(photo by mr makowski)
„Nie jestem mały,
nie jestem mądry,
nie jestem głupi,
nie jestem w ZMS-ie,
nie jestem w KOR-ze,
nie jestem w partii,
nie jestem kurwa niczym”
Walek Dzedzej - poeta przeklęty 1953-2006
Piotr Milewski
Dla warszawiaków, którzy urodzili się w pierwszej połowie lat 60., a dorastali na pokładzie statku pełnego salek wypełnionych ciemnością i łomotem zdezelowanej perkusji - był legendą. Mitologicznym założycielem pierwszej punkowej kapeli PRL-u: Walek Dzedzej Punk Band. Mesjaszem buntu, który po zagraniu historycznego koncertu w Hybrydach wyjechał do Berlina Zachodniego, gdzie słuch o nim zaginął. Postacią z pogranicza rzeczywistości i fikcji.
Dla Polaków mieszkających w Nowym Jorku był świrem. Odmieńcem, któremu nie należy się nic, bo nic nie może dać. Dzikusem, który psuł nastrój, nie puszczał płazem żadnej fałszywej nuty, żadnego "wiesz jak jest". Obibokiem, który brnąc w solipsyzm, przekroczył granice tolerancji i wylądował na aucie. Wyrzutem sumienia. [...]
Aparaty modele gwiazdy... - śpiewał Walek przed wyjazdem z komunistycznej ojczyzny. Zanim wyjechał, zdążył zrobić maturę w liceum Żeromskiego. "Uciekałem z domu, bo starzy ciągle się kłócili. Być może przez te ich kłótnie mam tak wyrobiony zmysł muzyczny. Lekcje odrabiałem w bibliotece albo w kawiarni przy placu Teatralnym. Sam na siebie zarabiałem. Jako czyściciel szyb w hotelu Warszawa i jako goniec: najpierw w PKO na Jasnej, potem w kwartalniku 'Pamiętnikarstwo Polskie'. No i squatowałem. Znajdowałem budynek przeznaczony do rozbiórki, płaciłem pięć stów któremuś z lokatorów, on mi dawał klucze i dopóki nie zaczynało się burzenie, chata była za darmo. W 75 roku, kilka kamienic ode mnie, przy Ogrodowej, squatowała grupa Maanam. Grałem na ulicach zakazane piosenki. Kiedyś występowałem w Santosie, to była taka knajpka naprzeciwko KC. Wszedł tajniak, poprosił o dokumenty i - o dziwo - wszystkie kacyki stanęły po mojej stronie. Zaczęła się awantura, więc wziąłem gitarę pod pachę i w długą. Tyle mnie widzieli. W 76 roku, po Radomiu, zrobiłem koncert w przejściu podziemnym przy placu Na Rozdrożu. Tłum młodzieży się zebrał. Przyjechała nyska. Spałowali mnie i zamknęli na 48 godzin".
Walek założył pierwszą kapelę - Złoty Cielec - w roku 1975. Grał z nim Karol, późniejszy chłopak Kory Jackowskiej, i Andrzej Zuzak. Załapali się do finałów festiwalu piosenki studenckiej. Niestety organizatorzy sprawdzili status artystów. Lider studiował rock and rolla na metach złotej młodzieży, Zuzak zakończył edukację w pierwszej klasie liceum, a Karol miał wariackie papiery. Złoty Cielec w finałach nie zagrał.
Ojciec chrzestny polskiej muzyki alternatywnej wcale nie wyjechał - jak niesie wieść gminna - bezpośrednio do Berlina. Urwał się podczas wycieczki do Hiszpanii w '78 roku. Zaproszenie wypisał mu wykładowca z Instytutu Iberystyki, niejaki Carlos Ravillo. "Siedziałem z dziewczyną na ławce, koło Nowego Światu, całowaliśmy się i nagle spadła gwiazda. Dziewczyna zapytała, jakie mam życzenie. Dostać paszport. I dostałem. Wtedy była ta gierkowska odwilż. Wszystkich puszczali".
