Kompilacja niepublikowanych nagrań wykonawców związanych z wytwórnią Nefryt i jej oddziałem Malachit: Ucho, Marek Rybicki, Solaris, Arszyn, Brasil, Genetic Transmission, Mirt, Schistosoma, One Inch of Shadow, Asunta, Gielareck, Hati, Job Karma, Beltaine. Niektóre kompozycje nagrane zostały specjalnie na tę okazję! Płyta jest podziękowaniem dla wykonawców i słuchaczy i jednocześnie rodzajem promocji.
Po wydaniu kompilacji „Music The World Does Not See” przyszedł czas na drugą w historii Nefrytu składankę – „Erg”. To ważna dla rodzimego undergroundu płyta, choć – zważywszy na hermetyczność prezentowanej na niej muzyki, samego środowiska, oraz bardzo ograniczoną dostępność limitowanego do 200 kopii CDR – niewielu się o tym przekona. A szkoda, bo lektura albumu dla niektórych mogłaby być doświadczeniem ożywczym i pouczającym. „Erg” to wyciąg z najgłębszych otchłani krajowego podziemia firmowany przez oficynę Nefryt i jej pododdział – Malachit. Wytwórnia odwołuje się do tych obszarów światowego muzycznego undergoundu, które żywią się bezkompromisowym eksperymentem, niejednokrotnie (by nie popadać w zbyt górnolotne formułki) przesycone są głęboką duchowość, a czasem sięgają do samych źródeł dźwiękowej ekspresji. Nefrytowi szefuje zasłużony jako animator sceny i środowiska Jarosław Szeliga. W czasach, gdy wszelką duchowość wypiera konsumpcja, w świecie, w którym – wydawać by się mogło – nie ma miejsca dla żadnej nie generującej dochodu formy aktywności, on ignorując wszechwładne prawa rynku, podąża własną, pozbawioną cienia koniunkturalizmu, totalnie niekomercyjną drogą. „Erg” skupia niemal wszystkich wydawanych przez Nefryt i Malachit artystów i – jak mówi sam Szeliga: „jest rodzajem podsumowania, podziękowania dla wykonawców i słuchaczy”. Każdy z artystów prezentuje niepublikowany wcześniej utwór. Bohaterowie tej kompilacji penetrują szerokie muzyczne terytorium, ale zwykle operują zakorzenionym w elektroakustyce i muzyce konkretnej, a rozwiniętym w czasach eksplozji industrialu i postindustrialu językiem oraz strategiami. Posługują się żywymi instrumentami z najróżniejszych tradycji, dźwiękami otoczenia, generatorami, jak i komputerami. Mamy prepar, kolaż czy też noise. Ale to nie narzędzia, ani techniki (choć często bardzo istotne!) definiują charakter tej muzyki. Określa go przede wszystkim wrażliwości, wyobraźnia, emocjonalne zaangażowanie autorów. A są w tym gronie artyści totalni, w pełni pochłonięci przez swą sztukę. Niektórzy z członków zaprezentowanych tu 14 projektów zasłużyli już chyba na miano legend krajowej muzyki eksperymentalnej. Płytę otwiera prowadzony przez Sławomira Gołaszewskiego Asunta. Chmurne dźwięki klarnetu na tle dronu i wsamplowana recytacja koptyjskiej modlitwy budują głęboko kontemplacyjny nastrój. Kolejne utwór autorstwa Hati cierpliwie sonduje wybrzmienia idiofonów i zadęcia aerofonów, w tym instrumentów własnej konstrukcji. Dalej zgrabnie czerpiący z nowoelektronicznych brzmień, organiczny, podskórnie niepokojący ambient Solaris. Nie brak na pycie dronowych tchnień i zewów w wydaniu tworzonego przez Rafała Dętkosia i Marka Rybickiego, Ucha. Na wyróżnienie zasługuje także nawiązująca do muzyki dawnej - średniowiecznej czy renesansowej, niesamowita pieśni w wykonaniu Beltaine (to pewne zaskoczenie - plus za oczyszczenie się z wpływów romantycznej nowej fali oraz 4AD). Trzymają poziom (choć są dość epigońskie): bruitystyczne eksploracje weterana krajowego industrialu, Tomasza Twardawy pod szyldem Genetic Transmission, hałaśliwa elektroakustyka Arszyna, czy też zatopiony w psycho-etnicznym sosie rytuał Schistosomy. Nie do końca przemawia do mnie natomiast lo-fi’owy, oniryczny utwór One Inch of Shadow, niezbyt przekonuje również patetyczno-smutny hymn w wydaniu Job Karmy. W sumie płyta stanowi świadectwo całkiem pokaźnego potencjału tkwiącego w naszym undergroundzie - ukrytym hen pod powierzchnią otaczającej nas na co dzień, opętanej przez komunikacyjne szaleństwo i konsumpcyjne zatracenie rzeczywistości. Niemal w innym wymiarze. Szacunek budzi umiejętność twórczego czerpania z doprawdy szlachetnych wzorców, niezłomność, przekonanie do własnej wizji i konsekwencja artystów. Warto dodać, że płyta jest – jak zwykle w przypadku tej wytwórni – edytorskim cackiem. Tekturową okładkę w dużym formacie zdobi m.in. fragment zapisu muzycznego na chór i instrumenty klasztorne z Tybetu. Uwolnijcie swą wrażliwość, wytężcie zmysły, a podróż przez nefrytowo-malachitowy świat być może okaże się pełna głębokich doznań i wielce inspirująca! (Łukasz Iwasiński/Fluid)
. .
OdpowiedzUsuń