Post Paustsa o Andrzeju Urbanowiczu zainspirował mnie do przedstawienia innego malarza - Henryka Wańka, który zresztą z Urbanowiczem działał.
Henryk Waniek (ur. 4 marca 1942 w Oświęcimiu) – śląski malarz, grafik, pisarz, publicysta, krytyk artystyczny i literacki.
Jest synem Jana i Ireny z domu Juszczak. Do Katowic przeniósł się z rodzicami w 1945 roku. Po ukończeniu w 1955 r. Szkoły Podstawowej nr 4 w Katowicach, naukę kontynuował w V Liceum Ogólnokształcącym w Katowicach (1955-1957) oraz w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Katowicach gdzie też w roku 1962 zdał maturę. Po maturze pracował przez rok w Domu Książki w Katowicach.
W roku 1964 rozpoczął studia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Wydział Grafiki w Katowicach. W latach 1965-1966 był hospitantem na Wydziale Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Na studiach związał się z malarzami o orientacji fantastyczno-magicznej, Barbarą i Henrykiem "Fantazosem" Ziembickimi. Przystąpił także do utworzonej w 1967 grupy Oneiron zwanej też Ligą Spostrzeżeń Duchowych. Członkowie tej grupy zwrócili się ku magii i alchemii, a także filozofii i religii Dalekiego Wschodu. Artyści próbowali penetrować i artystycznie wykorzystywać tzw. odmienne stany świadomości. W latach 60. i 70. odbywali regularne sesje, kręcili filmy, wydawali (w dwóch egzemplarzach) krążący po domach i pracowniach malarskich periodyk zatytułowany Nowe Bezpretensjonalne Pismo Święte w Obrazkach. Miał on formę teczki, do której H. Waniek z A. Urbanowiczem wkładali rękopisy, maszynopisy, rysunki, fotografie, nagrania.
W roku 1970 uzyskał dyplom z plakatu u prof. Tadeusza Grabowskiego oraz grafiki artystycznej u prof. Andrzeja Pietscha. Po studiach krótko pracował w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Katowicach jako nauczyciel sztuki oraz w Zakładzie Sztuki cieszyńskiej filii Uniwersytetu Śląskiego (1976-1978) w charakterze wykładowcy.
W roku 1976 był stypendystą Rządu Włoskiego na pobyt we Florencji, natomiast w l. 1976-1977 otrzymał stypendium Fundacji Kościuszkowskiej (The Kosciuszko Foundation) w Nowym Jorku.
Żoną artysty jest od 6 maja 1972 r. Joanna Pasiud. Mają syna Michała (ur. 1978) i córkę Laurę (ur. 1985). Od 1980 r. mieszka i tworzy w Brwinowie pod Warszawą.
Henryk Waniek (ur. 4 marca 1942 w Oświęcimiu) – śląski malarz, grafik, pisarz, publicysta, krytyk artystyczny i literacki.
Jest synem Jana i Ireny z domu Juszczak. Do Katowic przeniósł się z rodzicami w 1945 roku. Po ukończeniu w 1955 r. Szkoły Podstawowej nr 4 w Katowicach, naukę kontynuował w V Liceum Ogólnokształcącym w Katowicach (1955-1957) oraz w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Katowicach gdzie też w roku 1962 zdał maturę. Po maturze pracował przez rok w Domu Książki w Katowicach.
W roku 1964 rozpoczął studia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, Wydział Grafiki w Katowicach. W latach 1965-1966 był hospitantem na Wydziale Historii Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Na studiach związał się z malarzami o orientacji fantastyczno-magicznej, Barbarą i Henrykiem "Fantazosem" Ziembickimi. Przystąpił także do utworzonej w 1967 grupy Oneiron zwanej też Ligą Spostrzeżeń Duchowych. Członkowie tej grupy zwrócili się ku magii i alchemii, a także filozofii i religii Dalekiego Wschodu. Artyści próbowali penetrować i artystycznie wykorzystywać tzw. odmienne stany świadomości. W latach 60. i 70. odbywali regularne sesje, kręcili filmy, wydawali (w dwóch egzemplarzach) krążący po domach i pracowniach malarskich periodyk zatytułowany Nowe Bezpretensjonalne Pismo Święte w Obrazkach. Miał on formę teczki, do której H. Waniek z A. Urbanowiczem wkładali rękopisy, maszynopisy, rysunki, fotografie, nagrania.