Z Madrytu pojechał do Francji. Zabawił przez chwilę w Paryżu, w końcu wylądował na Kreutzbergu. Przetłumaczył swoje piosenki i śpiewał w podziemnych kabaretach, w klubach, w knajpach, na ulicy. Niemieckiego uczył go w dzieciństwie dziadek. "W '74 roku chcieli mnie wziąć do woja. Kupiłem bilet do NRD-owa i pa pa. Rok tam siedziałem. Poznałem dysydentów, całą alternatywę: Diegenhardt, Biermann. Lubili, jak grałem. Siłą rzeczy opanowałem język". Walek znał też hiszpański, angielski i francuski. Przez jakiś czas, żył w różnych punktach globu z paryską punkówą. Miał z nią, ponaddwudziestoletnią dziś, córkę. [...]
"Od kiedy straciłem dziewczynę, tylko niepowodzenia, niepowodzenia, niepowodzenia. Nie przysłała ani jednego listu, nawet kartki. Chodziliśmy ze sobą pięć lat. Mieszkała w Alejach Jerozolimskich, Aleksandra Zawadzka. Słyszałem, że przeszła na judaizm, chodzi co sobotę do synagogi... Dobiła do mnie, kiedy byłem w Berlinie. Jak przenosiłem się do Monachium, powiedziałem, żeby wracała do Polski. Miała chorą na depresję matkę. Powrót Aleksandry nic nie pomógł - matka zabiła się w 80 roku, po zwycięstwie Solidarności" [...]
On też chorował na depresję. Leczył się w przychodni Unitas na Saint Mark's. Przed zejściem w kompletny dół ratował się prozakiem. "W latach 70. czytałem bardzo dużo poezji. Całą Nową Falę, ze starszych rzeczy - Norwida. Układałem melodie do jego wierszy. Nawet Niemen stwierdził, że udało mi się uchwycić ducha norwidowskiej poetyki. Zacząłem pisać w roku '76, kiedy poczułem, że mam coś do powiedzenia. Pisałem przez trzy czy cztery lata, a potem dopadł mnie bezsens. Pamiętam warsztat, ale brak mi psychicznego wsparcia. Gdybym znalazł fajnych ludzi, może bym wrócił do Warszawy i coś jeszcze wskórał".
Po doświadczeniach z zachodniej Europy Nowy Jork wydawał się Walkowi mekką. Wpadł w wir alternatywnej sceny Lower East Side. Chodził na koncerty prawie codziennie. Występował z francuskim gitarzystą Marcelem, między innymi w: CBGB, 7A, Danceterii, Limelight, Irving Plaza, na Times Square i Astor Place, Tompkins Square. Dla pasażerów metra opracował program, który grał kastanietami na gitarze akustycznej i harmonijce ustnej. "Polacy, emigranci z Village zaczęli nazywać mnie 'szczurem subwayowym'. Dla nich liczy się tylko forsa. Nie chcą wolności. Tutaj, w Ameryce, przetrwał świetnie zakonserwowany PRL. Emigranci przypominają mi ludzi, których spotykałem jeżdżąc po komunie w latach 70.: NRD, Rosja, Węgry, Bułgaria - w Bułgarii nawet przez tydzień w więzieniu siedziałem. Tamci też nie mogli pojąć, że Polak może być wolny [...]
"Na początku lat 80. przesiadywałem w Polskim Instytucie Naukowym imienia Irzykowskiego, na 66 Ulicy, koło rezydencji Warhola. Bardzo dużo czytałem. Poznałem profesorów Feliksa Grossa i Teofila Rolla, Krystynę Olszer, Anię Mayer. Miałem wtedy świeży umysł, byłem nafaszerowany wiadomościami, ale nie znalazło się tam dla mnie miejsce. Teraz jestem uznawany za chorego psychicznie. Muszę brać codziennie prochy, chodzić na idiotyczną terapię grupową z totalnymi schizolami. Nie mam już zdrowia. Jestem zdany na łaskę systemu opieki społecznej. Powoli umieram.
Zawsze panicznie bałem się śmierci. Bałem się, że mnie ukatrupią albo że sam popełnię samobójstwo, że mnie nie będzie. Dlatego próbowałem napisać jedną perfekcyjną piosenkę. Jedną genialną piosenkę, zanim umrę. To przerodziło się w obsesję. Wciąż szlifowałem stare teksty. Nie mogłem zacząć nic nowego". [...]
