Kiedy w kwietniu 1997 roku zmarł Allen Ginsberg dla niektórych skończyła się pewna epoka. Dla samego Ginsberga w ciągu jego życia tych epok kończyło się i zaczynało wiele. Nie przypuszczał zapewne, że będzie jednym z głównych, choć niekoniecznie świadomych, inicjatorów „rewolucji plecaków ‘68”, że jego Skowyt stanie się jednym z najważniejszych poematów drugiej połowy XX wieku, a jego życie i twórczość wpłynie na powstanie różnych, często sprzecznych ze sobą, ruchów społecznych: od agresywnych anarchistów angielskich po wyciszonych, jakby nieistniejących, „nowych” buddystów. Nie przypuszczał też pewnie, krytykując poetów-klasyków (np. Eliota) za ich konformizm poetycki, że sam w przyszłości zostanie klasykiem umieszczanym w popularnych antologiach; klasykiem, którego wiersze będą włączone do obowiązkowego programu nauczania literatury na uniwersytetach amerykańskich i nie tylko. Był przecież przedstawicielem „zbitego pokolenia” (według określenia Jacka Kerouaca), które ukształtowało się po II wojnie światowej, potem zostało dotknięte trądem bomb zrzuconych na Japonię, wojny koreańskiej oraz tzw. „polowania na czarownice” senatora McCarthy’ego, ale również wtłoczone w okres prosperity amerykańskiej gospodarki i, co za tym idzie, w bierne zadowolenie z siebie części społeczeństwa amerykańskiego. Buntujący się przeciw tym zjawiskom beatnicy zostali uznani za szaleńców, którzy ostentacyjnie przeciwstawiają się swojej ojczyźnie, uciekając w narkotyki, seks, szukając nowych religii i ignorując praworządne społeczeństwo.
Allen Ginsberg był również postrzegany jako szaleniec, który wciąż poszukuje swojej drogi, coraz bardziej zanurzając się w obłędzie. Kulminacją tego stanu było objawienie, jakiego doznał po kolejnej lekturze wiersza Blake’a o słoneczniku. W roku 1948 Ginsberg siedział w swoim pokoju i nagle usłyszał przemawiający do niego głos. Uwierzył, że to głos Williama Blake’a. Wpadł w trans i miał wrażenie, że zrozumiał istotę wszechświata, że został wybrańcem, który potrafi pojąć rzeczy niezrozumiałe dla innych. Wizje powtórzyły się jeszcze dwa razy i Ginsberg wyciągnął z nich jeden podstawowy wniosek – o swojej profetycznej misji jako poety. Jednak zwierzając się przyjaciołom, wykładowcom uniwersyteckim i ojcu naraził się na kpiny, a w najlepszym wypadku na niezrozumienie. Ojciec uważał, że Allen ma objawy tej samej choroby psychicznej, na którą cierpiała jego matka. Ale nic już nie mogło odwieść Ginsberga od realizowania swej misji – zaczął inaczej postrzegać świat, zainteresował się metodami prowadzącymi do poszerzenia i wzbogacenia świadomości.
W 1955 roku w Berkeley pisze Sutrę słonecznikową, która jest wyrazem jego sprzeciwu wobec zastanego świata, próbą oczyszczenia się z ludzkich grzechów:
i Piekła rzek Wschodniego Wybrzeża, dzwoniące mosty, Sandwicze Joes Greasy, wózki martwych dzieci, czarne zdarte opony zarzucone, nie naprawione, poemat z nabrzeża rzeki, prezerwatywy i garnki, stalowe noże, nic porządnego, tylko wilgotny brud i jak brzytwa ostre wytwory odchodzące w przeszłość –
a szary słonecznik trwał o zachodzie słońca, sponiewierany, z okiem zapchanym przez sadzę, smog i dym starych parowozów –
pierścień krzywych płatków obwisły, połamany jak zdeptana korona królewska, ziarna wypadłe z tarczy, z prawie-bezzębnych ust słonecznej aury, promienie słońca ginęły w jego owłosionej głowie podobnej do wyschłej pajęczyny drutów,
liście sterczące z łodygi jak ramiona, ruchomy korzeń w trocinach, kawałki gipsu wypadłe spomiędzy czarnych gałązek, martwa mucha w jego uchu,
Mój słoneczniku, jakże nieświętą rzeczą byłeś (…)
Nigdy nie byłeś lokomotywą, Słoneczniku, zawsze byłeś słonecznikiem!