W roku 1970 uzyskał dyplom z plakatu u prof. Tadeusza Grabowskiego oraz grafiki artystycznej u prof. Andrzeja Pietscha. Po studiach krótko pracował w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Katowicach jako nauczyciel sztuki oraz w Zakładzie Sztuki cieszyńskiej filii Uniwersytetu Śląskiego (1976-1978) w charakterze wykładowcy.
W roku 1976 był stypendystą Rządu Włoskiego na pobyt we Florencji, natomiast w l. 1976-1977 otrzymał stypendium Fundacji Kościuszkowskiej (The Kosciuszko Foundation) w Nowym Jorku.
Żoną artysty jest od 6 maja 1972 r. Joanna Pasiud. Mają syna Michała (ur. 1978) i córkę Laurę (ur. 1985). Od 1980 r. mieszka i tworzy w Brwinowie pod Warszawą.
Godzina Feniksa
HENRYK WANIEK: Świat jest tajemnicą
tekst: Adrian Chorębała
Henryk Waniek jest artystą, którego dzisiaj określa się mianem multimedialnych. Malarz, pisarz, filozof, scenograf, krytyk sztuki, eseista. Jego prace malarskie charakteryzują nawiązania do tradycyjnych symboli magii: okien, kielichów, drabin, diabłów, tęczy, spadających gwiazd. Wpisane w geometryczne figury odkrywają przed odbiorcą sferę duchową. Książki Henryka Wańka to specyficzna mikstura eseistyki, literatury pięknej, w której tropy prowadzą do postaci rzeczywistych, historycznych i mitologicznych, filozoficznych bajek i publicystyki.
Jako publicysta pisze często o Śląsku. Mówi, że czyta w Śląsku jak w księdze i zdaje tylko sprawozdanie z tej lektury. Słynna jest jego deklaracja obywatelstwa śląskiego. Z twórcą rozmawiamy przy okazji wydania jego najnowszej książki „Sprawa Hermesa”. Powieść ta w przewrotny sposób opowiada o losach Hermanna Daniela Hermesa (kaznodziei, nauczyciela, autora rozpraw i hymnów, wysokiego urzędnika pruskiego za czasów Fryderyka II i Fryderyka III, rodem z małego śląskiego miasteczka Petznick, dzisiaj Piaśnice), który w Niebie ponownie sądzony jest za swoje ziemskie sprawki.
Jako publicysta pisze często o Śląsku. Mówi, że czyta w Śląsku jak w księdze i zdaje tylko sprawozdanie z tej lektury. Słynna jest jego deklaracja obywatelstwa śląskiego. Z twórcą rozmawiamy przy okazji wydania jego najnowszej książki „Sprawa Hermesa”. Powieść ta w przewrotny sposób opowiada o losach Hermanna Daniela Hermesa (kaznodziei, nauczyciela, autora rozpraw i hymnów, wysokiego urzędnika pruskiego za czasów Fryderyka II i Fryderyka III, rodem z małego śląskiego miasteczka Petznick, dzisiaj Piaśnice), który w Niebie ponownie sądzony jest za swoje ziemskie sprawki.
Stół dla 16 rycerzy
Ultramaryna: Postać Hermesa często przewija się w pana twórczości. Co pana w niej fascynuje, że tak często pan do niej powraca?
Henryk Waniek: Hermes jest bogiem-symbolem, w którym skupiają się tropy moich zamiłowań oraz skłonność do wędrowania. Emblematy Hermesa nie tylko zachęcają do otwierania przestrzeni, ale także spinają czas współczesny z minionym, a więc zachęcają do zadomowienia się w kulturze dawnej, niedawnej i nadchodzącej, jako całości. Ale na to pytanie można odpowiadać w nieskończoność. Nie da się wyczerpać w jednej, krótkiej odpowiedzi, bo Hermes jest nadzwyczaj pojemnym archetypem i istnieje w niezliczonych wcieleniach.
