Wiolonczele z Miasta - No i Monika (2007)


WIOLONCZELE Z MIASTA to kontynuacja formacji Sono-Visual Project, ujawnienie którego odbyło się podczas pamiętnego alternatywnego Festiwalu Marchewka (Warszawa 1986). W maju 2006 jej lider i pomysłodawca, Marcin Krzyżanowski, reaktywował ideę spotkania elektrycznych wiolonczel, wykonujących utwory transowo/dance’owe, oparte na elektronicznych beatach i loopach. Po serii koncertów w składzie: Marysia Kulowska, Kostia Usenko, Bolek Błaszczyk oraz Marcin Krzyżanowski, wykrystalizowala sie wizja albumu, do udziału w którym zaproszono wokalistkę Monikę Wierzbicką oraz kreatywnego DJ-a Michała Gorczycę. Zmienność materiałowa i różnorodność źródeł inspiracji (od tanecznych suit J. S. Bacha i gregorianskiego chorału, poprzez Jimiego Hendrixa, po Jimiego Tenora i przyśpiewki góralskie), doprowadziła do zredefiniowania stylistyki zespołu. Debiutancki album formacji WZM, zatytułowany „No i Monika“, uznać można za trans-genderową muzykę transową. Materiał został zarejestrowany przez Jarosława Regulskiego w Studio Buffo Warszawa w sierpniu 2006 roku i zmiksowany w Krakowie na jesieni 2006. Dedykowany jest wszystkim tym, którzy ciągle wierzą, że można powstać z niczego czy nikąd i namawiaja, by iść dalej. (serpent)


Od wielu tygodni mam w domu płytę „Wiolonczele z miasta”. Przyglądałem się okładce i posłuchałem. Za jakiś czas znów posłuchałem. Muzyka nie wzbudziła we mnie żadnych emocji. Pojawił się natomiast niepokój. Zacząłem wczytywać się w nazwiska zebrane wewnątrz okładki. I nic. Wydawnictwo było dla mnie jakby owinięte folią z nadrukiem „zagadka dla wtajemniczonych”. Tymczasem gdzieś na obrzeżach świadomości krążyły nie powiązane ze sobą molekuły. Wpatrywałem się w nazwiska, a zwłaszcza w tajemnicze Marc Krz (wiolonczela). W końcu stało się. Pamięć wyłowiła daleki kąt galerii, w której siedział kudłaty facet w marynarce z wiolonczelą podpiętą do prądu i dzikie dźwięki, jakie wydobywał z instrumentu. Wspomnienia wskoczyły we właściwe otworki, jak bilardowe kule. Marc Krz to Marcin Krzyżanowski, którego wiolonczelowe popisy nie raz widywałem (tak: widywałem, ale i słyszałem) w różnych galeriach sztuki. Jego atak na wiolonczelę nieodmiennie kojarzył się z czymś pośrednim, pomiędzy Hendrixem, a Sonic Youth. Po kilku minutach wszystko się kończyło. Krzyżanowskiego kojarzę też z nocnymi programami telewizyjnymi o sztuce, w czasach kiedy telewizję publiczną zajmowało jeszcze coś poza serialami o spazmujących Conchitach, a seriale rodzimej produkcji kończyły się najdalej na odcinku numer dziesięć.

Ale do rzeczy. Krzyżanowski miał też zespół, który nazywał się Sono-Visual Project (ładnie, prawda?). Ujawnił go w 1986 roku w trakcie warszawskiego festiwalu Marchewka, który zapamiętałem z powodu zaproszenia nań, dwa lata później, grupy New Model Army. Teraz pan Marcin ma nowy zespół, w skład którego wchodzą: Marysia Kulowska na wiolonczeli (a jakże) oraz Kostja Ustenko, Michał Gorczyca, Bolek Błaszczyk – wszyscy grający na... prądzie elektrycznym (w środku płyty są określenia w typie noises, chaos, distortion, itp.), no i lider, oczywiście na elektrycznej wiolonczeli. Skład, swoim śpiewem, uzupełnia Monika Wierzbicka.



Muzyki z płyty posłuchałem ponownie, tym razem z zupełnie innym nastawieniem. Przecież inaczej się słucha kogoś znajomego, jeśli nawet jest to bardzo, bardzo daleki znajomy. Siedemnaście tematów i sześćdziesiąt dziewięć minut muzyki to wiele. No i niestety… Transowo-taneczna odmiana muzyki prezentowana przez WZM wydaje mi się słaba. Owszem to bywa wciągające, bo ichni taniec jest transowy, taki wibrujący, z zamkniętymi oczami. Ale dla muzyki to za mało. Melodie zahaczają o klasykę i polski folklor, ale to bez znaczenia. Pani Monika śpiewa miło i bez zadęcia. Teksty są. Owa muzyka gubi oddech szybciej niż wirujący na parkiecie. Ponadto niszczy ją własne brzmienie. W uszy wciska się pogłos i szklista elektronika. „Prawdziwej” wiolonczeli pani Kulowskiej jakoś nie słychać. Najmniej ciekawie wypadają brzmienia perkusyjne. Szkoda, bo to nie jest debiut ludzi młodych.

Galeryjne popisy wiolonczelowe robiły większe wrażenie. Były dynamiczne i na swój sposób wstrząsające. Zespół WZM też wypełnia przestrzeń dźwiękami, ale wypełnia także czas. Czuje się to nazbyt wyraźnie. Krzyżanowski stworzył muzykę do czegoś (ale czego?!). Dowodem na to może być znalezione wewnątrz okładki hasło samochodowego sponsora: muzyka do bezpiecznej i długiej jazdy. W zamkniętej przestrzeni galerii Krzyżanowski jeździł na krótkich dystansach, ale za to szybko, a odjeżdżał daleko. (Grzegorz Mucha)

1 komentarz:

    Serpent.pl