A ty Lokomotywo, jesteś lokomotywą, nie zapomnij! (…)
– Nie jesteśmy workiem brudu, nie jesteśmy wstrętną tępą zakurzoną lokomotywą bez duszy, wnętrze każdego z nas to piękny złoty słonecznik, każdemu z nas dane jest własne nasienie i dane są inne ciała, złotowłose nagie, które wyrastają na szalone czarne słoneczniki o zachodzie, a wyśledzimy je pod cieniem obłąkanej lokomotywy na nabrzeżu w San Francisco siedząc na stosach puszek, doznając wieczornych wizji.
Słonecznik staje się symbolem nieskazitelnej czystości, świętości, która wypełnia wnętrze każdego człowieka. O tej czystości należy ludziom przypominać, żeby nie stali się „wstrętnymi tępymi zakurzonymi lokomotywami”, które nie mogą dać światu części swego świętego wnętrza, a tylko trywialność i brud. Rolę przewodnika pełni oczywiście poeta, którego zadaniem jest wyciąganie ludzi z kręgu zła, konformizmu i tępoty duchowej, bo to on jest do tego stworzony, obdarzony siłą perswazji oraz wolą zmieniania świata i pobłogosławiony do takiego działania.
Należy tu zwrócić uwagę na pokrewieństwo słów „beat” (zbity) i „beatitude” (błogosławieństwo). „Beatitude” w sensie religijnym oznacza człowieka natchnionego, błogosławionego, którego zadaniem jest sprawowanie duchowego przewodnictwa nad innymi ludźmi. I takim samozwańczym przewodnikiem staje się Allen Ginsberg. W swojej poezji próbuje wskazać właściwą drogę. Posługuje się przy tym językiem dosadnym, niejednokrotnie wulgarnym, ale jednocześnie natchnionym, obok którego trudno przejść obojętnie. Przedstawia więc apokalipsę Ameryki i całego świata, szafując obrazami nędzy, rozkładu i powszechnego chaosu, co nie podoba się niektórym, ale ma znaczący wpływ na przyszłe pokolenie buntowników.
Przełomem w twórczości i życiu Allena Ginsberga jest poemat Skowyt. Pierwsza jego część powstaje w maju 1955 roku i zawiera wiele prowokacyjnych obrazów. Przedstawia bowiem szczerą, w naturalistyczny sposób ujętą egzystencję ludzi zepchniętych na margines społeczeństwa, samowolnych outsiderów:
włóczące się o świcie po murzyńskich dzielnicach w poszukiwaniu wściekłej dawki haszu,
anielogłowych hipstersów spragnionych pradawnego niebiańskiego podłączenia do gwiezdnej prądnicy w maszynerii nocy,
którzy w nędznych łachmanach z zapadniętymi oczyma w transie czuwali paląc w nadnaturalnych ciemnościach tanich mieszkań, płynąc poprzez dachy miast, kontemplując jazz,
którzy pod liniami kolejki nadziemnej odsłaniali swe mózgi niebiosom i objawiały im się natchnione anioły Mahometa rozkołysane na dachach czynszówek,
którzy odbyli uniwersytety chłodnym promiennym wzrokiem rojąc Arkansas i Blake’em natchnioną tragedię pośród mędrków wojny,
których wylano z uczelni za obłęd i obsceniczne ody rozlepiane w oknach czaszki, (…).