Hermann Daniel Hermes, bohater „Sprawy Hermesa”, to antypatyczny typ, skąd więc pomysł, by uczynić go główną postacią książki i wydobyć na światło dzienne z lamusa historii?
Lamus historii – jak wszystkie śmietniki – jest również katalogiem ludzkich nikczemności. Historia polityki, zarówno świeckiej, jak i kościelnej czy historia kultury stara się na ogół idealizować czyny i dokonania ludzkie, odsuwając w cień ułomności charakterów oraz podłość motywacji.
Nie przepadam osobiście za „anatomią” zła, ale w tym przypadku postanowiłem się z nią zmierzyć, bo tło wieku XVIII, epoki oświecenia, rewolucji społecznych i obyczajowych, wielkich przemian artystycznych, jest znakomitym zwierciadłem dla naszych czasów.
Hermann Daniel Hermes, bohater „Sprawy Hermesa”, to antypatyczny typ, skąd więc pomysł, by uczynić go główną postacią książki i wydobyć na światło dzienne z lamusa historii?
Lamus historii – jak wszystkie śmietniki – jest również katalogiem ludzkich nikczemności. Historia polityki, zarówno świeckiej, jak i kościelnej czy historia kultury stara się na ogół idealizować czyny i dokonania ludzkie, odsuwając w cień ułomności charakterów oraz podłość motywacji.
Nie przepadam osobiście za „anatomią” zła, ale w tym przypadku postanowiłem się z nią zmierzyć, bo tło wieku XVIII, epoki oświecenia, rewolucji społecznych i obyczajowych, wielkich przemian artystycznych, jest znakomitym zwierciadłem dla naszych czasów.
Tempus salomonis III
Zarówno pana książki, jak i pana obrazy często dzieją się pomiędzy światem rzeczywistym a senną ułudą. W jaki sposób sny pobudzają pana wyobraźnię?
Tylko powierzchownym obserwatorom umyka fakt, że granica między codzienną prozą a rzeczywistością cudowną nie jest wcale tak konkretna, jak się uważa, podobnie jak między jawą a snem. Do tego wcale nie jest potrzebna wyobraźnia, tylko otwarty umysł i oczy. Wielkim nieszczęściem duchowym człowieka jest to, że przez swoje nawyki, lenistwo i dogmaty ma bardzo ograniczony kąt widzenia. Gdy czasem ktoś lub coś choć na chwilę zdejmuje klapki z naszych oczu, wydaje się nam, że świat jest znacznie głębszy niż czarno-biały schemat, w który tak bardzo wierzymy.
Bardzo interesuje mnie okres, kiedy wstąpił pan do grupy Oneiron, która w latach 70. wysuwała program integracji sztuki z filozofią Wschodu oraz próbowała penetrować i artystycznie wykorzystywać tzw. odmienne stany świadomości. Proszę przybliżyć jej działalność i jak z perspektywy czasu wspomina ją pan dzisiaj?
Nie wstępowałem do żadnej grupy. Nie było „grupy Oneiron”, tylko krąg osób zaprzyjaźnionych, wspomagających się lekturami, dyskusją, współpracą. Nazwa „grupa Oneiron” powstała grubo po fakcie, gdy nasze drogi zaczęły się już rozchodzić. W tych niezbyt kolorowych czasach (lata sześćdziesiąte), w brudnym od niechlujstwa i kłamstwa świecie śląskim trzeba było szukać jakiegoś ratunku. Zresztą i poza Śląskiem rzeczywistość wcale nie była różowa: zarówno ta społeczna, jak i artystyczna. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności garstce przyjaciół zechciało się szukać odwrotu lub ucieczki przed terrorem kulturalnej i politycznej fikcji. Byliśmy ciekawi i otwarci na wszystko, co dzieje się na zewnątrz klosza, pod którym żyliśmy. Mieliśmy po prostu odrobinę odwagi, by o tym pomyśleć i spróbować żyć i patrzeć szerzej niż niewolnicy albo wyrobnicy tej fikcji. Zawsze tak jest. Ludziom nie przychodzi do głowy, że można inaczej. A można. I nawet należy.