"Chciałbym to wszystko zmienić, ale nie mam wystarczająco dużo ambicji, żeby dochodzić do celu po trupach. Po trupach idą ci, którym Bozia nie dała talentu. Życie artysty zawsze jest ciężkie, jeśli chce zostać wierny sobie". Walkowi Bozia dała talent i nierozłącznie związane z talentem przekleństwo nadwrażliwości. Był pierwotnym, instynktownym anarchistą. Nie umiał podporządkować się żadnemu przymusowi. Nie potrafił szanować autorytetów tylko dlatego, że są autorytetami. Nie potrafił nawet udawać, że potrafi. Czuł, że doszedł do kresu. "Jestem wyzuty ze wszystkiego. Nie mam energii twórczej, nie mam energii psychicznej, nie mam energii fizycznej. Życie przecieka mi przez palce. Nic nie pomaga, bo nie mam motywacji. Jak potrzebuję pieniędzy, maluję twarz w barwy wojenne, biorę gitarę, idę do subwayu i w godzinę zarabiam pięć dych".
Wciąż zbuntowany, wciąż na nie, mniej lub bardziej świadomie zraził do siebie wszystkich szarych zjadaczy chleba, którymi pogardzał, a bez których nie mógł żyć. Kiedy ostatni raz go widziałem, uśmiechnął się, jakby ubyło mu 30 lat, jakby znów stał z gitarą w przejściu podziemnym Na Rozdrożu i powiedział: "Edith Piaf śpiewała: 'Niczego nie żałuję'. Gówno prawda. Oczywiście, że żałuję!".
Umarł 7 października w przytułku dla bezdomnych, gdzie mieszkał od lat. Ktoś z personelu znalazł go leżącego na podłodze, z twarzą wciśniętą w parkiet. Przyczyna śmierci jest nieznana. Na wyniki sekcji trzeba poczekać dwa miesiące. Pochowany zostanie w Szydłowie koło Kielc. Znajduje się tam grób rodziny Danickich.
Prezentowane nagrania pochodzą z 1977 roku. Niestety nie znam tytułów, miejsca etc. Nie wiem nawet czy jest to zapis kompletny.
Dla Polaków mieszkających w Nowym Jorku był świrem. Odmieńcem, któremu nie należy się nic, bo nic nie może dać. Dzikusem, który psuł nastrój, nie puszczał płazem żadnej fałszywej nuty, żadnego "wiesz jak jest". Obibokiem, który brnąc w solipsyzm, przekroczył granice tolerancji i wylądował na aucie. Wyrzutem sumienia. [...]
Aparaty modele gwiazdy... - śpiewał Walek przed wyjazdem z komunistycznej ojczyzny. Zanim wyjechał, zdążył zrobić maturę w liceum Żeromskiego. "Uciekałem z domu, bo starzy ciągle się kłócili. Być może przez te ich kłótnie mam tak wyrobiony zmysł muzyczny. Lekcje odrabiałem w bibliotece albo w kawiarni przy placu Teatralnym. Sam na siebie zarabiałem. Jako czyściciel szyb w hotelu Warszawa i jako goniec: najpierw w PKO na Jasnej, potem w kwartalniku 'Pamiętnikarstwo Polskie'. No i squatowałem. Znajdowałem budynek przeznaczony do rozbiórki, płaciłem pięć stów któremuś z lokatorów, on mi dawał klucze i dopóki nie zaczynało się burzenie, chata była za darmo. W 75 roku, kilka kamienic ode mnie, przy Ogrodowej, squatowała grupa Maanam. Grałem na ulicach zakazane piosenki. Kiedyś występowałem w Santosie, to była taka knajpka naprzeciwko KC. Wszedł tajniak, poprosił o dokumenty i - o dziwo - wszystkie kacyki stanęły po mojej stronie. Zaczęła się awantura, więc wziąłem gitarę pod pachę i w długą. Tyle mnie widzieli. W 76 roku, po Radomiu, zrobiłem koncert w przejściu podziemnym przy placu Na Rozdrożu. Tłum młodzieży się zebrał. Przyjechała nyska. Spałowali mnie i zamknęli na 48 godzin".
Walek założył pierwszą kapelę - Złoty Cielec - w roku 1975. Grał z nim Karol, późniejszy chłopak Kory Jackowskiej, i Andrzej Zuzak. Załapali się do finałów festiwalu piosenki studenckiej. Niestety organizatorzy sprawdzili status artystów. Lider studiował rock and rolla na metach złotej młodzieży, Zuzak zakończył edukację w pierwszej klasie liceum, a Karol miał wariackie papiery. Złoty Cielec w finałach nie zagrał.