Owymi „anielogłowymi hipstersami” są najbliżsi przyjaciele Ginsberga, którzy mieli wpływ na życie poety, ale także na powstanie nieformalnej grupy Beat Generation: Jack Kerouac, Neal Cassidy, Herbert Huncke, Carl Solomon. Poemat jest skargą na ignorancję establishmentu amerykańskiego, tworzy obrazy zwątpienia i rezygnacji „najlepszych umysłów pokolenia”, które zostały zmuszone do usunięcia się na margines (lub takie życie wybrały z pełną świadomością). Przedstawia także ludzi, którzy z różnych powodów zostali usunięci poza nawias społeczeństwa i weszli na drogę przestępstwa: narkomanów i handlarzy narkotykami, prostytutek, włóczęgów, bezrobotnych, wreszcie poetów-hipsterów i homoseksualistów. Ginsberg tworzy mitologię hipstera – postaci pozbawionej wszelkich cech pejoratywnych, która staje się odniesieniem dla całego pokolenia. Patetyczne, formalne rozbuchanie całego poematu wywołuje wrażenie, że to pokolenie rzeczywiście było „zbitym pokoleniem”. Zresztą w późniejszej poezji twórcy Sutry słonecznikowej nie ma odniesień do zbiorowości w sensie społecznym, jest natomiast wyraźnie zaznaczony podmiot liryczny, co wiąże się z neoromantyzmem Ginsberga.
Dosadne obrazowanie i ekspresyjne słownictwo Skowytu, fraza wiersza wzięta bezpośrednio od największego poety Ameryki Walta Whitmana oraz wizyjność (charakterystyczna dla tradycji żydowskiej) sprawiły, że poemat obrósł legendą jeszcze przed publikacją. 13 października 1955 roku odbyło się jego pierwsze publiczne odczytanie. W Six Gallery w San Francisco pod patronatem poety Kennetha Rexrotha miał miejsce wieczór poetycki, który swoimi wierszami mieli uświetnić Michael McClure, Gary Snyder, Philip Whalen, Philip Lamantia i Allen Ginsberg. Punktem kulminacyjnym spotkania był właśnie Skowyt, który wywołał wśród publiczności swoistą ekstazę i przekonanie, że oto powstał jeden z najważniejszych zapisów ówczesnej rzeczywistości. Lawrence Ferlinghetti, właściciel Six Gallery i wydawca, posłał Ginsbergowi telegram o treści podobnej do tego, jaki otrzymał Whitman od Ralpha Waldo Emersona: „Witam u progu wielkiej kariery. Kiedy dostanę maszynopis?”.
Skowyt zostaje wydrukowany w Anglii i jesienią 1956 roku trafia do sprzedaży. Tomik jest poprzedzony nobilitującym wstępem Williama Carlosa Williamsa. 25 marca 1957 roku drugi nakład zostaje skonfiskowany, a w sierpniu tego roku w San Francisco odbywa się rozprawa sądowa, podczas której sędzia ma zdecydować, czy książka nie zawiera treści obscenicznych. W październiku zapada wyrok pomyślny dla Ginsberga i Ferlinghettiego i od tej pory twórca Skowytu staje się znanym w całej Ameryce poetą, zgodnie zresztą z przewidywaniami Rexrotha. Niestety, krytyka nie zostawiła na poemacie suchej nitki. Dewaluowana jest swoboda pisania o seksie, nałogach i skłonnościach przestępczych. Autorowi zarzuca się prymitywizm i epatowanie wulgaryzmami, a także zamach na uznane wartości społeczne Ameryki, takie jak rodzina, religia i protestanckie zasady wzbogacania się. W wystąpieniach krytyków zupełnie został pominięty kontekst polityczny, co spotkało się ze zdziwieniem zarówno Ginsberga, jak Ferlinghettiego i Rexrotha.
Wieczór poetycki w Six Gallery i awantura wokół Skowytu torują drogę innym poetom pokolenia, skupionym wokół Beat Generation czy wokół szerszego ruchu literackiego, jakim był San Francisco Renaissance. Wypływają poeci biorący udział w spotkaniu; wydawnictwa zaczynają się też interesować książkami Jacka Kerouaca i Williama Burroughsa. Wzrasta również popularność samego Ginsberga.
Rok przed awanturą dotyczącą Skowytu Ginsberg przeżywa tragedię rodzinną. W roku 1956 umiera jego matka – Naomi. Poeta był z nią bardzo blisko związany, więc jej śmierć staje się punktem zwrotnym, który w znaczący sposób wpłynie na jego dalszą twórczość. Jednak dopiero w 1959 roku powstała ostateczna wersja Kadyszu, utworu poświęconego matce. Został on wydrukowany w tomie Kadysz i inne wiersze w roku 1961.