Tylko powierzchownym obserwatorom umyka fakt, że granica między codzienną prozą a rzeczywistością cudowną nie jest wcale tak konkretna, jak się uważa, podobnie jak między jawą a snem. Do tego wcale nie jest potrzebna wyobraźnia, tylko otwarty umysł i oczy. Wielkim nieszczęściem duchowym człowieka jest to, że przez swoje nawyki, lenistwo i dogmaty ma bardzo ograniczony kąt widzenia. Gdy czasem ktoś lub coś choć na chwilę zdejmuje klapki z naszych oczu, wydaje się nam, że świat jest znacznie głębszy niż czarno-biały schemat, w który tak bardzo wierzymy.
Bardzo interesuje mnie okres, kiedy wstąpił pan do grupy Oneiron, która w latach 70. wysuwała program integracji sztuki z filozofią Wschodu oraz próbowała penetrować i artystycznie wykorzystywać tzw. odmienne stany świadomości. Proszę przybliżyć jej działalność i jak z perspektywy czasu wspomina ją pan dzisiaj?
Nie wstępowałem do żadnej grupy. Nie było „grupy Oneiron”, tylko krąg osób zaprzyjaźnionych, wspomagających się lekturami, dyskusją, współpracą. Nazwa „grupa Oneiron” powstała grubo po fakcie, gdy nasze drogi zaczęły się już rozchodzić. W tych niezbyt kolorowych czasach (lata sześćdziesiąte), w brudnym od niechlujstwa i kłamstwa świecie śląskim trzeba było szukać jakiegoś ratunku. Zresztą i poza Śląskiem rzeczywistość wcale nie była różowa: zarówno ta społeczna, jak i artystyczna. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności garstce przyjaciół zechciało się szukać odwrotu lub ucieczki przed terrorem kulturalnej i politycznej fikcji. Byliśmy ciekawi i otwarci na wszystko, co dzieje się na zewnątrz klosza, pod którym żyliśmy. Mieliśmy po prostu odrobinę odwagi, by o tym pomyśleć i spróbować żyć i patrzeć szerzej niż niewolnicy albo wyrobnicy tej fikcji. Zawsze tak jest. Ludziom nie przychodzi do głowy, że można inaczej. A można. I nawet należy.
Klaine Heuscherer
Czy można dzisiaj gdzieś zobaczyć „Nowe Bezpretensjonalne Pismo Święte w Obrazkach”, które nazwał pan kiedyś „pierwszym niezależnym i całkowicie podziemnym periodykiem w Peerelu”? Proszę opowiedzieć, skąd pomysł na jego wydawanie i jakie treści i formy zawierał?
Tym „pismem” były po prostu zbiory tekstów o różnorodnym charakterze: filozoficznych, literackich, naukowych, starych i niedawnych, naszych własnych lub tłumaczonych z języków obcych. Taki groch z kapustą, z którego każdy mógł sobie wygrzebać co mu odpowiadało. Pyta pan o czasy już dość odległe, po których nastąpiło kilka potopów. Te strzępy dokumentów naszej działalności w dużym stopniu rozproszyły się, a ich ponowne wydobywanie na światło dnia to robota niemal dla archeologów. Nie jestem pewien czy sam chciałbym wracać do czegoś, z czym rozstałem się już tak dawno. Raczej nie. Jestem już kimś innym.
Czy w dzisiejszych czasach można odnaleźć jeszcze miejsce na metafizykę i tajemnicę, która tak wyziera z pańskich obrazów?