Ojciec chrzestny polskiej muzyki alternatywnej wcale nie wyjechał - jak niesie wieść gminna - bezpośrednio do Berlina. Urwał się podczas wycieczki do Hiszpanii w '78 roku. Zaproszenie wypisał mu wykładowca z Instytutu Iberystyki, niejaki Carlos Ravillo. "Siedziałem z dziewczyną na ławce, koło Nowego Światu, całowaliśmy się i nagle spadła gwiazda. Dziewczyna zapytała, jakie mam życzenie. Dostać paszport. I dostałem. Wtedy była ta gierkowska odwilż. Wszystkich puszczali".
Z Madrytu pojechał do Francji. Zabawił przez chwilę w Paryżu, w końcu wylądował na Kreutzbergu. Przetłumaczył swoje piosenki i śpiewał w podziemnych kabaretach, w klubach, w knajpach, na ulicy. Niemieckiego uczył go w dzieciństwie dziadek. "W '74 roku chcieli mnie wziąć do woja. Kupiłem bilet do NRD-owa i pa pa. Rok tam siedziałem. Poznałem dysydentów, całą alternatywę: Diegenhardt, Biermann. Lubili, jak grałem. Siłą rzeczy opanowałem język". Walek znał też hiszpański, angielski i francuski. Przez jakiś czas, żył w różnych punktach globu z paryską punkówą. Miał z nią, ponaddwudziestoletnią dziś, córkę. [...]
"Od kiedy straciłem dziewczynę, tylko niepowodzenia, niepowodzenia, niepowodzenia. Nie przysłała ani jednego listu, nawet kartki. Chodziliśmy ze sobą pięć lat. Mieszkała w Alejach Jerozolimskich, Aleksandra Zawadzka. Słyszałem, że przeszła na judaizm, chodzi co sobotę do synagogi... Dobiła do mnie, kiedy byłem w Berlinie. Jak przenosiłem się do Monachium, powiedziałem, żeby wracała do Polski. Miała chorą na depresję matkę. Powrót Aleksandry nic nie pomógł - matka zabiła się w 80 roku, po zwycięstwie Solidarności" [...]
On też chorował na depresję. Leczył się w przychodni Unitas na Saint Mark's. Przed zejściem w kompletny dół ratował się prozakiem. "W latach 70. czytałem bardzo dużo poezji. Całą Nową Falę, ze starszych rzeczy - Norwida. Układałem melodie do jego wierszy. Nawet Niemen stwierdził, że udało mi się uchwycić ducha norwidowskiej poetyki. Zacząłem pisać w roku '76, kiedy poczułem, że mam coś do powiedzenia. Pisałem przez trzy czy cztery lata, a potem dopadł mnie bezsens. Pamiętam warsztat, ale brak mi psychicznego wsparcia. Gdybym znalazł fajnych ludzi, może bym wrócił do Warszawy i coś jeszcze wskórał".
Po doświadczeniach z zachodniej Europy Nowy Jork wydawał się Walkowi mekką. Wpadł w wir alternatywnej sceny Lower East Side. Chodził na koncerty prawie codziennie. Występował z francuskim gitarzystą Marcelem, między innymi w: CBGB, 7A, Danceterii, Limelight, Irving Plaza, na Times Square i Astor Place, Tompkins Square. Dla pasażerów metra opracował program, który grał kastanietami na gitarze akustycznej i harmonijce ustnej. "Polacy, emigranci z Village zaczęli nazywać mnie 'szczurem subwayowym'. Dla nich liczy się tylko forsa. Nie chcą wolności. Tutaj, w Ameryce, przetrwał świetnie zakonserwowany PRL. Emigranci przypominają mi ludzi, których spotykałem jeżdżąc po komunie w latach 70.: NRD, Rosja, Węgry, Bułgaria - w Bułgarii nawet przez tydzień w więzieniu siedziałem. Tamci też nie mogli pojąć, że Polak może być wolny [...]
"Na początku lat 80. przesiadywałem w Polskim Instytucie Naukowym imienia Irzykowskiego, na 66 Ulicy, koło rezydencji Warhola. Bardzo dużo czytałem. Poznałem profesorów Feliksa Grossa i Teofila Rolla, Krystynę Olszer, Anię Mayer. Miałem wtedy świeży umysł, byłem nafaszerowany wiadomościami, ale nie znalazło się tam dla mnie miejsce. Teraz jestem uznawany za chorego psychicznie. Muszę brać codziennie prochy, chodzić na idiotyczną terapię grupową z totalnymi schizolami. Nie mam już zdrowia. Jestem zdany na łaskę systemu opieki społecznej. Powoli umieram.
