O grupie Kormorany pisałem już we wcześniejszym poście przy okazji prezentacji płyty "Teraz". Pozwolę więc sobie zamieścić tylko kilka informacji na temat najnowszego wydawnictwa - 5 płytowego wydawnictwa "La Musica Teatrale" - znalezionych w sieci oraz wywiad przeprowadzony przez Rafała Księżyka. Wydawnictwo to jest moim zdaniem jednym z najważniejszych wydarzeń fonograficznych dokumentujących zupełnie pomijaną i niszową twórczość jaką jest muzyka teatralna. Kormorany, które w udergroundowych kręgach były kojarzone z muzyką awangardową pokazują tu zupełnie inne oblicze. Muzyka do spektakli teatralnych w ich wykonaniu to prawdziwy majstersztyk.
Zacznijmy od początku...
Jest rok 1983, Wrocław, muszla koncertowa w Parku Południowym, przegląd kapel muzycznych. Nagle okazuje się, że na występ nie docierają „Kormorany” z Wałbrzycha. Wykorzystując chwilową dezorientację organizatorów na scenę wskakuje grupa młodych mężczyzn z Jackiem (Pontonem) Jankowskim na czele podających się za kapelę z Wałbrzycha, i zaczynają „grać”, choć jak sami twierdzą jeszcze wtedy, żaden z nich nie znał się na tym. Lata osiemdziesiąte dla Kormoranów to głównie organizowanie muzycznych happeningów w miejscach niekoniecznie kojarzącymi się z doznaniami muzycznymi (wieże ciśnień, bunkry, tunele, jazy, szyb od windy). Wywoływanie skandali, na przykład w trakcie koncertu, który miał miejsce na KUL-u w Lublinie, otworzono na sali gaśnice, po ingerencji MO imprezę zakończono oraz udział w licznych „kolaboracyjnych” akcjach Pomarańczowej Alternatywy czy grupy plastyków LuXuS. Pierwsze starcie z teatrem przyniosła im współpraca z uliczną trupą teatralną Klinika Lalek na początku lat dziewięćdziesiątych, wtedy jeszcze, żaden z nich nie myślał o tworzeniu muzyki do spektakli.
Kormorany to jeden z najbardziej twórczych zespołów. Skomponowali muzykę do kilkudziesięciu przedstawień teatralnych. Od 1998r. rozpoczęli stałą współpracę z Teatrem im. Modrzejewskiej w Legnicy. Napisali ścieżkę dźwiękową do filmu „Warszawa”, który w 2003 r. został nagrodzony Złotymi Lwami w Gdyni. W 2007 na zamówienie Festiwalu Miasto w Legnicy Kormorany nagrywają muzykę pod hasłem Miasto.
Kormorany to jeden z najbardziej twórczych zespołów. Skomponowali muzykę do kilkudziesięciu przedstawień teatralnych. Od 1998r. rozpoczęli stałą współpracę z Teatrem im. Modrzejewskiej w Legnicy. Napisali ścieżkę dźwiękową do filmu „Warszawa”, który w 2003 r. został nagrodzony Złotymi Lwami w Gdyni. W 2007 na zamówienie Festiwalu Miasto w Legnicy Kormorany nagrywają muzykę pod hasłem Miasto.