Myślę, że przypisuje pan obrazom więcej, niż one w istocie mogą powiedzieć. Tajemnica i metafizyka to są cechy rzeczywistości. I tam, a nie w obrazach czy tekstach, należy ich szukać. A przede wszystkim są one w nas. Obrazy to tylko znaki na drodze, usiłujące w symbolicznej postaci powiedzieć coś, co w istocie znajduje się poza sztuką. Posłużyłbym się przykładem obrazów religijnych, które nie są w stanie przedstawić, powiedzmy, Ducha Świętego, więc sięgają po alegorię (np. białego gołąbka) albo używają geometrycznych znaków (np. trójkąta), zostawiając nam szeroki margines swobody na podłożenie pod te symbole tego, co nam dyktuje nasza wrażliwość, umysłowa dojrzałość, choć czasem też inwencja heretycka. Bo przecież nikt nie myśli, że Duch Święty jestptaszkiem albo płomyczkiem ognia palącym się w niebiosach. To świat jest tajemnicą, a dzieła artystyczne mogą o tym tylko skromnie przypominać.
Tym „pismem” były po prostu zbiory tekstów o różnorodnym charakterze: filozoficznych, literackich, naukowych, starych i niedawnych, naszych własnych lub tłumaczonych z języków obcych. Taki groch z kapustą, z którego każdy mógł sobie wygrzebać co mu odpowiadało. Pyta pan o czasy już dość odległe, po których nastąpiło kilka potopów. Te strzępy dokumentów naszej działalności w dużym stopniu rozproszyły się, a ich ponowne wydobywanie na światło dnia to robota niemal dla archeologów. Nie jestem pewien czy sam chciałbym wracać do czegoś, z czym rozstałem się już tak dawno. Raczej nie. Jestem już kimś innym.
Czy w dzisiejszych czasach można odnaleźć jeszcze miejsce na metafizykę i tajemnicę, która tak wyziera z pańskich obrazów?
Myślę, że przypisuje pan obrazom więcej, niż one w istocie mogą powiedzieć. Tajemnica i metafizyka to są cechy rzeczywistości. I tam, a nie w obrazach czy tekstach, należy ich szukać. A przede wszystkim są one w nas. Obrazy to tylko znaki na drodze, usiłujące w symbolicznej postaci powiedzieć coś, co w istocie znajduje się poza sztuką. Posłużyłbym się przykładem obrazów religijnych, które nie są w stanie przedstawić, powiedzmy, Ducha Świętego, więc sięgają po alegorię (np. białego gołąbka) albo używają geometrycznych znaków (np. trójkąta), zostawiając nam szeroki margines swobody na podłożenie pod te symbole tego, co nam dyktuje nasza wrażliwość, umysłowa dojrzałość, choć czasem też inwencja heretycka. Bo przecież nikt nie myśli, że Duch Święty jestptaszkiem albo płomyczkiem ognia palącym się w niebiosach. To świat jest tajemnicą, a dzieła artystyczne mogą o tym tylko skromnie przypominać.
Odlot XVII
Powiedział pan kiedyś: „Najtrudniej być Ślązakiem u siebie. Ślązacy zawsze byli narodem drugiej kategorii.” Czy szansą dla Śląska jest jego autonomia, czy powoli zatracają się tradycje tego regionu, wraz ze wzrastającą jego pauperyzacją i nasilającą się globalizacją?
Wręcz przeciwnie. Ani zubożenie Śląska, ani procesy globalizacji nie są w stanie powstrzymać tej wspaniałej reakcji ludzi, w tym przypadku Ślązaków, na te jałowe lata, które – miejmy nadzieję – są już przeszłością. Przez Ślązaków rozumiem tu nie tylko „rodowitych” ludzi tej ziemi, ale wszystkich, którzy tutaj czują się jak u siebie, bo w jakiś sposób weszli w duchowy sojusz z miejscem, gdzie żyją. Nikt tak jak oni nie wie lepiej, co to jest zmasowane kłamstwo, którego przymus trzeba znosić milcząco i pokornie. Im więcej doświadczyło się kłamstwa, tym większe staje się pragnienie prawdy. Im więcej globalizacji, tym silniejsza potrzeba samookreślenia się w tym obłędnym oszustwie, jakie nas usiłuje zniewolić.