Zawsze panicznie bałem się śmierci. Bałem się, że mnie ukatrupią albo że sam popełnię samobójstwo, że mnie nie będzie. Dlatego próbowałem napisać jedną perfekcyjną piosenkę. Jedną genialną piosenkę, zanim umrę. To przerodziło się w obsesję. Wciąż szlifowałem stare teksty. Nie mogłem zacząć nic nowego". [...]
"Chciałbym to wszystko zmienić, ale nie mam wystarczająco dużo ambicji, żeby dochodzić do celu po trupach. Po trupach idą ci, którym Bozia nie dała talentu. Życie artysty zawsze jest ciężkie, jeśli chce zostać wierny sobie". Walkowi Bozia dała talent i nierozłącznie związane z talentem przekleństwo nadwrażliwości. Był pierwotnym, instynktownym anarchistą. Nie umiał podporządkować się żadnemu przymusowi. Nie potrafił szanować autorytetów tylko dlatego, że są autorytetami. Nie potrafił nawet udawać, że potrafi. Czuł, że doszedł do kresu. "Jestem wyzuty ze wszystkiego. Nie mam energii twórczej, nie mam energii psychicznej, nie mam energii fizycznej. Życie przecieka mi przez palce. Nic nie pomaga, bo nie mam motywacji. Jak potrzebuję pieniędzy, maluję twarz w barwy wojenne, biorę gitarę, idę do subwayu i w godzinę zarabiam pięć dych".
Wciąż zbuntowany, wciąż na nie, mniej lub bardziej świadomie zraził do siebie wszystkich szarych zjadaczy chleba, którymi pogardzał, a bez których nie mógł żyć. Kiedy ostatni raz go widziałem, uśmiechnął się, jakby ubyło mu 30 lat, jakby znów stał z gitarą w przejściu podziemnym Na Rozdrożu i powiedział: "Edith Piaf śpiewała: 'Niczego nie żałuję'. Gówno prawda. Oczywiście, że żałuję!".
Umarł 7 października w przytułku dla bezdomnych, gdzie mieszkał od lat. Ktoś z personelu znalazł go leżącego na podłodze, z twarzą wciśniętą w parkiet. Przyczyna śmierci jest nieznana. Na wyniki sekcji trzeba poczekać dwa miesiące. Pochowany zostanie w Szydłowie koło Kielc. Znajduje się tam grób rodziny Danickich.
Prezentowane nagrania pochodzą z 1977 roku. Niestety nie znam tytułów, miejsca etc. Nie wiem nawet czy jest to zapis kompletny.
Walek Dzedzej was born Lesław Danicki in Warsaw. In later interviews, he expressed admiration for the music and poetry of Bob Dylan and spoke of his ambition to be known as the "Polish Dylan". The spirit of the age, however, was to take him in another musical direction.
Like many high school and college students who increasingly copied American and Western European hippie dress and music, the teenage Lesław ("Leszek") Danicki was caught up in the flow of events. The movement for change brought a harsh counter-reaction, as the Communist authorities instituted a clampdown on the resulting strikes and demonstrations.
It was also in 1977 that Walek Dzedzej, along with percussionist Maciej Góralski and bassist Jacek Kufirski formed what Polish music historians acknowledge as the country's first punk rock group, "Walek Dzedzej Pank Bend" (Punk Band). The group gave a number of impromptu performances, but only two official concerts, both at the Warsaw club "Hybrydy". There were privately-made recordings of these performances, but none have been made available and their continued existence over the intervening years has remained strongly in doubt. However, the lyrics and orchestration of a number of the group's texts are, like Walek Dzedzej's earlier protest songs, widely known and disseminated among aficionados of classic punk rock.
Unable to cope with continued harassment by the authorities, Walek Dzedzej left Poland at the end of 1978 and performed in the streets and clubs of London, Paris, Barcelona, Berlin and finally Vienna, where he remained for five months and appeared on a national TV program devoted to punk rock.