Tytułowy poemat jest przejmującą elegią, w której Ginsberg, wspominając zmarłą, opowiada również o początku XX wieku w Stanach Zjednoczonych, także w kontekście późniejszej choroby psychicznej Naomi. Ann Charters w filmie dokumentalnym Elegia dla Allena Ginsberga mówi, że „jest to podsumowanie idealizmu politycznego całego pokolenia, idealizmu Naomi. Ludzie, którzy wyemigrowali do Ameryki, tak jak jej rodzina, marzyli o lepszym życiu, o lepszym świecie poprzez uczestnictwo w amerykańskiej demokracji. W Kadyszu Allen opisuje los, jaki spotkał tych imigrantów, stracone złudzenia, które doprowadziły ludzi wrażliwych, jak Naomi Ginsberg, do szaleństwa. Kadysz jest też wyrazem wściekłości jej syna, który uwierzył w utopijne marzenia matki, ale mógł je zrealizować tylko w poezji, którą tworzył w połowie XX wieku w Ameryce”.
Ginsberg wspomina matkę jako pierwszą i najważniejszą nauczycielkę pisząc: „O sławna muzo, która zrodziłaś mnie z łona, dałaś possać pierwszego mistycznego życia i nauczyłaś mowy i muzyki, z twej cierpiącej głowy podjąłem Wizję po raz pierwszy”, choć „w tym tu Lamencie nie wspominam mych wizji”. Kadysz staje się dla poety okazją do rozliczenia się z matką i sposobem oczyszczenia poprzez przywołanie w pamięci jej obrazu i opisanie miejsc, z którymi była związana za życia. Są to więc sceny z pierwszych lat pobytu Naomi w Ameryce („w dół aleją w stronę południową, do której – jak ja ku Lower East Side – szłaś 50 lat temu, mała dziewczynka – z Rosji, jedząc pierwsze zatrute pomidory Ameryki”), sceny z dzieciństwa Allena i jego brata Eugena, kiedy matka zabierała ich na spotkania z komunistami, wreszcie sceny, w których, ogarnięta manią prześladowczą, oskarża wszystkich wokół o spisek przeciwko niej („Czy ukryje się w swym pokoju i wyjdzie grzecznie na śniadanie? Czy też zamknie drzwi i będzie wyglądać przez okno na ulicznych szpiegów? Nasłuchiwać u dziurki od klucza hitlerowskiego niewidzialnego gazu?”). Szczególnie przejmujące są naturalistyczne opisy napadów szału Naomi w szpitalach dla obłąkanych i bezradność rodziny w takich chwilach. Ale chyba największe wrażenie wywiera na czytelniku czwarta część poematu, zbudowana w znacznej części z anafor tworzących paralelizm intonacyjno-składniowy:
twój miękki brzuch
twój strach przed Hitlerem
twe usta pełne nieprzystojnych anegdot
twe palce zgniłych mandolin
twe ramiona tłustych werand w Paterson
twój brzuch strajków i kominów
twoją brodę Trockiego i Wojny Hiszpańskiej (…)
twoje oczy przywiązane do stołu operacyjnego
twoje oczy z usuniętą trzustką
twoje oczy operacji wyrostka
twoje oczy poronienia
twoje oczy usuniętych jajników
twoje oczy szoku
twoje oczy lobotomii
twoje oczy rozwodu
twoje oczy ataku serca
twoje oczy samotne
twoje oczy
twoje oczy
twoją Śmierć wśród Kwiatów.
Ginsberg usprawiedliwia się w ten sposób przed matką, usprawiedliwia swój strach przed jej chorobą, swoją częstą nieobecność i milczenie: „Najpierw muszę się przedrzeć – ku mówieniu do ciebie – bo nie robiłem tego, kiedy miałaś usta” . Wydaje się, że to usprawiedliwienie ma służyć przede wszystkim osiągnięciu spokoju i pogodzeniu się z samym sobą. Wyznanie win i wspomnienie Naomi w lamencie Ginsberg traktuje jako oczyszczenie się z grzechu abnegacji.