Mówi pan: „ja już rzadko maluję, tylko wtedy, gdy czegoś nie da się opisać słowami. A piszę wtedy, gdy czegoś nie umiem namalować.” Czy relacja miedzy tymi dwiema dziedzinami polega na pewnej niemożności, nieprzekładalności z jednego języka sztuki na drugi, czy istnieją jakieś inne punkty styczne dla pańskiego malarstwa i literatury?
Nie. Słowa pisane lub mówione nie są dla obrazu żadnym antagonizmem. Przeciwnie. One się wzajemnie dopełniają. Na przykład obraz, który przedstawia „znieruchomiały” stan rzeczy, w opowiadaniu odzyskuje życie, staje się „akcją”. Uprawianie obu tych dziedzin ekspresji jest najlepszym, co można zrobić w twórczości. I w samej rzeczy, znam niezliczoną ilość pisarzy i poetów, którzy sobie pokątnie uprawiają malarstwo lub rysują. I odwrotnie. Dzięki temu ich wizja pogłębia się, nabiera pełni. Podobne zbliżenia zachodzą między sztuką pisania, malowania a muzyką. Nie mówię już o teatrze i filmie, które są po prostu syntezą wielu rodzajów ekspresji.
Wręcz przeciwnie. Ani zubożenie Śląska, ani procesy globalizacji nie są w stanie powstrzymać tej wspaniałej reakcji ludzi, w tym przypadku Ślązaków, na te jałowe lata, które – miejmy nadzieję – są już przeszłością. Przez Ślązaków rozumiem tu nie tylko „rodowitych” ludzi tej ziemi, ale wszystkich, którzy tutaj czują się jak u siebie, bo w jakiś sposób weszli w duchowy sojusz z miejscem, gdzie żyją. Nikt tak jak oni nie wie lepiej, co to jest zmasowane kłamstwo, którego przymus trzeba znosić milcząco i pokornie. Im więcej doświadczyło się kłamstwa, tym większe staje się pragnienie prawdy. Im więcej globalizacji, tym silniejsza potrzeba samookreślenia się w tym obłędnym oszustwie, jakie nas usiłuje zniewolić.
Mówi pan: „ja już rzadko maluję, tylko wtedy, gdy czegoś nie da się opisać słowami. A piszę wtedy, gdy czegoś nie umiem namalować.” Czy relacja miedzy tymi dwiema dziedzinami polega na pewnej niemożności, nieprzekładalności z jednego języka sztuki na drugi, czy istnieją jakieś inne punkty styczne dla pańskiego malarstwa i literatury?
Nie. Słowa pisane lub mówione nie są dla obrazu żadnym antagonizmem. Przeciwnie. One się wzajemnie dopełniają. Na przykład obraz, który przedstawia „znieruchomiały” stan rzeczy, w opowiadaniu odzyskuje życie, staje się „akcją”. Uprawianie obu tych dziedzin ekspresji jest najlepszym, co można zrobić w twórczości. I w samej rzeczy, znam niezliczoną ilość pisarzy i poetów, którzy sobie pokątnie uprawiają malarstwo lub rysują. I odwrotnie. Dzięki temu ich wizja pogłębia się, nabiera pełni. Podobne zbliżenia zachodzą między sztuką pisania, malowania a muzyką. Nie mówię już o teatrze i filmie, które są po prostu syntezą wielu rodzajów ekspresji.
Kołysanka dla Wandy Rutkiewicz
Jak pan kiedyś napisał, „czasem zdarza się jednak, że jakaś książka z nizin hierarchii w nieoczekiwany sposób wybija się i skupia na sobie uwagę”. Co pana jako czytelnika najbardziej pociąga w literaturze?