Rok 2009 - powrót „Kormoranów” w sześcioosobowym składzie (Piotr (Blusmen) Jankowski, Paweł Czepułkowski, Krzysztof (Konik) Konieczny, Jacek (Tuńczyk) Fedorowicz, Artur (Gaja) Krawczyk, Michał (Litwa) Litwiniec)
Po blisko piętnastoletniej współpracy z Piotrem Cieplakiem na rynek wchodzi pięciopłytowa składanka, opatrzona jego komentarzami opisującymi historię muzycznej współpracy. Każda z płyt to muzyka do innego spektaklu; „Historyja o chwalebnym zmartwychwstaniu”, „Wesołe kumoszki z Windsoru”, „Wspólny pokój”, „Król Lear” czy „Księga Eklezjastesa” - która jest zbiorem aranżacji muzycznych do dziesięciu jeszcze innych przedstawień. Nowy projekt muzyczny „Kormoranów”, to owoc długoletniej pracy twórczej przy przedsięwzięciach teatralnych. Jest to muzyczna ballada spektakli, która pomaga czytać między słowami. Stanowi osobne życie przedstawiania, które nieraz splata się, stanowiąc piękne, tajemnicze i alegoryczne tło, dla innych scenicznych środków wyrazu. Kormorany zmysłowo i nienachalnie malują mapę emocjonalną spektakli. To oni wprowadzają w klimat, mówią językiem dźwięku o rzeczach i zjawiskach nie dających uchwycić się słowem i gestem. Stanowią mocny fundament wspierający, wypełniający, i spajający aktywność aktorską na scenie. (Zofia Skalska, gpunkt)
Po blisko piętnastoletniej współpracy z Piotrem Cieplakiem na rynek wchodzi pięciopłytowa składanka, opatrzona jego komentarzami opisującymi historię muzycznej współpracy. Każda z płyt to muzyka do innego spektaklu; „Historyja o chwalebnym zmartwychwstaniu”, „Wesołe kumoszki z Windsoru”, „Wspólny pokój”, „Król Lear” czy „Księga Eklezjastesa” - która jest zbiorem aranżacji muzycznych do dziesięciu jeszcze innych przedstawień. Nowy projekt muzyczny „Kormoranów”, to owoc długoletniej pracy twórczej przy przedsięwzięciach teatralnych. Jest to muzyczna ballada spektakli, która pomaga czytać między słowami. Stanowi osobne życie przedstawiania, które nieraz splata się, stanowiąc piękne, tajemnicze i alegoryczne tło, dla innych scenicznych środków wyrazu. Kormorany zmysłowo i nienachalnie malują mapę emocjonalną spektakli. To oni wprowadzają w klimat, mówią językiem dźwięku o rzeczach i zjawiskach nie dających uchwycić się słowem i gestem. Stanowią mocny fundament wspierający, wypełniający, i spajający aktywność aktorską na scenie. (Zofia Skalska, gpunkt)
„La Musica Teatrale” oferuje najwyborniejszą z przygód, jakich spodziewać się można po muzycznym albumie. Otwiera przed słuchaczem całkiem odrębny, bogaty i barwny muzyczny świat. A równocześnie ukazuje fragment niezwykłej historii ludzi, którzy za nim stoją. Wymowne, iż ten boks ukazuje się w zasadzie poza rynkiem muzycznym.Wydali go fani zespołu pod wodzą Piotra Piotrowicza z redakcji wrocławskiego pisma kulturalnego „Rita Baum”. „La Musica Teatrale” prezentuje najsłynniejsze teatralne przedsięwzięcia Kormoranów z lat 1993 – 2007. Dlaczego ich muzyka tak dobrze odnalazła się w teatrze? Sama w sobie jest teatrem dźwięku, maluje dźwiękiem historie. Naturalnie i niepostrzeżenie przenikają się tu ludyczność i awangarda, profanum i sacrum. Najlepszym przykładem arcydzieło Kormoranów „Wesołe kumoszki z Windsoru” (2000). Muzyka stanowi tu niezależny byt dialogujący zarówno z klasycznym tekstem Szekspira, jak i ironiczną, współczesną interpretacją Cieplaka.
Dowcipna, inteligentna i barwna zaskakuje na każdym kroku. Motywy brzmiące niczym muzyka dawna w malignie przeplatają się z rytmami afrykańskimi, a klubowy pastisz z pogranicza house’u i dubu uzupełniają brzmienia surf rocka. Siłą Kormoranów jest to, że w każdym kolejnym przedsięwzięciu prezentują nowe oblicze, swobodnie czerpiąc z wszelakich źródeł: od terenowych nagrań płynącego strumyka przez obrzędowe rytmy po motywy pop. Rozpoznawalny styl Kormoranów wynika raczej z wykonania – otwartości, abstrakcyjności, motoryki. „Historyja o Chwalebnym Zmartwychwstaniu” to misteryjna folkowo-rockowa psychodelia.
