Hipisi w PRL-u



My tu gadu gadu o muzyce, a w międzyczasie ukazują się inne, nie mniej ciekawe publikację np. z dziedziny literatury. Ukazała się bowiem wspaniała książka Kamila Sipowicza "Hipisi w PRL-u". Kto czuje się emocjonalnie związany z czasami głębokiej komuny, kto dojrzewał w tym klimacie powinien absolutnie zapoznać się z tą pozycją. Zanim ją zakupiłem przeczytałem w sieci wiele zgryźliwych uwag pod jej adresem i pod adresem autora. Zastanawiam się jakże wielka ignoracja zagnieździła się w naszym społeczeństwie, które nie umie wykorzystać potencjału swojej niby-wolności i demokracji. Nikt nie ma prawa wypowiadać się na temat czasów, których nie przeżył. Kamil wykonał tytaniczną pracę gromadząc materiały do swojej książki sprawiając, iż jest ona pomnikiem i hołdem dla ludzi wśród, których kaształtowała się jego - ale nie tylko jego - wrażliwość i światopogląd. Tak więc nie ma co psioczyć tylko lecieć do księgarni i wysupłać między 70 a 80 złotymi na prawie 440 stron podróży w inny świat.


Promocja książki (wrzesień 2008)

Łukasz Medeksza
(artykuł znaleziony na portalu pardon.pl)

Wstrząsające wyznania dawnych kontestatorów.

- [Morfinę] przyniósł mi facet. Nawet nie on przyniósł do mnie, tylko zaprosił do siebie do domu - wspomina Józef "Prorok" Pyrz, pod koniec lat 60. uważany za przywódcę polskich hipisów. - Elegancki. Zaprosił mnie i wstrzyknął morfinę. I następnego dnia pojawił się u mnie na Filtrowej. Dla mnie to nie był facet normalny. Dzisiaj wiem... Wtedy on mówił, że nie może być hipisem, ale podziwia hipisów. Dla mnie, dzisiaj, gdy patrzę na tego faceta z perspektywy, to zwykły ubek, który chciał mnie wciągnąć w aferę narkotykową albo mnie uzależnić.

"Prorok" ma prawo nie cierpieć ubecji. Inwigilowany, nękany, został przez nią niemal zaszczuty. W latach 70. wyemigrował. Mieszka we Francji. Jest cenionym twórcą rzeźb sakralnych.

- Gdy trzeci raz przyszedł i mi zaproponował, żebym odbył podróż po morfinie, powiedziałem: nie! - ciągnie swoją opowieść "Prorok". - Zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Bo naprawdę to było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. I zrezygnowałem, a on się odczepił. Dlatego też historia Tri [substancja chemiczna zażywana przez niektórych polskich hipisów – red.] jest dla mnie historią zmontowaną przez KGB.

Opowieść "Proroka" pochodzi ze znakomitej, świeżo wydanej, obszernej książki Kamila Sipowicza "Hipisi w PRL-u". Jej autor – również stary hipis, a prywatnie życiowy partner Kory z Maanamu – tak komentuje rewelacje "Proroka":

"... twierdził, że za rozpowszechnianie śmiesznie wówczas taniej morfiny odpowiedzialna była milicja, która w ten sposób pragnęła spacyfikować niebezpieczny dla socjalistycznego państwa ruch. Rzeczywiście na początku lat siedemdziesiątych pojawiła się grupa podejrzanych osobników rozprowadzających wśród hipisów ampułki chemicznie czystej morfiny i innego środka uśmierzającego ból – dolarganu. Podobne teorie na temat CIA, która pacyfikowała narkotykami amerykańskich pacyfistów, głosił w swoich książkach pisarz Thomas Pynchon".


Grupa hipisów (Warszawa 1969)

Jak potraktować te domysły? Wszak stereotyp głosi, że hipisi ćpali na potęgę. A skoro tak, to niepotrzebna była żadna ubecja, by sprowadzić ich na złą drogę. Tyle że – jeśli wierzyć starym hipisom, których odpytuje w swojej książce Sipowicz – narkotyki były raczej marginesem tego ruchu. Zaś "gębę" narkomanów przyprawiła hipisom PRL-owska propaganda.

Kolejne wspomnienie "Proroka": - W pewnym momencie, ja wtedy mieszkałem na Broniewskiego, pojawił się u mnie człowiek, który przyniósł butelkę kleju, to było Tri, i kazał mi to wąchać. Więc ja to wąchałem, miałem jakieś dzwonienie w głowie i napawało mnie to takim obrzydzeniem, że powiedziałem, że mnie to nie interesuje, i nigdy nikomu tego nie proponowałem. (...)

