga pozostaje tajemniczym i niewyjaśnialnym w inspiracjach i pochodzeniu dziełem chimerycznego geniuszu, to spontaniczne przekroczenie granic muzyki, nie całkiem dające się pojąć.
Wcześniejsze płyty van Vlieta bynajmniej wprost nie zapowiadają tego, co później nastąpiło – debiutancka Safe as Milk nosi wręcz wyraźne piętno swoich „hippisowskich” czasów i cokolwiek trąci myszką (choć znajdziemy i na niej co najmniej dwa naprawdę bardzo dobre utwory). Choć na kolejnym albumie Strictly Personal zarysowuje się już rola „wiejskich korzeni”, jednak do Trout Mask... stąd jeszcze daleko. Replika Maski Pstrąga pozostaje tajemniczym i niewyjaśnialnym w inspiracjach i pochodzeniu dziełem chimerycznego geniuszu, to spontaniczne przekroczenie granic muzyki, nie całkiem dające się pojąć.
Raz jeszcze Berendt: „Captain Beefheart (...) jest »Albertem Aylerem rocka«. W swoim Magic Band robi z rockiem to, co wielu muzyków jazzu free robiło z jazzem konwencjonalnym: rozszerza go mianowicie na obszary, które dla osób postronnych noszą rysy chaosu; udziwnia go i karykaturuje, nie obawiając się zarzutu dyletantyzmu. Pod pewnymi względami bliski jest Frankowi Zappie, od którego wypożyczał czasem muzyków, a który wydał jedno z jego najwspanialszych nagrań” [Replikę maski pstrąga, Berendt 1979: 477]. Do Zappy jest Beefheart podobny rzeczywiście tylko w pewnym ograniczonym sensie, osobliwa rozległość i złożoność dzieła Zappy jest „ewenementem rocka” innego rodzaju, niż hermetyczne wizjonerstwo van Vlieta, skumulowane w dodatku głównie w jednym dziele. Znali się od dziecka, lecz ich drogi rozeszły się, również drogi życiowe – pomimo, że wyczuwamy podobne inspiracje, głównie amerykańskie.
(...) W pierwszej połowie „ostrych” lat 80. Beefheart zakończył swoje zmagania z muzyką, wycofał się z nagrywania i koncertowania, poświęcając się malarstwu (był ponoć uzdolniony od dziecka). Chyba się wypalił, choć niesamowicie energetyczne ostatnie nagrania wcale źle nie wróżyły...
(...) Spróbujcie porównać Captaina z przełomu lat 60. i 70. z dzisiejszym Nickiem Cavem, który wciąż się na Beefhearta powołuje: słuchając jego muzyki (która zupełnie straciła ostrze) raczej trudno to zauważyć. Na Beefhearta i Partcha jako źródło inspiracji wskazuje również Tom Waits, przetwarzający po swojemu amerykańską tradycję – i temu należy się raczej dobre słowo. Wśród młodych zespołów odnoszących się do niego są Beck, belgijski dEus, czy już niemłodzi The Ex. Wydaje się również, że bezpośrednia inspiracja Beefheartem legła u podstaw cudownie świeżych dokonań muzyków z kręgu takich formacji, jak Hella i Natural Dreamers. Jeśli dodam, że mowa jest tutaj o typowo niszowej, szybko ewoluującej muzycznej mikroscenie Kalifornii złożonej z kilku osób i zespołów grających instrumentalnego post-rocka w bardzo ciekawej wersji (przypuszczam, że całe to zdanie właśnie traci lub już straciło aktualność), i że potrzeba nielada przypadku, aby trafić na ich nagrania, to wnioski mogą być takie: po pierwsze, tego „czegoś” najlepszego i najbardziej awangardowego dziejącego się dziś w rocku pewnie nie znamy, i po drugie: te nieznane nam dokonania prawdopodobnie zadają kłam licznym tezom mojego artykułu.
(...) Spróbujcie porównać Captaina z przełomu lat 60. i 70. z dzisiejszym Nickiem Cavem, który wciąż się na Beefhearta powołuje: słuchając jego muzyki (która zupełnie straciła ostrze) raczej trudno to zauważyć. Na Beefhearta i Partcha jako źródło inspiracji wskazuje również Tom Waits, przetwarzający po swojemu amerykańską tradycję – i temu należy się raczej dobre słowo. Wśród młodych zespołów odnoszących się do niego są Beck, belgijski dEus, czy już niemłodzi The Ex. Wydaje się również, że bezpośrednia inspiracja Beefheartem legła u podstaw cudownie świeżych dokonań muzyków z kręgu takich formacji, jak Hella i Natural Dreamers. Jeśli dodam, że mowa jest tutaj o typowo niszowej, szybko ewoluującej muzycznej mikroscenie Kalifornii złożonej z kilku osób i zespołów grających instrumentalnego post-rocka w bardzo ciekawej wersji (przypuszczam, że całe to zdanie właśnie traci lub już straciło aktualność), i że potrzeba nielada przypadku, aby trafić na ich nagrania, to wnioski mogą być takie: po pierwsze, tego „czegoś” najlepszego i najbardziej awangardowego dziejącego się dziś w rocku pewnie nie znamy, i po drugie: te nieznane nam dokonania prawdopodobnie zadają kłam licznym tezom mojego artykułu.
(...) Co na podsumowanie? Może krótka informacja: tematem artykułu był Don van Vliet, pseudonim artystyczny Captain Beefheart, muzyk amerykański, który na przełomie lat 60. i 70. wypracował bardzo oryginalną koncepcję muzyki opartej na rocku i odwołującej się silnie do „czarnych korzeni”. Stworzył dzieła tak znakomite, że chyba nic w rocku nie może się z nimi równać (może Hendrix, gdyby jeszcze trochę pożył?). „Czarny” jak delta Missisipi głos, zgiełk gitar, saksofon i harmonijka, później także marimbofon i wiele innych instrumentów. Co i kiedy van Vliet robił dokładnie, z kim grał, co go łączyło z Frankiem Zappą, skąd wziął się jego pseudonim, co to jest freak – o tym wszystkim można poczytać w internecie i zagranicznych publikacjach. Zachęcam. W pierwszej kolejności sympatyków Waitsa i Cave’a (celem weryfikacji gustów) oraz... Cage’a i Partcha (celem poszerzenia wiedzy). (Tomasz Kamiński)"
Prezentowana płyta to zapis nagrań koncertowych Captain Beefheart'a dokonanych na różnych koncertach w Wielkiej Bytaniii w latach 1972-1980.
link in comments
http://www.mediafire.com/?0w9dcmxu1da
OdpowiedzUsuńpass: savagesaints
Dead link.
OdpowiedzUsuń