Podszyty jazzem „Wspólny Pokój” harmonijnie łączy zalotną knajpianą wibrację z ciemną melancholijną nutą. Klimat „Króla Leara” wyznaczają elektroakustyczne preparacje o ambientowej przestrzeni i dramatycznej aurze rytuału. Te dźwiękowe ilustracje spektakli wypełniają kolejne cztery płyty albumu, piąta, „Księga Eklezjastesa”, przynosi fragmenty muzyczne z 10 innych spektakli. (Rafał Księżyk)
Dowcipna, inteligentna i barwna zaskakuje na każdym kroku. Motywy brzmiące niczym muzyka dawna w malignie przeplatają się z rytmami afrykańskimi, a klubowy pastisz z pogranicza house’u i dubu uzupełniają brzmienia surf rocka. Siłą Kormoranów jest to, że w każdym kolejnym przedsięwzięciu prezentują nowe oblicze, swobodnie czerpiąc z wszelakich źródeł: od terenowych nagrań płynącego strumyka przez obrzędowe rytmy po motywy pop. Rozpoznawalny styl Kormoranów wynika raczej z wykonania – otwartości, abstrakcyjności, motoryki. „Historyja o Chwalebnym Zmartwychwstaniu” to misteryjna folkowo-rockowa psychodelia.
Podszyty jazzem „Wspólny Pokój” harmonijnie łączy zalotną knajpianą wibrację z ciemną melancholijną nutą. Klimat „Króla Leara” wyznaczają elektroakustyczne preparacje o ambientowej przestrzeni i dramatycznej aurze rytuału. Te dźwiękowe ilustracje spektakli wypełniają kolejne cztery płyty albumu, piąta, „Księga Eklezjastesa”, przynosi fragmenty muzyczne z 10 innych spektakli. (Rafał Księżyk)
- Piotr Cieplak chwali przypadek, który go zetknął z Kormoranami. Jak się spotkaliście? Co to za przypadek?
Michał Litwa Litwiniec: Przypadki nie istnieją.
Paweł Czepułkowski: Cieplakowi polecił nas człowiek, którzy widział występ Kormoranów. Ale kto? Nie pamiętamy.
Jacek Tuńczyk Fedorowicz: Szukał muzyków, którzy by zagrali pieśni kościelne. Pierwsze nasze spotkanie odbyło się w zadymionej, zatłoczonej herbaciarni. Cieplak opowiadał, jak na pielgrzymce na Jasną Górę widział facetów, pewnie na co dzień rolników, którzy, choć instrumenty i oni sami nie stroili, zażarcie, z pełnym poświęceniem, w białych koszulach, już rozchełstanych i przepoconych, grają pieśni kościelne – istne Kormorany. Tym mnie kupił.
Krzysztof Konik Konieczny: Tak się sobie spodobaliśmy, że nic nie wiedząc o swojej twórczości, po tym jednym spotkaniu, na gębę, klepnęliśmy że to robimy.
- Efektem była sławetna „Historyja o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim”, gdy w septecie graliście w centrum sceny podczas spektakli. Ile razy wystąpiliście z „Historyją”?
Michał Litwa Litwiniec: Około 30 razy we Wrocławiu i prawie 100 w Warszawie.
Paweł Czepułkowski: We Wrocławiu, gdzie była premiera mieliśmy kończyć granie z powodu zmiany dyrekcji w Teatrze Współczesnym. Z ostatnim przedstawieniem pojechaliśmy do Opola na Festiwal „Klasyka polska”. I wygraliśmy. Automatycznie otworzyły się wszystkie drzwi. Piotr wybrał Teatr Dramatyczny w Warszawie.
- Czy was nie znużyło granie „Historyi”? Zaczynaliście od zadymiarskich ulicznych happeningów, a muzyka ilustracyjna wymaga dyscypliny.
