Gdybym miał umrzeć tysiąckrotnie,
tutaj chciałbym umierać,
gdybym miał rodzić się tysiąckrotnie,
tutaj chciałbym się rodzić,
blikso smukłych, dzikich sosen,
zimnego morskiego wiatru
i dzwonów niedawno kupionych.
Niech nikt nie myśli o mnie,
pomyślmy o całej ziemi
i zastawmy nasze stoły miłością.
Nie chcę, aby powróciła krew
i nasycała chleb i fasolę,
i muzykę, chcę, by ze mną
poszli: górnik, dziewczynka,
adwokat i marynarz,
i także ten, który robi lalki,
byśmy poszli do kina i wyszli stamtąd,
by pić najczerwieńsze wino.
"Cyrk"
Są takie rejony pamięci, które wypełniają czarno-białe obrazy. Obrazy te ożywiają w nas wspomnienia, kadry z minionego życia, zapachy, dotyk, czyjąś twarz. Jednym z takich monolitów, do którego wracam jest polski teatr i kino lat sześćdzisiątych. Powstało wówczas tyle znakomitych i wspaniałych dzieł, że nie mamy się czego wstydzić w stosunku do wielkich amerykańskich czy europejskich produkcji. Gdyby ktoś spytał się jak określić to, co mnie najbardziej ujmuje w tym zjawisku - to sensualizm. Ówczesne Wielkie Kino - charakteryzował intelektualizm, a tu - proszę bardzo - gdzieś na obrzeżach kultury, w szarej i ponurej Komunie - powstawały przepiękne dzieła pełne wrażliwości i ciepła. Przypomnijcie sobie filmy Morgensterna, Hasa, wczesne etiudy Polańskiego etc. - zrozumiecie o co mi chodzi.
Teatrzyk Bim-Bom to grupa złożona ze studentów Politechniki Gdańskiej, Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych i Akademii Muzycznej. Powstał w 1955 roku. Działali w nim m.in. Zbigniew Cybulski, Bogumił Kobiela, Jacek Fedorowicz, Włodzimierz Bielicki, Tadeusz Chyła.
Już od pierwszej premiery stał się słynny, był rewelacją. Gdyby zebrać wszystkie wycinki prasowe, zarówno z prasy polskiej, jak i zagranicznej, omawiające działalność Bim-Bomu, zebrałoby się kilka tomów. Co zadecydowało o tak ogromnej popularności tego, początkowo skromnego i prostego, teatrzyku studenckiego? Być może stało się tak dlatego, że w czasach cenzury ograniczającej w dużym stopniu swobodę wypowiedzi, Bim-Bom potrafił uczynić z milczenia narzędzie efektywnej komunikacji i bardzo skuteczną broń. To, o czym wolno było mówić, przedstawiano w sposób wieloznaczny i metaforyczny, natomiast to, co nie było dozwolone, wręcz przeciwnie: wyrażano aluzją, skrótem, milczeniem w sposób tak jednoznaczny i czytelny, że przesłanie to było doskonale rozumiane na całym świecie. Bim-Bom był teatrem wysoce autorskim, nie do podrobienia.
Cechował się własną, specyficzną poetyką i niepowtarzalnym stylem. Wszystkie jego programy, to w gruncie rzeczy stosunkowo proste składanki: skecze, piosenki, scenki pantomimiczne połączone ze sobą luźną, choć istotną i zawsze wyraźną ideą przewodnią, tworzące jednak wyjątkową całość. Bimbomowcy głosili, że w każdym człowieku jest coś z koguta - uosobienie pychy, biurokracji i zła - i z kataryniarza, który na swoim sercu-katarynie wygrywa najpiękniejsze melodie. Oni chcieli być kataryniarzami.
Do widzenia, do jutra (Good Bye, Till Tomorrow, 1960) reż. J.Morgenstern
Oto co o Teatrze Bim-Bom w felietonie "Bohaterowie są znużeni" pisze Marek Hłasko:
"Bim-Bom" nie jest teatrem wielkiej mądrości, a przed filozofią jego nie należy klękać jak przed wschodzącym słońcem - boję się, że efektowne baloniki i mydlane bańki puszczane przez uroczą dziewczynkę w istocie przykrywają pustkę. Trudno orzec - i dziwić się należy bezkrytycznym ocenom naszych recenzentów - czy "Bim-Bom" jest teatrem par excellence nowoczesnym, bo teatru nowoczesnego Polska nie widziała od dawien dawna - jest to więc gadanie ślepego o tęczy. "Bim-Bom" - to przede wszystkim zespół młodych świetnych ludzi, którym należy jak najprędzej i jak najkonkretniej pomóc w znalezieniu klucza do rozumienia dzisiejszego życia. Bohaterami ich spektaklu są: smutek, rozgoryczenie, niewiara i przygnębienie.
To nie był teatr satyryków. To był teatrzyk przegranych złudzeń, nadziei i pragnień. Nie była to szczedrynowska satyra - ostra, bezwzględna i brutalna, sięgająca do samych korzeni społecznego zła. To był tylko - rozmieniony na efektowne, mydlane bańki - smutek. Smutek, owo uczucie, któremu oddawać się można z niejaką nawet przyjemnością pijąc wódkę w dorożkarskiej knajpie lub patrząc z ciepłego pokoju przez okno na świat smagany jesiennym deszczem; smutek, owo uczucie, którego doznaje mężczyzna na widok przechodzącej, ładnej kobiety; owo uczucie, które jest raz mniej, a raz bardziej dręczące, lecz idąc po którego szlakach trafić można tylko na ciemną rzekę zwątpienia, aby tam do reszty pogrzebać swoje nadzieje i pragnienie walki. Walczyć nim jednak nie można o żadną sprawę. Walczy się pragnieniami, miłością lub nienawiścią - tym wszystkim właśnie, czego nie potrafili czy też nie chcieli pokazać w swoim teatrze studenci z Gdańska. Vive la tristesse!