Poeta, który pielęgnował swoją traumę przez prawie trzy lata, napisał Kadysz w ciągu niecałych czterdziestu godzin, wzmacniając się kawą i narkotykami, w szczególności benzedryną. Nie był to pierwszy kontakt Ginsberga z narkotykami. O wiele wcześniej zetknął się ze środkami odurzającymi, które stały się dla niego sposobem odkrywania nieznanych obszarów ludzkiej psychiki i metodą na doznanie buddyjskiego satori. Satori to oświecenie, absolutne wyzwolenie świadomości, przeżycie mistyczne, które wyznawca buddyzmu zen opisuje tak: „W umysłach naszych dokonuje się wtedy całkowity przewrót. Przestaje nas nękać złość i nienawiść, nie kłuje już zazdrość ani ambicja, nie opada smutek ani rozczarowanie, nie ogarnia melancholia ani rozpacz...”. Satori jest „zdobyciem nowego punktu widzenia świata”, „to nieoczekiwany rozbłysk w świadomości nowej prawdy, o której się nawet nie śniło”.
W tamtym okresie narkotyki były traktowane jako jeden za sposobów zaznaczenia swojej niezależności od społeczeństwa amerykańskiego i jego niskich ambicji. Zażywali je wszyscy przedstawiciele „zbitego pokolenia”. Ginsberg natomiast traktował je wyłącznie jako środki wspomagające rozwój duchowy. Pod ich wpływem napisał wiele spośród swoich najważniejszych wierszy i poematów, od Skowytu począwszy, poprzez Zwiedzanie Walii, Meskalinę, LSD czy Gaz rozweselający, po późniejsze liryki. Jego najważniejszym doświadczeniem narkotykowym było sięgnięcie po substancje halucynogenne Indian amazońskich: yage i ayahuasca, z którymi zetknął się w czasie podróży po Ameryce Południowej i Środkowej (Chile, Peru, Boliwia, Meksyk). „Po spróbowaniu tego narkotyku w Limie poznaje w Pucallpa, małej wiosce w dżungli, pewnego indiańskiego czarownika, który przygotowuje dla niego wywar z dwóch roślin. Tym razem działanie jest dużo silniejsze. Ginsberg przeżywa stan, który nazywa »wielkim istnieniem«”. Po tym eksperymencie poeta twierdził, że zupełnie zmienił się jego pogląd na kwestie narodzin i śmierci, że potrafił pogodzić się ze śmiercią matki, wreszcie, że zupełnie inaczej zaczął postrzegać samego siebie. W związku z tym nawiązał kontakt z Timothym Learym, wykładowcą na Uniwersytecie Harvarda, który prowadził doświadczenia nad syntetycznie wytwarzanym halucynogenem, pochodną chemiczną tzw. „świętego grzyba” o łacińskiej nazwie Psilocybe mexicana.
Kiedy Ginsberg wraz z Peterem Orlovskym odwiedzają Leary’ego w grudniu 1960 roku i zażywają narkotyk w postaci tabletek, są porażeni jego wpływem na psychikę. Allena ogarnia niespotykana radość, która trwa przez sześć godzin działania halucynogenu. Postanawia wraz z Learym poczęstować nim znanych ludzi związanych ze sztuką, wśród których znaleźli się Dizzy Gillespie, Thelonious Monk, Jack Kerouac i Robert Lowell. Ten ostatni stwierdza, że dopiero pod wpływem działania narkotyku zrozumiał poezję Williama Blake’a. Leary, zachęcony sukcesem, postanawia zmienić świat za pomocą halucynogenów i LSD, proponując je wysoko postawionym osobistościom ze świata polityki i biznesu. Jednak już 6 października 1966 roku władze Kalifornii zakazują posiadania i używania LSD, co, jak wiadomo, nie wpłynęło znacząco na zlikwidowanie problemu – amatorzy innych stanów świadomości przenieśli się do podziemia, a politycy nie mówili głośno o swoim nałogu.
