Pochodzą z Wrocławia, miasta dużego, ale ich pomysł na muzykę jest jeszcze większy. Małe Instrumenty to projekt, którego twórcy wyznaczyli sobie własną ścieżkę poszukiwań w sposób jednocześnie skuteczny i radykalny. Muzycy sięgnęli po te instrumenty, na które inni nawet nie zwracają uwagi, kiedy… walają się pod nogami, albo zalegają kurzem na strychu: zabawki, przemyślne generatory dźwięku, ale i tradycyjne akustyczne instrumenty o niewielkich rozmiarach. Co dzięki temu osiągnęli? Przede wszystkim zaskoczenie. Z gitarami i trąbkami już chyba wszyscy są osłuchani, więc kiedy na scenę wparowują muzycy zapominający o utartym myśleniu o koncercie jako wirtuozerskim popisie indywidualistów, okazuje się, że w kwestii ożywczych zaskoczeń nie mają konkurencji.
Dzięki kameralnej formule przenoszą koncert do naturalnego choć zapomnianego kontekstu wspólnej zabawy dźwiękiem i samą sytuacją społeczną. Mimo, że pomysł jest wbrew pozorom bardzo poważny, Małe Instrumenty zapewniają świetną rozrywkę, choć nie taką, którą kojarzymy ze śpiewaniem zapamiętanych fragmentarycznie refrenów.
Jeśli ktoś myśli, że to wyłącznie egzotyczne instrumentarium czyni z formacji ciekawą propozycję jest w głębokim błędzie. Koncertowo projekt broni się rewelacyjnie. Czego innego się spodziewać, skoro w składzie znaleźli się obyci ze sceną muzycy nieodżałowanego Robotobiboka, czy Kataru.
Dzięki kameralnej formule przenoszą koncert do naturalnego choć zapomnianego kontekstu wspólnej zabawy dźwiękiem i samą sytuacją społeczną. Mimo, że pomysł jest wbrew pozorom bardzo poważny, Małe Instrumenty zapewniają świetną rozrywkę, choć nie taką, którą kojarzymy ze śpiewaniem zapamiętanych fragmentarycznie refrenów.
Jeśli ktoś myśli, że to wyłącznie egzotyczne instrumentarium czyni z formacji ciekawą propozycję jest w głębokim błędzie. Koncertowo projekt broni się rewelacyjnie. Czego innego się spodziewać, skoro w składzie znaleźli się obyci ze sceną muzycy nieodżałowanego Robotobiboka, czy Kataru.
Rozmowa Joanny Wojdas z grupą Małe Instrumenty
Polityka, 20 czerwca 2008
Podobno wśród instrumentów macie muzyczne rękawiczki elektroniczne?
Tak, to muzyczne kuriozum łączy w sobie tandetny keyboard z bezprzewodową technologią przesyłania sygnału. Nadal zachowuje konfekcyjny charakter!
Kiedy przed koncertem rozkładacie instrumenty, scena wygląda jak dobrze wyposażone przedszkole. Ale oprócz zabawek macie też dziwne, chyba egzotyczne przedmioty.
Myślę, że w zalewie plastikowej tandety niejedno przedszkole może nam pozazdrościć naturalnych, prostych, ale pomysłowych instrumentów, pochodzących głównie z lat 1940-1970. Produkowano wtedy muzyczne zabawki grające naprawdę, według zasad fizyki - drgająca struna, pręcik, dzwonek, pudełko rezonansowe, itp. Obecnie oferta łatwo dostępnych instrumentów dla dzieci kończy się na chińskiej elektronice, w kiepski sposób naśladującej świat dźwiękowy. Jak bogate doświadczenie wyniosą z tego najmłodsze pokolenia? Dobrze, że pytasz o inne instrumenty, ponieważ gramy nie tylko na zabawkach, ale ogólnie - na małych instrumentach. Te „egzotyczne przedmioty" to m.in. indonezyjska kalimba, hiszpańska bandura, ukraińska banduria, austriackie okaryny, bretońska bombarda, ale i polski pionin, czy gliniany kogucik.
Ile obiektów liczy wasza kolekcja?