Wspomniane „niziny” przypominają mi odwieczny spór o wartości w sztuce, problem arcydzieła i kiczu. Od tak dawna, jak sięgam pamięcią, zawsze stroniłem od potępiania lub wynoszenia czegokolwiek, co ze względu na obowiązującą modę lub terror promocji uchodziło za „wysokie”. Ostatecznie liczyło się dla mnie wszystko, co przykuwa uwagę, czyli nie należy do nadętej nudy, chcącej uchodzić za „mądrą”, te wszystkie awangardowe grymasy oraz stada artystycznych baranów, z których każdy chciał być „nowym” Duchampem albo Yves Kleinem; nowym Joycem lub Camusem. Mówiąc najkrócej, kostium, choćby najpiękniejszy, nie jest nagą prawdą, która się pod nim ukrywa. I to mnie najbardziej pociąga – prawda. (ultramaryna)
Wspomniane „niziny” przypominają mi odwieczny spór o wartości w sztuce, problem arcydzieła i kiczu. Od tak dawna, jak sięgam pamięcią, zawsze stroniłem od potępiania lub wynoszenia czegokolwiek, co ze względu na obowiązującą modę lub terror promocji uchodziło za „wysokie”. Ostatecznie liczyło się dla mnie wszystko, co przykuwa uwagę, czyli nie należy do nadętej nudy, chcącej uchodzić za „mądrą”, te wszystkie awangardowe grymasy oraz stada artystycznych baranów, z których każdy chciał być „nowym” Duchampem albo Yves Kleinem; nowym Joycem lub Camusem. Mówiąc najkrócej, kostium, choćby najpiękniejszy, nie jest nagą prawdą, która się pod nim ukrywa. I to mnie najbardziej pociąga – prawda. (ultramaryna)
Ziemia
Henryk Waniek is an art critic, essayist and prose writer, he was born on 4 March 1942 in Oświęcim (Auschwitz).
"I am considered to be a painter of magic, a magic of describing the world. Magic depicts the world in symbols."
The art critic, essayist and prose writer Henryk Waniek is principally known as an artist. Waniek composes his symmetrical and concentric pictures from the traditional symbols of magic: windows, chalices, ladders, devils, rainbows, shooting stars. These pictures link geographical realities and spheres of human interest like a map; his essays are also maps of spiritual space which are clothed in words.
"I am considered to be a painter of magic, a magic of describing the world. Magic depicts the world in symbols."
The art critic, essayist and prose writer Henryk Waniek is principally known as an artist. Waniek composes his symmetrical and concentric pictures from the traditional symbols of magic: windows, chalices, ladders, devils, rainbows, shooting stars. These pictures link geographical realities and spheres of human interest like a map; his essays are also maps of spiritual space which are clothed in words.
Tablice mojżeszowe
Wczesny raj
He has various strings to his creative bow: painting, graphics, books, poster painting, stage design. His work has been shown at over 50 exhibitions, alone or with work by other artists, and he has been awarded many Polish and international prizes. He has traveled to both Italy and the USA on scholarships. Waniek's 'sideline', his writing, includes philosophical fairy tales, essays, journalistic work and art criticism. He has also written two novels: Dziady berlińskie / All Hallows' Eve in Berlin (1986) and Dziady paryskie / All Hallows' Eve in Paris, completed in 1998 but as yet unpublished.
Okrągłe i kwadratowe
Tempus salomonis
His texts roam through history, philosophy, alchemy, hermetics. Waniek defines himself as 'picture-teller' - his essays interpret the allegories and metaphors which fill the world. Waniek - whom M. Rabizo-Birek described as 'homo symbolicus' - searches incessantly for the sense behind the code - he asks questions, tests answers and contrasts them. His erudite prose is full of digressions, comparisons, journeys into the past, gentle irony, mild derision.
Claire de lune II
W kręgu, w starym kole
The historical scenery of these journeys is Upper Silesia, through which Waniek takes us in his essay trilogy Hermes w Górach Śląskich / Hermes in Upper Silesia (1994), Opis podróży mistycznej z Oswięcimia do Zgorzelca 1257-1957 / Description of a mystical journey from Oswięcim to Zgorzelec 1257-1957 (1996), and Pitagoras na trawie / Pythagoras on grass (1997). This is a story of country and of countryside, this 'laboratory of elements', of people and spiritual ties which at different periods bound Poles, Germans, Czechs and Silesians to one another.
(source: www.polska2000.pl, copyright: Stowarzyszenie Willa Decjusza)
(source: www.polska2000.pl, copyright: Stowarzyszenie Willa Decjusza)
0 komentarze:
Prześlij komentarz