Zadziwiającą rzeczą jest nasze najmłodsze pokolenie - owi ludzie, którzy dobiegają pierwszej dwudziestki swego życia lub zaledwie ją przekroczyli. Zadziwiającą rzeczą jest znikomy hart tego pokolenia. Wypisano już tysiące kart na temat ich cynizmu, okrucieństwa, demoralizacji, rozwydrzenia i moralnej nędzy. W rzeczy samej sprawa wygląda inaczej. Oni są zmęczeni; dwudziestoletni bohaterowie socjalizmu, którzy wojnę znają z opowiadań, kiepskich filmów i książek, głód - z relacji ludzi, którym nigdy się nie wierzy; dla których takie słowa jak "strajk", "więzienie" są tylko nic nieznaczącymi pojęciami; pokolenie wychuchane i wydmuchane w inkubatorach rewolucji; pokolenia, które w istocie miało wszystko począwszy od stypendiów, a skończywszy na dziwkach i knajpach; pokolenie, w które władowano miliardy złotych; pokolenie o bezgranicznych wprost przywilejach - choć w to nigdy nie uwierzą - jest zmęczone, przeżywa kolosalny katzenjammer.
Wystarczyło kilka przykrych, bolesnych prawd, które odsłoniła historia; wystarczyło kilka lat trudów, które są jednak kaszką z mleczkiem w porównaniu z tym, co mieli ludzie radzieccy podczas pierwszych pięciolatek; wystarczyło kilka klęsk, wystarczyło, aby słusznie rozwalono mit Wielkiego Nauczyciela, a pokolenie upadło bez sił na mordę. Pokolenie jest skacowane i zmęczone; pokolenie czuje się oszukane przez rewolucję. Pije, rozrabia na ponuro; młodociani poeci piszą o bezsensie życia; osiemnastoletnie oddają się kilku mężczyznom na raz, gdyż nie wierzą w miłość; malutki, nie dający się nawet w połowie realizować cynizm - naiwna forma obrony przed życiem - na co dzień; smutek od święta i co dalej? - Ja mam czoło pochylone - pisze w liście otwartym do "Nowej Kultury" osiemnastoletni student II roku Politechniki Warszawskiej. - Za moich starszych kolegów, za partię całą, Za tych wszystkich, którzy węszyli, oglądali się, za tych wszystkich, którzy oszukiwali i za tych, którzy dali się oszukać. Za tych, co świadomie, czy też nieświadomie pomagali złu, Mam czoło pochylone za was, drobnomieszczanie na ministerialnych stanowiskach, za was, dobrze odżywieni literaci, za was bezkonfliktowi pisarze, Wstydzę się za was wszystkich, a przede wszystkim za siebie, za swoją głupotę i łatwowierność, Ja nie potrafię już podnieść czoła, a jeśli je kiedyś podniosę", Zresztą to niemożliwe, bo nie mam żadnych podstaw, aby wierzyć czemukolwiek, Idee, gdy nie można wierzyć ludziom, stają się niczym: (",) My 18-i 20-latki, choć wzrastamy w nowych warunkach, nie jesteśmy szczęśliwi, bolesne jest bowiem zrozumieć, że to nowe tak bardzo jest stare, tak bardzo do naszego wymarzonego niepodobne, Bolesne jest tracić wszystko, w co się wierzyło", Vive la tristesse! (...)"
(opracowano m.in na podstawie Lucjana Bokińca oraz z materiałów i fotografii z książki J. Afanasiewa "Sezon kolorowych chmur" 1968)
Krzysztof Komeda 1967
In 1954 and 1955, many newly born experimental stages launched another wave of attacks against the rigid doctribe. These experimental groups were called "students theaters", but in fact they were collectives of young actors, poets, composers, and directors, as well as university and drama school students. In many academic centers, these young artists created small companies and put on shows composed of skits, vignettes, songs, and declamations of poetry, full of political satire, poetical mood, symbolic means of expression, and experimental flair. The audiences, hungry for such treats, were electrified. The first of tehes companies was Studencki Teatr Satyryków (STS or Students' satirical Theater) in warsaw (opened in March 1954); the second was Teatr Bim-Bom in Gdańsk (November 1954). The former focused on sharp political satire and grotesque means of expression, while the latter sought poetry and symbolism. The STS company icluded the talented director Jerzy Markuszewski (born in 1930), and playwrights Jarosław Abromow-Newerly and Andrzej Jarecki. Bim-Bom was led by two young professional actors and future movie stars Zbigniew Cybulski and Bogumił Kobiela. Young theaters in Cracow, Poznań, Łódź, and other cities followed suit. They were all sponsored by the Communist young organization or by different students' associations, which faciliated their negotiations with the censors. They claimed that they were not undermining socialism but only seeking to improve it. (Kazimierz Braun)
Kobiela na plaży - Narciarz reż. A.Kondratiuk
0 komentarze:
Prześlij komentarz