Paweł Czepułkowski: Znużyło to „Pontona”, czyli Jacka Jankowskiego, który odszedł od zespołu. Dla mnie współpraca z zawodowym teatrem była szansą na rozwój. Coraz wyższe poprzeczki i wyzwania konsolidowały zespół. Skłaniały do poszukiwań, budowy nowych instrumentów.
Jacek Tuńczyk Fedorowicz: Premiera „Historyi” była słaba. Zareagowałem histerycznie – wypisałem się. Postawiłem warunek: albo nauczymy się grać naszą muzykę, albo... W ciągu pół roku opanowaliśmy narzędzia pełnego synchronu, już nie tylko wśród muzyków, ale też z aktorami. Zaczęło się od sprzeczności, bo muza Kormo wychodziła od wolności i chaosu, a wyrażała się improwizacją. To wszystko udało się zgodzić. Mieliśmy dobry spektakl, żywy i kontrolowany.
Michał Litwa Litwiniec: Znużenie? Nigdy! Każdy spektakl jest inny.
- A z drugiej strony, chyba nie znaleźlibyście się w teatrze, gdyby nie te zadymiarskie działania z przełomu lat 80. i 90. Wtedy w wielkomiejskiej przestrzeni przywoływaliście echa archaicznych rytuałów. Czy to nie to właśnie urzekło Cieplaka, który wspomina was jako muzyków anarchistów?
Krzysztof Konik Konieczny: Cieplak po raz pierwszy spotkał się z naszą twórczością na żywo podczas wernisażu Krzysztofa Skarbka i Pontona. Oni prezentowali potężne industrialne instalacje spawane z przywiezionego złomu, które my okrasiliśmy adekwatną muzyką. Duży total. Ja bałem się, że Cieplak nas skreśli z „Historyi”, a on miał oczy jak spodki, podjarany chodził.
- Co decyduje o tym, że Kormorany tak dobrze odnalazły się w przestrzeni teatru?
Michał Litwa Litwiniec: Kormorany zawsze lubiły zadymę. Łamanie konwenansów. W teatrze można robić to samo bardziej finezyjnie, podkorowo. Kormo to ekipa nieszkolona muzycznie – beznutowcy. Nasza muza, kompozycje odbywają się na zasadzie intuicyjnej. Jesteśmy poszukiwaczami dźwięków.
- Krzysztof Kopka twierdzi, że jeśli warto wspominać jego „Wspólny Pokój” z Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu to tylko dla dwóch tygodni nocnych jamów, jakie grały Kormorany na balkonie teatru. Co tam się działo?
Krzysztof Konik Konieczny: Na nocne jamy trzeba mieć warunki. Gdybyśmy je mieli cały czas, to nie wiem, na jaki pułap byśmy wzlecieli. We „Wspólnym” warunki były: atmosfera zajebista, bufet w teatrze, zaliczka w kieszeni, wszyscy na miejscu, dom aktora 20 metrów od teatru. Oj!... się działo.
- Czy takie nocne jamy to właśnie wasz sposób pracy nad muzyką?
Paweł Czepułkowski: W tamtym czasie zdecydowanie tak. Właśnie z tej burzy mózgów, z radości wspólnego muzykowania i braku komputerów, czyli konieczności rejestrowania większości partii na tak zwaną setkę, noce były dla nas.
Michał Litwa Litwiniec: W nocy jest w końcu cisza. Można buszować po teatrze. A my pracujemy trochę maniakalnie – angażując się całkowicie w proces twórczy spektaklu. Przyjeżdżamy do teatru parę tygodni przed premierą, zakładamy gdzieś nasze gniazdo i łoimy muzę. To najlepszy sposób, aby poczuć klimat sztuki i pracy nad nią. W dzień chodzimy na próby, oglądamy, słuchamy, gadamy z reżyserem, aktorami, a w nocy nagrywamy. W końcu robienie spektaklu, muzyki do spektaklu w dużej mierze polega na odejmowaniu.