Ginsberg nigdy nie miał oporów przed przyznawaniem się do zażywania narkotyków. Otwarcie mówił, że służą mu one do poznawania siebie i zrozumienia swojej prawdziwej jaźni. W wierszu Meskalina z 1959 roku pisze:
Gnijący Ginsberg, patrzyłem dziś w lustro nagi
ujrzałem starą czaszkę, coraz bardziej łysieję
glaca błyska mi w kuchennym świetle spod rzednących włosów
jak czaszka zakonnika w starych katakumbach oświetlanych
latarką strażnika
za którym idzie tłum turystów
a więc śmierć istnieje (…)
Poeta wizualizuje obraz siebie w przyszłości i w spontanicznych zdaniach próbuje dociec, czym jest istota świata, życia i śmierci:
w jaki wejdę wszechświat (…)
Chcę wiedzieć co będzie gdy umrę (…)
Chociaż Ginsberg uważa, że każdy byt jest święty tu i teraz, zajmują go kwestie życia po śmierci, nicości, wieczności, Boga i świadomości oraz buddyjskiej wędrówki dusz. To wszystko dokonuje się w umyśle sztucznie wspomaganym narkotykami w celu uzyskania głębszej, prawdziwszej wizji siebie i świata. Kiedy czyta się wiersze Ginsberga napisane w transie narkotycznym, ma się wrażenie, że jest to działanie podjęte z pełną świadomością.
Na dowód tego zacytujmy fragment Zwiedzania Walii, poematu napisanego pod wpływem LSD:
Drzewa płyną w rzekach wiatru
Chmury rosną
jakby na grzbiecie fali, ogromny wir unosi opary
ponad rojem paproci wspaniale ukołysanych
u zielonej skały
błyskających przez gotyckie okno w deszczowej dolinie –
O Ja, Liryczny, Visitacione, niech powiem to tylko,
co widział w dolinie Albionu człowiek
z narodu, którego nauki fizyczne kończą się na Ekologii,
mądrość doczesnych związków,
ust i oczu wplatających się w dziesięć stuleci widzialnych
sadów języka umysłu prawdziwie ludzkiego,
diabelskiego ostu który wznosi swą rogatą symetrię
anielsko jak żarówka rozkwitając nad różowym drobnym kwieciem
siostrzanych stokrotek
Doświadczenie mistyczne widoczne jest w całym poemacie. Wiersz nie jest jednak wynikiem wyłącznie zażywania narkotyków, lecz także tzw. „przełomu buddyjskiego” w życiu Allena Ginsberga. Poeta to obserwator, który zupełnie inaczej postrzega świat i tym różni się od przeciętnego człowieka. Jest w końcu poetą i rzetelnym komentatorem wydarzeń, które dzieją się wokół niego. Próbuje stopić się ze światem, utworzyć z nim nierozerwalną całość. Jednocześnie Zwiedzanie Walii wpisuje się w nurt ekologiczny, którego bardziej znanym przedstawicielem jest inny poeta związany z pokoleniem beatników, Gary Snyder.
Ostatnie zdanie Meskaliny brzmi: „Nie ma sensu pisać, gdy duch nie prowadzi pióra”. Ginsberg często pisał, mając wrażenie niemocy twórczej, co jest widoczne w wielu lirykach. Niektórzy (szczególnie komentatorzy z kręgu Nowej Krytyki) twierdzą, że właściwie nigdy nie był błyskotliwym talentem poetyckim.
Lecz oto dokonuje się w nim kolejna przemiana. Ma ona miejsce w Tokio, kiedy Allen odwiedza Gary’ego Snydera i Joanne Kyger. Wpływ na tak radykalny zwrot w życiu i poezji Ginsberga ma jeden z mędrców Wschodu, Suami Sziwananda. Twórca obrazoburczego Skowytu zawraca ze ścieżki, którą szedł do tej pory, i rezygnuje z poszukiwania drogi doskonalenia duchowego za pomocą narkotyków. Odrzuca „świadomość kosmiczną” jako wartość, której nie można do końca określić, wyrzuca ze swej pamięci wizję Blake’a oraz rezygnuje z daremnych i nieludzkich prób poszerzania świadomości. „Teraz hasło brzmi: »Moje ciało to centrum miłości«”. Odtąd buduje Ginsberg osobistą etykę miłości do świata i ludzi, opartą na mistycznej akceptacji bytu, głosi prawdy: „kochaj każde stworzenie”, „nie zabijaj, bo sam też chcesz żyć”, „nie niszcz swojej świadomości”. Jego zdaniem raj jest tu i teraz i nie jest to raj wzięty z narkotycznej wizji, lecz raj jako stan dany przez Boga. W Wybrzeżu w Galilei pisze: „nie stawiaj dat wszystko jest tu”, czyli na ziemi, na tym świecie. Godzi się z samym sobą i z całym światem, który nabrał teraz zupełnie innych barw, wyraźniejszych i nie tak psychodelicznych, jak po zażyciu narkotyków. Niepotrzebni już są kosmiczni przewodnicy, co zaznacza wyraźnie w Dolinie Karmel:
Nie ma imienia niezwykłego, nie ma drogi Jedynej,
ni głosiciela Metody ni
Zwiastuna Nieznanego Węża,
Nie potrzeba Mesjasza wystarczy Kraj my sami
Pięćdziesięcioletni –
Allachem to drzewo, Wiecznością ten Wiek Kosmosu!