Dokładnie nie wiemy, ale około 150.
Najbardziej niepokorny instrument?
Po ostatnich zmaganiach chyba elektroniczny Musical Magical Thing. Mamy trzy egzemplarze, żaden nie ma prawidłowego stroju, każdy jest inny, a dodatkowo w czasie gry zmienia parametry dźwięku w sposób nieprzewidywalny i od nas niezależny.
Dlaczego małe instrumenty, a nie instrumenty w ogóle?
To rzekome ograniczenie wielkościowe (nikt nie mierzy instrumentów linijką!) to również postawa ideowa. Wybieramy brzmienia ciekawe, nowe, odmienne od pochodzących z tradycyjnych instrumentów. Uzyskane barwy staramy się łączyć w równie eksperymentalny sposób, budując zaskakujące nawet nas samych konstrukcje. Wierzę w to, że każdy dźwięk ma takie samo znaczenie. Stąd moja propozycja, by grać muzykę używając brzmień niedoskonałych, ułomnych, by poszukiwać wartości tam, gdzie zwykliśmy jej nie dostrzegać. Nie jest to nowa droga, a raczej kontynuacja tego, co wydarzyło się w XX wieku w temacie obalania dźwiękowego tabu. Wytworzył się cały nurt eksplorujący tego typu zjawiska w różnych dziedzinach muzycznych. Małe Instrumenty to pojemny projekt, zawiera jednocześnie awangardę i pop, łączy bezkompromisowe improwizacje z pięknymi songami.
Jak małe instrumenty wzbogacają muzykę? W czym są lepsze od tych tradycyjnych?
Nie są lepsze - są inne. Nie manifestujemy, że kontrabas czy fortepian jest zły! Każdy z nas gra również na tradycyjnych instrumentach. Te małe dają inną perspektywę muzykowania. Dodają całe gamy dźwięków, których nie sposób wydobyć inną drogą. Dodają też coś więcej - zabawę i energię, której często brak w znudzonych wirtuozerią profesjonalnych grupach muzycznych.
Polityka, 20 czerwca 2008
Podobno wśród instrumentów macie muzyczne rękawiczki elektroniczne?
Tak, to muzyczne kuriozum łączy w sobie tandetny keyboard z bezprzewodową technologią przesyłania sygnału. Nadal zachowuje konfekcyjny charakter!
Kiedy przed koncertem rozkładacie instrumenty, scena wygląda jak dobrze wyposażone przedszkole. Ale oprócz zabawek macie też dziwne, chyba egzotyczne przedmioty.
Myślę, że w zalewie plastikowej tandety niejedno przedszkole może nam pozazdrościć naturalnych, prostych, ale pomysłowych instrumentów, pochodzących głównie z lat 1940-1970. Produkowano wtedy muzyczne zabawki grające naprawdę, według zasad fizyki - drgająca struna, pręcik, dzwonek, pudełko rezonansowe, itp. Obecnie oferta łatwo dostępnych instrumentów dla dzieci kończy się na chińskiej elektronice, w kiepski sposób naśladującej świat dźwiękowy. Jak bogate doświadczenie wyniosą z tego najmłodsze pokolenia? Dobrze, że pytasz o inne instrumenty, ponieważ gramy nie tylko na zabawkach, ale ogólnie - na małych instrumentach. Te „egzotyczne przedmioty" to m.in. indonezyjska kalimba, hiszpańska bandura, ukraińska banduria, austriackie okaryny, bretońska bombarda, ale i polski pionin, czy gliniany kogucik.
Ile obiektów liczy wasza kolekcja?
Dokładnie nie wiemy, ale około 150.
Najbardziej niepokorny instrument?
Po ostatnich zmaganiach chyba elektroniczny Musical Magical Thing. Mamy trzy egzemplarze, żaden nie ma prawidłowego stroju, każdy jest inny, a dodatkowo w czasie gry zmienia parametry dźwięku w sposób nieprzewidywalny i od nas niezależny.
Dlaczego małe instrumenty, a nie instrumenty w ogóle?