In the spring of 1980 he received permission to travel to the United States. Shortly after arriving, he decided to settle permanently in New York, a decision officially certified by the December 1981 declaration of Martial law in Poland. During the 1980s and 90s, Walek Dzedzej could be seen on an almost daily basis in the streets and subways of Manhattan, as well as in Polish clubs, performing his original protest songs together with the familiar Solidarność (Solidarity) anthems. The venues for his performances were usually Times Square or Tompkins Square Park.
In November 1988 Lesław "Walek Dzedzej" Danicki became American citizen Cyril Danicki. The legal change of his given name to the more-pronounceable "Cyril" was suggested by his French companion Pascale Richez, the mother of his only child, daughter Solange (born 1986).
In his final years Cyril Danicki had been suffering from diabetes and performed less and less frequently. Nine weeks before his 53rd birthday, he was found dead in his room at the Downtown Brooklyn single-room occupancy hotel, where he had been living since December 1998. His funeral service on October 14, 2006 in Greenpoint, a largely Polish section of Brooklyn, was attended by his last companion, Cecylia Rećko.
Cyril Danicki's sister, Barbara Danicka, an actress and filmmaker residing in New York, repatriated his remains for burial on October 21 in the Danicki family crypt in Szydłów near Kielce. His aged parents attended the services along with his 20-year-old daughter and her mother.
Like many high school and college students who increasingly copied American and Western European hippie dress and music, the teenage Lesław ("Leszek") Danicki was caught up in the flow of events. The movement for change brought a harsh counter-reaction, as the Communist authorities instituted a clampdown on the resulting strikes and demonstrations.
It was also in 1977 that Walek Dzedzej, along with percussionist Maciej Góralski and bassist Jacek Kufirski formed what Polish music historians acknowledge as the country's first punk rock group, "Walek Dzedzej Pank Bend" (Punk Band). The group gave a number of impromptu performances, but only two official concerts, both at the Warsaw club "Hybrydy". There were privately-made recordings of these performances, but none have been made available and their continued existence over the intervening years has remained strongly in doubt. However, the lyrics and orchestration of a number of the group's texts are, like Walek Dzedzej's earlier protest songs, widely known and disseminated among aficionados of classic punk rock.
Unable to cope with continued harassment by the authorities, Walek Dzedzej left Poland at the end of 1978 and performed in the streets and clubs of London, Paris, Barcelona, Berlin and finally Vienna, where he remained for five months and appeared on a national TV program devoted to punk rock.
In the spring of 1980 he received permission to travel to the United States. Shortly after arriving, he decided to settle permanently in New York, a decision officially certified by the December 1981 declaration of Martial law in Poland. During the 1980s and 90s, Walek Dzedzej could be seen on an almost daily basis in the streets and subways of Manhattan, as well as in Polish clubs, performing his original protest songs together with the familiar Solidarność (Solidarity) anthems. The venues for his performances were usually Times Square or Tompkins Square Park.
In November 1988 Lesław "Walek Dzedzej" Danicki became American citizen Cyril Danicki. The legal change of his given name to the more-pronounceable "Cyril" was suggested by his French companion Pascale Richez, the mother of his only child, daughter Solange (born 1986).
In his final years Cyril Danicki had been suffering from diabetes and performed less and less frequently. Nine weeks before his 53rd birthday, he was found dead in his room at the Downtown Brooklyn single-room occupancy hotel, where he had been living since December 1998. His funeral service on October 14, 2006 in Greenpoint, a largely Polish section of Brooklyn, was attended by his last companion, Cecylia Rećko.
Cyril Danicki's sister, Barbara Danicka, an actress and filmmaker residing in New York, repatriated his remains for burial on October 21 in the Danicki family crypt in Szydłów near Kielce. His aged parents attended the services along with his 20-year-old daughter and her mother.
link
OdpowiedzUsuńwydaje mi się, że to koncert z Gdańska (klub Żak), który ma w swoich archiwach tamtejsza Studencka Agencja Radiowa
OdpowiedzUsuńdzięki zato,mam pytanie - czy ktoś ma tytuły do tych nagrań albo coś?pzdr
OdpowiedzUsuńKawałek 7 ma na pewno tytuł NIM
OdpowiedzUsuńpamiętam bo robiliśmy te piosenki z Walkiem i to mi w głowie zostało , jak jeszcze coś do histori Walka to gram w MIĄŻSZ wiec można mnie znaleść