- W tej chwili działają dwa składy Kormoranów, jeden związany z teatrem w Legnicy, drugi z Warszawą. Nastąpił rozłam?
Michał Litwa Litwiniec: Śmiesznie bywało, że w tym samym czasie, w dwóch różnych miastach była premiera z muzyką, którą robiły Kormorany w różnych składach. To też mieści się w tej „kormoraniej zadymce”.
Krzysztof Konik Konieczny: Kormorany są wielocielne. Pozostaje przyjąć to do wiadomości.
Paweł Czepułkowski: Los tak chciał. Po pierwszym dużym wspólnym przedstawieniu pojawiły się propozycje na mniejsze, bardziej kameralne spektakle. W ten sposób powstały dwa równoprawne składy Kormoranów. Koncertowaliśmy jeszcze wspólnie, ale nad przedstawieniami pracowaliśmy w mniejszych zespołach.
Michał Litwa Litwiniec: Może przy okazji promocji płyty zdobędziemy się na jakieś pospolite ruszenie. Marzyłby mi się koncert na dachu Teatru Dramatycznego w Warszawie, który zdobyliśmy pewnej nocy podczas pracy nad „Historyją”.
- Gdzie aktualnie można usłyszeć muzykę Kormoranów? Gdzieś gracie na żywo podczas spektakli?
Krzysztof Konik Konieczny: Na żywo nie. Choć bardzo możliwy jest „Otello” w Legnicy. Zapraszam na „Samych”, tam nagraliśmy muzę.
Paweł Czepułkowski: Ostatnia premiera to „Opowiadania dla dzieci” w Teatrze Narodowym w Warszawie. Niestety nie na żywo. Teatry wolą dostać gotową nagraną muzykę i mieć spokój z eksploatacją. Jest taniej i nie ma problemów z ustawieniem repertuaru.
- A ile spektakli w ogóle do tej pory zilustrowały swoją muzyka Kormorany?
Krzysztof Konik Konieczny: Jak mnie kto pyta, to mówię: „Koło trzydziestu”.
Michał Litwa Litwiniec: Ja na półce mam ponad 20 niewydanych albumów.
Paweł Czepułkowski: Nie liczyłem. Ale zapraszam do lektury książeczki dołączonej do „La Musica Teatrale”. Tam, wydaje mi się, wypisaliśmy nasze wszystkie premiery. To długa lista.
Rozmawiał Rafał Księżyk ("Playboy")
Michał Litwa Litwiniec: Przypadki nie istnieją.
Paweł Czepułkowski: Cieplakowi polecił nas człowiek, którzy widział występ Kormoranów. Ale kto? Nie pamiętamy.
Jacek Tuńczyk Fedorowicz: Szukał muzyków, którzy by zagrali pieśni kościelne. Pierwsze nasze spotkanie odbyło się w zadymionej, zatłoczonej herbaciarni. Cieplak opowiadał, jak na pielgrzymce na Jasną Górę widział facetów, pewnie na co dzień rolników, którzy, choć instrumenty i oni sami nie stroili, zażarcie, z pełnym poświęceniem, w białych koszulach, już rozchełstanych i przepoconych, grają pieśni kościelne – istne Kormorany. Tym mnie kupił.
Krzysztof Konik Konieczny: Tak się sobie spodobaliśmy, że nic nie wiedząc o swojej twórczości, po tym jednym spotkaniu, na gębę, klepnęliśmy że to robimy.
- Efektem była sławetna „Historyja o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim”, gdy w septecie graliście w centrum sceny podczas spektakli. Ile razy wystąpiliście z „Historyją”?
Michał Litwa Litwiniec: Około 30 razy we Wrocławiu i prawie 100 w Warszawie.
Paweł Czepułkowski: We Wrocławiu, gdzie była premiera mieliśmy kończyć granie z powodu zmiany dyrekcji w Teatrze Współczesnym. Z ostatnim przedstawieniem pojechaliśmy do Opola na Festiwal „Klasyka polska”. I wygraliśmy. Automatycznie otworzyły się wszystkie drzwi. Piotr wybrał Teatr Dramatyczny w Warszawie.
