Płyta Nath Family nie prezentuje w zasadzie minimalistycznej muzyki dronowej, choć jest z pewnością jednym z najbardziej fascynujących świadectw wykorzystania hipnotycznej mocy dźwięku podstawowego. Jest ona bowiem akustycznym etnodokumentem, zawierającym nagrany na żywo występ indyjskiej rodziny poskramiaczy węży – zarejestrowany przez Aarona Dillowaya na ulicy w Katmandu w roku 2005. Podstawą muzyki zaklinaczy węży pozostaje od wieków (od tysiącleci?, od zawsze?) pungi, instrument dęty wykonany z bambusa i tykwy – posiadający dwa źródła dźwięku – burdonowe i melodyczne. Zazwyczaj towarzyszą mu proste instrumenty perkusyjne (jak choćby należąca do rodziny tamburynów kanjira). Muzyka poskramiaczy jest z istoty swej paradoksalna – dronowa lecz silnie zrytmizowana, monotonna lecz ekstatyczna – jej podstawowymi aspektami są hipnotyczne brzmienie i transowy charakter. Jesteśmy tu bardzo blisko elementarnej – psychofizjologicznej mocy samego dźwięku i źródeł tej tradycji muzycznej, którą kultura europejska utożsamiała z orfizmem. Obecność silnie wyeksponowanego dronu jest w tej muzyce bardziej niż oczywista, choć zwykle umyka uwadze – przykryta natrętnie powracającymi figurami melodycznymi oraz egzotyzmem samego „wężowego spektaklu”. Muzyczna ekspresja rodziny Nath daje przy tym dobre wyobrażenie o wszystkożernym umyśle ludowego artysty-bricoleura, który nie brzydzi się niczym i gotów jest spożytkować w swej sztuce „wszystko”, choć przecież nie „cokolwiek”. W ich repertuarze mieszczą się nie tylko tradycyjne pieśni ludowe Nepalu i Indii, ale także zaadaptowane dla potrzeb poskramiaczy węży szlagiery rodem z Bollywoodu. Jest wreszcie i muzyczne opus magnum Titu Natha – „19 minute drone journey into the head of the king cobra” (czyli „dziewiętnastominutowa dronowa podróż do łba królewskiej kobry”), jak pięknie podsumował je Aaron Dilloway. Jest to, bez wątpienia, mistrzostwo świata w kolektywnej improwizacji (trzeba tu wszak reagować na poczynania węży – trzech kóbr – poddanych kontroli muzyka i kontrolujących jego występ – co pozostaje jeszcze jednym paradoksem). I wszystko to w aurze niezwykłej skromności, pomieszanej – rzecz jasna – z dumą: „Jesteśmy ze wsi, nie z miasta, nie z miasta…” podkreśla Titu Nath łamaną angielszczyzną, przedstawiając rodzinę. „Okej, tenk ju”. (molokmun)
Aaron Dilloway (ex-Wolf Eyes, solo noise man extraordinaire and boss of Hanson Records) went to Nepal, made friends with a family of snake charmers (The Nath Family) then recorded them, Sublime Frequencies style, for The Sound of the Indian Snake Charmer CD. It's ace and mental and it will charm any snake, no messing. Apart from massive ones that Ice Cube's fucked up. This release is both practical and highly enjoyable.
;-) ;-)
OdpowiedzUsuń