Jeszcze wyraźniej zaznaczy to w ostatnich słowach poematu Ostatnia noc w Kalkucie:
nie daj się zapędzić w kąt wszechświata gdzie
wstrzykujesz sobie w ramię morfinę i jesz mięso.
Najważniejszym poematem świadczącym o przełomie, który dokonał się życiu Allena Ginsberga, jest Przemiana: ekspres Kioto – Tokio, wiersz, w którym poeta chce „otworzyć wrota na to co Istnieje” i w którym wciela w życie swą nową prawdę: „Moje ciało to centrum miłości”.
i zmiennych myśli i
płonącej ręki i rozmiękłego
serca w starym łóżku
mej skóry Z tych jednych
narodzin znów jestem zrodzony
by być takim właśnie
Wiara w powtórne narodziny nie jest wzięta z tradycji judeochrześcijańskiej, ale z tradycji buddyjskiej, w której Ginsberg szybko się odnalazł. To na niej buduje swoją etykę miłości:
nie zamkną się dopóki
nie wejdziemy wszyscy.
W jednym z wywiadów po powrocie z podróży Ginsberg mówił: „Chciałbym się dowiedzieć, co oznacza dla mnie raj. Moja wizja ziemskiego raju [to] miejsce, do którego wracam, w którym akceptuję świat, akceptuję swoje ciało i jestem gotów umrzeć. (…) To jest moje marzenie, mój raj”. Ziemski raj Ginsberga nie jest miejscem ani stanem powszechnej szczęśliwości, ale właśnie pogodzenia się z samym sobą i światem, bo wciąż „Jestem tym który drży w obliczu śmierci / w wymiotach i transie w bambusowych / wiecznościach (…)”, a „wszystko co możesz zrobić to cierpieć metafizyczny ból umierania”.
Ginsberg był przekonany, że przeniósł się do raju już za życia, i próbował pogodzić te dwa stany, tj. codzienną egzystencję i krainę arkadii, walcząc o wolność jednostki, angażując się w akcje na rzecz rozbrojenia i kampanie antywojenne czy proekologiczne, a także popierając powszechny dostęp do narkotyków. W 1971 roku poznał ekscentrycznego lamę Chogyama Trungpę i został jego uczniem. Coraz bardziej fascynował się buddyzmem zen, nauczył się śpiewać mantry i – jak się wydaje – do końca pogodził się ze światem.
Wiersze Allena Ginsberga są zapisem doświadczeń jego i pokolenia beatników, poszukiwań „kosmicznej doskonałości”, rozwoju duchowego, problemów ludzkiej egzystencji, wreszcie buddyjskiego uspokojenia i panowania nad ziemskimi popędami. Dla odbiorców poezji w XXI wieku świadectwo twórcy Skowytu może się wydawać co najmniej staroświeckie – zgodnie ze słowami Piotra Sommera – ale jest to dokument jego czasów, który miał niemały, choć nie zawsze fortunny, wpływ na dorobek poetycki następnych pokoleń. (Andrzej Pietrasz)
Zapraszamy na polskojęzyczny blog Allen In Poland poświęcony życiu i twórczości A. Ginsberga.
0 komentarze:
Prześlij komentarz