- Czy was nie znużyło granie „Historyi”? Zaczynaliście od zadymiarskich ulicznych happeningów, a muzyka ilustracyjna wymaga dyscypliny.
Paweł Czepułkowski: Znużyło to „Pontona”, czyli Jacka Jankowskiego, który odszedł od zespołu. Dla mnie współpraca z zawodowym teatrem była szansą na rozwój. Coraz wyższe poprzeczki i wyzwania konsolidowały zespół. Skłaniały do poszukiwań, budowy nowych instrumentów.
Jacek Tuńczyk Fedorowicz: Premiera „Historyi” była słaba. Zareagowałem histerycznie – wypisałem się. Postawiłem warunek: albo nauczymy się grać naszą muzykę, albo... W ciągu pół roku opanowaliśmy narzędzia pełnego synchronu, już nie tylko wśród muzyków, ale też z aktorami. Zaczęło się od sprzeczności, bo muza Kormo wychodziła od wolności i chaosu, a wyrażała się improwizacją. To wszystko udało się zgodzić. Mieliśmy dobry spektakl, żywy i kontrolowany.
Michał Litwa Litwiniec: Znużenie? Nigdy! Każdy spektakl jest inny.
- A z drugiej strony, chyba nie znaleźlibyście się w teatrze, gdyby nie te zadymiarskie działania z przełomu lat 80. i 90. Wtedy w wielkomiejskiej przestrzeni przywoływaliście echa archaicznych rytuałów. Czy to nie to właśnie urzekło Cieplaka, który wspomina was jako muzyków anarchistów?
Krzysztof Konik Konieczny: Cieplak po raz pierwszy spotkał się z naszą twórczością na żywo podczas wernisażu Krzysztofa Skarbka i Pontona. Oni prezentowali potężne industrialne instalacje spawane z przywiezionego złomu, które my okrasiliśmy adekwatną muzyką. Duży total. Ja bałem się, że Cieplak nas skreśli z „Historyi”, a on miał oczy jak spodki, podjarany chodził.
- Co decyduje o tym, że Kormorany tak dobrze odnalazły się w przestrzeni teatru?
Michał Litwa Litwiniec: Kormorany zawsze lubiły zadymę. Łamanie konwenansów. W teatrze można robić to samo bardziej finezyjnie, podkorowo. Kormo to ekipa nieszkolona muzycznie – beznutowcy. Nasza muza, kompozycje odbywają się na zasadzie intuicyjnej. Jesteśmy poszukiwaczami dźwięków.
- Krzysztof Kopka twierdzi, że jeśli warto wspominać jego „Wspólny Pokój” z Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu to tylko dla dwóch tygodni nocnych jamów, jakie grały Kormorany na balkonie teatru. Co tam się działo?
Krzysztof Konik Konieczny: Na nocne jamy trzeba mieć warunki. Gdybyśmy je mieli cały czas, to nie wiem, na jaki pułap byśmy wzlecieli. We „Wspólnym” warunki były: atmosfera zajebista, bufet w teatrze, zaliczka w kieszeni, wszyscy na miejscu, dom aktora 20 metrów od teatru. Oj!... się działo.
- Czy takie nocne jamy to właśnie wasz sposób pracy nad muzyką?
Paweł Czepułkowski: W tamtym czasie zdecydowanie tak. Właśnie z tej burzy mózgów, z radości wspólnego muzykowania i braku komputerów, czyli konieczności rejestrowania większości partii na tak zwaną setkę, noce były dla nas.
Michał Litwa Litwiniec: W nocy jest w końcu cisza. Można buszować po teatrze. A my pracujemy trochę maniakalnie – angażując się całkowicie w proces twórczy spektaklu. Przyjeżdżamy do teatru parę tygodni przed premierą, zakładamy gdzieś nasze gniazdo i łoimy muzę. To najlepszy sposób, aby poczuć klimat sztuki i pracy nad nią. W dzień chodzimy na próby, oglądamy, słuchamy, gadamy z reżyserem, aktorami, a w nocy nagrywamy. W końcu robienie spektaklu, muzyki do spektaklu w dużej mierze polega na odejmowaniu.