... po kilku miesiącach zatrzymano mnie na Mostowskich [siedziba MO – red.] i powiedziano, że ten człowiek (...) umarł. Skąd ja wiem dzisiaj, czy on w ogóle umarł, czy on nie był jakimś policjantem, który przyniósł Tri.

Fantazje nawiedzonego hipisa? Czy może dobra intuicja? Sipowicz zapytał o to Ryszarda "Psa" Terleckiego – 40 lat temu czołowego hipisa w Krakowie, obecnie polityka PiS (do 2007 r. był szefem krakowskiego oddziału IPN, dziś jest posłem). Oto fragment ich rozmowy:

Sipowicz: - Prorok uważa, że to SB dawała narkotyki, sprzedawała tanio morfinę po 2 złote, że SB specjalnie zdegenerowała ten ruch. Oczywiście nie bardzo się musieli wysilać. W Stanach Thomas Pynchon napisał książkę, że FBI też rozprowadzała narkotyki, żeby ruch spacyfikować, zamienić szybko w narkomanów, żeby go politycznie zniszczyć. Są takie koncepcje. To by było naprawdę diaboliczne.


Kamil Sipowicz z synem

Terlecki odpowiada ostrożnie: - To mało prawdopodobne, ale warto sprawdzić.

Inna rzecz, że i bez narkotyków, hipisi mieli przechlapane u ubeków. "Prorok" szczegółowo opisuje, jak był nękany. Wpierw trafił do aresztu za brak meldunku. Potem było już tylko gorzej: - Podstawili mi dziewczynę, która oskarżyła mnie o gwałt. A ja już miałem żonę, z którą jestem do dziś. Zostałem aresztowany. Skazano mnie na dwa i pół roku więzienia.

Z kolei Terlecki wspomina hipisa "Antka", który spotykał się z ubekiem Piekarskim: - Całkiem możliwe, że ten Piekarski zarejestrował Antka jako tajnego współpracownika – opowiada. - Całe nasze środowisko wiedziało, że Antek się z nim spotyka. Analizując pytania, jakie zadawał Piekarski w czasie tych spotkań, staraliśmy się przewidzieć, co nam grozi.

W innym miejscu Sipowicz pyta Terleckiego o hipisa o ksywie "Koń": - ... jego podejrzewaliście, że był współpracownikiem SB?

Terlecki prostuje: - To nie on, to jego przyjaciel Jakub (Marek) był konfidentem. Gdy zacząłem pracować w IPN-ie, przeczytałem materiały z 68 roku i wtedy się okazało, kto był donosicielem. Donosił także dawny przyjaciel Kory, jeszcze z harcerstwa, Krzysztof. Bezpieka kazała mu podtrzymywać znajomość z Korą, którą poznałem w kwietniu '68, żeby przez nią zbierać informacje o mnie. Nic im z tego nie wyszło, a Krzysztof, który został dziennikarzem TV, niedawno przyznał się do swojej roli.


Kamil Sipowicz podczas promocji książki

Tu warto dodać, że po latach okazało się, iż tajnym współpracownikiem SB był również ojciec Ryszarda Terleckiego – znany pisarz Olgierd Terlecki.

W książce Sipowicza są kopie esbeckich dokumentów na temat hipisów. Jednak najbardziej wstrząsające są przedruki artykułów o tym ruchu, jakie ukazywały się w prasie reżimowej. To popis wyjątkowego plugastwa medialnego. Głównym propagandzistą działającym na tym odcinku był niejaki Jerzy Andrzej Salecki, dziennikarz (?) magazynu "itd".

"... Salecki za głównego bohatera artykułów i zarazem wroga obrał sobie Proroka, czyli Józefa Pyrza" - pisze Sipowicz. - "Już w 1968 w artykule "Prorok z Gałówka" (...) Salecki przy pomocy kłamstw i inwektyw wprost zachęca organa ścigania do zajęcia się Prorokiem. Co też za jakiś czas się stało".

Gazetowe donosy Saleckiego można podziwiać w książce Sipowicza – są tam ich pełne reprinty.

Sipowicz komentuje: "[Salecki] prawdopodobnie korzystał z materiałów operacyjnych milicji. Wzajemna inspiracja milicji i dziennikarza w czasach PRL-u była na porządku dziennym".

Salecki popełnił w "itd" cały cykl artykułów o hipisach. W ostatnim z nich – pisze Sipowicz - "utożsamia hipisów z narkomanami i namawia wprost do ich aresztowania". O uczestnikach ruchu ów niesławnej pamięci propagandzista pisał jako o "bękartach z importu", a całe zjawisko nazwał "Kwiatami Zła".