To rzekome ograniczenie wielkościowe (nikt nie mierzy instrumentów linijką!) to również postawa ideowa. Wybieramy brzmienia ciekawe, nowe, odmienne od pochodzących z tradycyjnych instrumentów. Uzyskane barwy staramy się łączyć w równie eksperymentalny sposób, budując zaskakujące nawet nas samych konstrukcje. Wierzę w to, że każdy dźwięk ma takie samo znaczenie. Stąd moja propozycja, by grać muzykę używając brzmień niedoskonałych, ułomnych, by poszukiwać wartości tam, gdzie zwykliśmy jej nie dostrzegać. Nie jest to nowa droga, a raczej kontynuacja tego, co wydarzyło się w XX wieku w temacie obalania dźwiękowego tabu. Wytworzył się cały nurt eksplorujący tego typu zjawiska w różnych dziedzinach muzycznych. Małe Instrumenty to pojemny projekt, zawiera jednocześnie awangardę i pop, łączy bezkompromisowe improwizacje z pięknymi songami.
Jak małe instrumenty wzbogacają muzykę? W czym są lepsze od tych tradycyjnych?
Nie są lepsze - są inne. Nie manifestujemy, że kontrabas czy fortepian jest zły! Każdy z nas gra również na tradycyjnych instrumentach. Te małe dają inną perspektywę muzykowania. Dodają całe gamy dźwięków, których nie sposób wydobyć inną drogą. Dodają też coś więcej - zabawę i energię, której często brak w znudzonych wirtuozerią profesjonalnych grupach muzycznych.
A czy zubażają? Przecież stwarzają problemy, wymykają się spod kontroli, fałszują.
Zdecydowanie nie zubażają, przy założeniu, że ostatecznie zrezygnujemy z polityki dobrego smaku, właściwej konserwatywnym postawom. Raz jeszcze zapytam, dlaczego jeden dźwięk ma być lepszy od drugiego? Problemy powodują, że stajemy się kreatywni, szukamy nowych rozwiązań, staramy się aktywnie rozwiązać zagadki dźwiękowe, jakie pojawiają się w muzykowaniu na małych instrumentach. Oczywiście, staramy się ujarzmić tę kapryśną materię. Praca ta nie byłaby tak emocjonująca, gdybyśmy z góry znali efekt końcowy.
Ciężko te instrumenty nastroić i okiełznać. Na ile poddajecie się ich woli, a na ile z nimi walczycie? Na ile przedmioty sugerują waszą muzykę?
Dokładamy starań, żeby nasze instrumenty grały jak najlepiej. Strojenie to stały element pracy z cytrami, ukulele, bandurą, ale czasem stroimy przedszkolne ksylofony, a nawet dostrajamy małe pianinko. Jeśli to mogłoby sugerować jakieś batalistyczne zmagania, to dodam od razu, że wiele rzeczy, których używamy, nigdy nie podda się żadnym ulepszeniom. Jednak instrument, jaki by nie był, to wciąż tylko narzędzie pracy, obsługuje je człowiek i od niego zależy w jaką stronę chce pójść.
Kiedy wiecie, że muzyka brzmi okej?
To zawsze dzieje się samo, rzucamy różne pomysły, sprawdzamy je. Kryterium to własny gust, który u każdego jest inny. A gdy sześć osób pracuje nad utworem - uwierz mi, nie jest łatwo! (śmiech)
Wirtuoz bączka i piszczącej kaczuszki. Ładnie tak nabijać się z egotycznego geniusza instrumentu i ze śmiertelnie poważnego perfekcjonisty - kompozytora i wykonawcy?
Chciałbym zawsze ten perfekcjonizm rozumieć pozytywnie. Pamiętaj, że i my mamy własne kompozycje i ambicje wykonawcze. Może to zaskakujące, ale wkładamy w to również sporo pracy. Jednak akademicko wyuczona postawa wirtuoza nie zawsze pozwala na zachowanie świeżości, energii i szczerości w grze. Staramy się znaleźć złoty środek między uroczą amatorką i błyszczącym perfekcjonizmem.