- W tej chwili działają dwa składy Kormoranów, jeden związany z teatrem w Legnicy, drugi z Warszawą. Nastąpił rozłam?
Michał Litwa Litwiniec: Śmiesznie bywało, że w tym samym czasie, w dwóch różnych miastach była premiera z muzyką, którą robiły Kormorany w różnych składach. To też mieści się w tej „kormoraniej zadymce”.
Krzysztof Konik Konieczny: Kormorany są wielocielne. Pozostaje przyjąć to do wiadomości.
Paweł Czepułkowski: Los tak chciał. Po pierwszym dużym wspólnym przedstawieniu pojawiły się propozycje na mniejsze, bardziej kameralne spektakle. W ten sposób powstały dwa równoprawne składy Kormoranów. Koncertowaliśmy jeszcze wspólnie, ale nad przedstawieniami pracowaliśmy w mniejszych zespołach.
Michał Litwa Litwiniec: Może przy okazji promocji płyty zdobędziemy się na jakieś pospolite ruszenie. Marzyłby mi się koncert na dachu Teatru Dramatycznego w Warszawie, który zdobyliśmy pewnej nocy podczas pracy nad „Historyją”.
- Gdzie aktualnie można usłyszeć muzykę Kormoranów? Gdzieś gracie na żywo podczas spektakli?
Krzysztof Konik Konieczny: Na żywo nie. Choć bardzo możliwy jest „Otello” w Legnicy. Zapraszam na „Samych”, tam nagraliśmy muzę.
Paweł Czepułkowski: Ostatnia premiera to „Opowiadania dla dzieci” w Teatrze Narodowym w Warszawie. Niestety nie na żywo. Teatry wolą dostać gotową nagraną muzykę i mieć spokój z eksploatacją. Jest taniej i nie ma problemów z ustawieniem repertuaru.
- A ile spektakli w ogóle do tej pory zilustrowały swoją muzyka Kormorany?
Krzysztof Konik Konieczny: Jak mnie kto pyta, to mówię: „Koło trzydziestu”.
Michał Litwa Litwiniec: Ja na półce mam ponad 20 niewydanych albumów.
Paweł Czepułkowski: Nie liczyłem. Ale zapraszam do lektury książeczki dołączonej do „La Musica Teatrale”. Tam, wydaje mi się, wypisaliśmy nasze wszystkie premiery. To długa lista.
Rozmawiał Rafał Księżyk ("Playboy")
"La Musica Teatrale" is a journey through a fifteen-years-long cooperation of Kormorany (Cormorants) with Polish theatres. During the concert the ensemble will perform musical pieces from fi ve shows: "Król Lear" ("King Lear"), "Wesołe Kumoszki z Windsoru" ("The Merry Wives of Windsor"), "Historyja o chwalebnym zmartwychwstaniu Pańskim" ("The Story of Laudable Resurrection"), "Księga Koheleta" ("Ecclesiastes") (all directed by Piotr Cieplak), and also "Wspólny Pokój" ("Shared Room") directed by Krzysztof Konopka. All the compositions have been recently released in a fi ve-CD album "La Musica Teatrale". The ensemble moves with ease across musical genres ranging from ethnic and folk, through jazz to energetic psychedelics.
Buy this album / Kup plytę
link in comments
part one
OdpowiedzUsuńpart two
part three
pass: savagesaints
very good, thanks for this album
OdpowiedzUsuńdom
thanks!
OdpowiedzUsuńDo you also have "Miasto" ?
Czy jest jakaś szansa na "La Musica Teatrale II"?
OdpowiedzUsuńPewnie tak - nie za długo :) Pozdrawiamy.
OdpowiedzUsuń;->
OdpowiedzUsuń