Warto przywołać – za Sipowiczem – nazwiska innych autorów paszkwili na hipisów. To m.in. Helena Kowalik z "Życia Warszawy", czy choćby wspomniany już Olgierd Terlecki, ojciec "Psa". Zaatakował hipisów – czyli bądź, co bądź przyjaciół własnego syna – na łamach "Życia Literackiego". A przecież – jak dodaje Sipowicz – był to "prywatnie bardzo miły człowiek, co potwierdza większość hipisów, którzy mieszkanie Terleckich odwiedzali".

Paszkwilu na swój temat doczekał się czołowy łódzki hipis "Dziki". Tak o tym opowiada Sipowiczowi: - Był na przykład taki dziennikarz w Łodzi, kolega Brychta [Andrzej Brycht, w latach 60. czołowy PRL-owski reportażysta – red.], Andrzej Makowiecki, który napisał najpierw w łódzkiej prasie (chyba "Odgłosach") artykuł o hipisach łódzkich, o mnie między innymi. Artykuł głupi, nieprawdziwy i nieetyczny, bo ten Makowiecki nawet cytował mnie, a nigdy się ze mną nie spotkał, choć mieszkał w tym samym mieście. Korzystał więc z jakichś ubeckich protokołów i napisał obrzydliwy artykuł, a później ten artykuł kupiła "Polityka". To był ostry donos społeczny. (...). W każdym razie w Warszawie był taki facet w Pałacu Mostowskich.



Sipowicz uściśla: - Było dwóch: Fijałkowski, Piekarski.

"Dziki": - Mnie przesłuchiwano m.in. na zlocie w Opolu. Była nas cała olbrzymia grupa. Mnie pierwszego wygarnęli na przesłuchanie (właśnie ten ubek z Warszawy), mieli to wszystko doskonale przygotowane. Jak zasadzka. Bardzo się bali, że nasz ruch odciąga młodzież, że rozmiękcza ideologicznie, że to jest rodzaj dywersji ideologicznej Zachodu. (...) A ten artykuł, o którym mówiłem, wszedł jeszcze później do książki Makowieckiego: "Enklawa z ulicy Wschodniej". Maksymalne więc wykorzystanie komunistyczno-sensacyjnej bzdury.

Czy polscy hipisi – jako element wywrotowy w świecie komunizmu – byli atrakcyjni dla zachodnich służb specjalnych? Taką śmiałą tezę stawia "Prorok" (najwyraźniej lubi snuć sensacyjne domysły). W rozmowie z Sipowiczem wspomina komunę hipisowską w Ożarowie. I w pewnym momencie mówi: - Przyjeżdżali tam do nas Amerykanie. Mieliśmy wtedy bardzo dobre kontakty z Amerykanami. Oni nam przywozili różne pisma i prawdopodobnie – choć być może nie mam prawa tak mówić – prawdopodobnie byli specjalnie jako studenci wysyłani do Polski, ale prawdziwym ich celem było pomóc opozycji. Bo nie można zapomnieć, że ruch hipisów był pierwszą zorganizowaną opozycją w Polsce. (...) Ale wracając do Amerykanów, według mnie, ich zadaniem było wejść w środowiska opozycji.

W innym miejscu "Prorok" opowiada o manifestach, jakie pisał. Pierwszy z nich powstał w 1967 r. - Były trzy kopie - mówi "Prorok". - Jedną kopię dałem Toniemu. Toni to był taki facet, niby student amerykański, ale patrząc dzisiaj na to z pewnego dystansu, podejrzewam, że to był jeden z ludzi FBI, który przyjechał tutaj jako student, żeby wspomagać opozycję w Polsce. I jeszcze kilku było takich ludzi, miałem z nimi wszystkimi dobre stosunki, oni mnie otaczali opieką.

Co to za opieka? "Prorok" przyznaje, że czasem brał od tych ludzi jakieś niewielkie pieniądze. I tu następuje dość zaskakujący wtręt: - Jeden z nich - ... również [Adam] Michnik może przypomnieć, jak on się nazywał – posiadał wszystkie moje teksty. Mieszkał w Holandii, ale był Amerykaninem. Dlaczego Michnik? Dlatego, że był taki moment, gdy spotkaliśmy się właśnie tam na Powiślu. Na Rozbrat. (...) [W jakimś mieszkaniu] ... nie wiem, czy Kuronia, czy Lipińskiego. Nie wiem. Zaproszono mnie, siedzieliśmy w nocy. Tam był chyba Michnik, Kuroń i kilka dziewczyn.

Z jednej strony – morfina i Tri. Z drugiej – poważna działalność polityczna. Czy to możliwe, że hipisi byli narzędziem walki wywiadów w czasach Zimnej Wojny?

0 komentarze:

Prześlij komentarz

    Serpent.pl