Kultywujecie ideę amatorskiego muzykowania. Nie staracie się usilnie sprostać ani akademickim, ani komercyjnym wymogom. Niekiedy zapraszacie do współpracy publiczność. Jak to wychodzi?
Każdy ma za sobą kilka lat edukacji muzycznej. Nie przeszkadza to jednak w graniu koncertów w luźnej formie, nie zaś w formie zaaranżowanego w całości komercyjnego widowiska. Kilka razy udało nam się zmobilizować publiczność do wspólnego grania - to zawsze przynosi interesujący efekt. Otwarci ludzie też są ciekawi swoich małych odkryć dźwiękowych. Jeśli chcą to sprawdzić na naszym koncercie - tym lepiej!
Co się wydarza na scenie? Czuć silną interakcję.
Chyba wszyscy dążymy do tego, by na scenie uzyskać luz, spokój i by oddać się muzycznej zabawie. Nie jest to proste. Często wymieniamy się instrumentami, gramy na wielu różnych. Dynamika, w jakiej czasem przychodzi nam wykonać utwór, wymaga dużej koncentracji, niekiedy powoduje błędy.
Chyba niewielu muzyków ma na tyle dystansu do własnej twórczości, żeby dąć w dziecięcy flet i wycinać solówki na dziecinnej gitarze ze stylonowymi strunami. Zazwyczaj boją się łatki naiwności, amatorki, zaklasyfikowania do kabaretu. Jak was sześciu się w takim razie zebrało, dogadało i zgrało?
Do tej pory się zastanawiam, jak to się dokonało. Przez około rok poszukiwałem osób do współpracy. Nie było to łatwe - muzykom tradycyjne formy pochłaniają sporo czasu i rzadko chcą go marnować na jakąś „zabawę". Z kolei tradycje „małoinstrumentowe" są raczej mało znane w Polsce. Te trudności rozwiązała pierwsza pełna retrospektywa filmów J.J.Antonisza w ramach Festiwalu Filmowego Era Nowe Horyzonty w 2007 roku. Od początku planowałem wciągnąć do repertuaru wybrane tematy muzyczne z filmów tego artysty. Pokaz stał się dobrą okazją, żeby zapoznać kolegów z jego twórczością. Zagraliśmy koncert jego muzyki przed projekcjami filmów. Nad znalezieniem wspólnego muzycznego języka wciąż pracujemy - to proces, który rzadko ma swój koniec.
Zdecydowanie nie zubażają, przy założeniu, że ostatecznie zrezygnujemy z polityki dobrego smaku, właściwej konserwatywnym postawom. Raz jeszcze zapytam, dlaczego jeden dźwięk ma być lepszy od drugiego? Problemy powodują, że stajemy się kreatywni, szukamy nowych rozwiązań, staramy się aktywnie rozwiązać zagadki dźwiękowe, jakie pojawiają się w muzykowaniu na małych instrumentach. Oczywiście, staramy się ujarzmić tę kapryśną materię. Praca ta nie byłaby tak emocjonująca, gdybyśmy z góry znali efekt końcowy.
Ciężko te instrumenty nastroić i okiełznać. Na ile poddajecie się ich woli, a na ile z nimi walczycie? Na ile przedmioty sugerują waszą muzykę?
Dokładamy starań, żeby nasze instrumenty grały jak najlepiej. Strojenie to stały element pracy z cytrami, ukulele, bandurą, ale czasem stroimy przedszkolne ksylofony, a nawet dostrajamy małe pianinko. Jeśli to mogłoby sugerować jakieś batalistyczne zmagania, to dodam od razu, że wiele rzeczy, których używamy, nigdy nie podda się żadnym ulepszeniom. Jednak instrument, jaki by nie był, to wciąż tylko narzędzie pracy, obsługuje je człowiek i od niego zależy w jaką stronę chce pójść.
Kiedy wiecie, że muzyka brzmi okej?
To zawsze dzieje się samo, rzucamy różne pomysły, sprawdzamy je. Kryterium to własny gust, który u każdego jest inny. A gdy sześć osób pracuje nad utworem - uwierz mi, nie jest łatwo! (śmiech)
Wirtuoz bączka i piszczącej kaczuszki. Ładnie tak nabijać się z egotycznego geniusza instrumentu i ze śmiertelnie poważnego perfekcjonisty - kompozytora i wykonawcy?
Chciałbym zawsze ten perfekcjonizm rozumieć pozytywnie. Pamiętaj, że i my mamy własne kompozycje i ambicje wykonawcze. Może to zaskakujące, ale wkładamy w to również sporo pracy. Jednak akademicko wyuczona postawa wirtuoza nie zawsze pozwala na zachowanie świeżości, energii i szczerości w grze. Staramy się znaleźć złoty środek między uroczą amatorką i błyszczącym perfekcjonizmem.
Kultywujecie ideę amatorskiego muzykowania. Nie staracie się usilnie sprostać ani akademickim, ani komercyjnym wymogom. Niekiedy zapraszacie do współpracy publiczność. Jak to wychodzi?
Każdy ma za sobą kilka lat edukacji muzycznej. Nie przeszkadza to jednak w graniu koncertów w luźnej formie, nie zaś w formie zaaranżowanego w całości komercyjnego widowiska. Kilka razy udało nam się zmobilizować publiczność do wspólnego grania - to zawsze przynosi interesujący efekt. Otwarci ludzie też są ciekawi swoich małych odkryć dźwiękowych. Jeśli chcą to sprawdzić na naszym koncercie - tym lepiej!
Co się wydarza na scenie? Czuć silną interakcję.
Chyba wszyscy dążymy do tego, by na scenie uzyskać luz, spokój i by oddać się muzycznej zabawie. Nie jest to proste. Często wymieniamy się instrumentami, gramy na wielu różnych. Dynamika, w jakiej czasem przychodzi nam wykonać utwór, wymaga dużej koncentracji, niekiedy powoduje błędy.
Chyba niewielu muzyków ma na tyle dystansu do własnej twórczości, żeby dąć w dziecięcy flet i wycinać solówki na dziecinnej gitarze ze stylonowymi strunami. Zazwyczaj boją się łatki naiwności, amatorki, zaklasyfikowania do kabaretu. Jak was sześciu się w takim razie zebrało, dogadało i zgrało?
Do tej pory się zastanawiam, jak to się dokonało. Przez około rok poszukiwałem osób do współpracy. Nie było to łatwe - muzykom tradycyjne formy pochłaniają sporo czasu i rzadko chcą go marnować na jakąś „zabawę". Z kolei tradycje „małoinstrumentowe" są raczej mało znane w Polsce. Te trudności rozwiązała pierwsza pełna retrospektywa filmów J.J.Antonisza w ramach Festiwalu Filmowego Era Nowe Horyzonty w 2007 roku. Od początku planowałem wciągnąć do repertuaru wybrane tematy muzyczne z filmów tego artysty. Pokaz stał się dobrą okazją, żeby zapoznać kolegów z jego twórczością. Zagraliśmy koncert jego muzyki przed projekcjami filmów. Nad znalezieniem wspólnego muzycznego języka wciąż pracujemy - to proces, który rzadko ma swój koniec.
Wasza muzyka ma w sobie radość i groteskę, ale bywa też poważna, niekiedy smutna.
Masz rację, nasze działania są eklektyczne. Z jednej strony żartujemy, puszczamy oczko, czynimy muzyczne dowcipy, popełniamy błędy i je akceptujemy. Z drugiej jednak staramy się grać jak najlepiej, poważnie traktujemy przygotowania i prace muzyczne. Małe Instrumenty to nie tylko koncert muzyki zabawnej i wesołej, ale też poszukiwania i eksperymenty w muzyce improwizowanej, muzyce mechanicznej, czy wykonanie miniatur kompozytorów muzyki współczesnej, np. Igora Strawińskiego. Prawdziwe emocje muzyczne to coś więcej niż dowcip i groteska.
„Jak to się dzieje? O co chodzi?", „Jak działa jamniczek?". Tytuły waszych utworów brzmią jak skrzyżowanie nazw programów Adama Słodowego i dosyć absurdalnych bajek dla dzieci. Wasza muzyka i instrumenty podobnie. Przy pomocy podręcznych rzeczy, błahostek, zabawek, śmieci tworzycie rzeczy nowe, ale trochę koślawe, dziwaczne. Jaka idea przyświeca temu majsterkowaniu i wynalazkom?
Wymienione tytuły to cytaty zaczerpnięte z filmów J.J.Antonisza, który był wielkim wynalazcą, innowatorem i konstruktorem. Jego filmy animowane powstawały przy użyciu maszyn własnego pomysłu i konstrukcji. To była bezpośrednia inspiracja dla naszego działania. Poza efektami muzycznymi, daje ona oczywistą unikalność, ma dla nas walor poznawczy i pozwala realizować ambicje.
Stąd ta miłość do Antonisza, jednego z najbardziej oryginalnych polskich twórców filmowych?
To dalece inspirująca postać. W latach głębokiego PRL mawiał przekornie: „Na Zachodzie żyć bym nie mógł. Tam wszystko jest, nie trzeba niczego konstruować, wszystko jest gotowe a problemem są tylko pieniądze." Teraz, kiedy mamy już w Polsce „Zachód" wspominam tę myśl naszego renesansowego twórcy z okresu PRL. Dochodzę do wniosku, że w zalewie jednorakich produktów masowych, medialnego kształtowania gustów i wyręczaniu myślenia przez łatwo dostępne technologie, tracimy na indywidualności i kreatywności, gubimy ambicje, a bez nich, nie wyobrażam sobie uczciwego artystycznego działania. Może to nie przypadek, że Antonisz dał początek zespołowej pracy.
Chyba daleko wam do idei postępu obecnej w nowych technologiach?
Tak! Współcześnie panuje standaryzacja, wszędzie słyszymy podobną muzykę, widzimy podobną architekturę, modę. Masowe gusta produkowane przez masowe media zdecydowanie nie są gruntem dla rozwoju Małych Instrumentów.
Spektaklem muzycznym „Elektrownia dźwięku" wygraliście tegoroczny konkurs OFF Przeglądu Piosenki Aktorskiej, gracie na żywo do filmów, występujecie na festiwalach filmowych, festiwalach animacji i teatru. Interpretujecie muzykę filmową.
Faktycznie, nasze związki z filmem są silne. Ale nie jest to jedyna forma aktywności zespołu, który przecież jest głównie grupą muzyczną. Wielość estetyk najbardziej zbiegła się w spektaklu „Elektrownia Dźwięku". Zaś w tym przygotowanym dla teatru tańca, „Komu piosenkę? - Poemat ruchowy na stawy i krtań", staramy się usłyszeć dźwięk mechaniki człowieka, pokazujemy, że źródłem dźwięku rozumianego jako muzyka, może być trzeszczący kręgosłup, przelewająca się w naszym wnętrzu woda, a w konsekwencji np. koncertowanie na dźwiękowych przedmiotach - małych instrumentach.
Masz rację, nasze działania są eklektyczne. Z jednej strony żartujemy, puszczamy oczko, czynimy muzyczne dowcipy, popełniamy błędy i je akceptujemy. Z drugiej jednak staramy się grać jak najlepiej, poważnie traktujemy przygotowania i prace muzyczne. Małe Instrumenty to nie tylko koncert muzyki zabawnej i wesołej, ale też poszukiwania i eksperymenty w muzyce improwizowanej, muzyce mechanicznej, czy wykonanie miniatur kompozytorów muzyki współczesnej, np. Igora Strawińskiego. Prawdziwe emocje muzyczne to coś więcej niż dowcip i groteska.
„Jak to się dzieje? O co chodzi?", „Jak działa jamniczek?". Tytuły waszych utworów brzmią jak skrzyżowanie nazw programów Adama Słodowego i dosyć absurdalnych bajek dla dzieci. Wasza muzyka i instrumenty podobnie. Przy pomocy podręcznych rzeczy, błahostek, zabawek, śmieci tworzycie rzeczy nowe, ale trochę koślawe, dziwaczne. Jaka idea przyświeca temu majsterkowaniu i wynalazkom?
Wymienione tytuły to cytaty zaczerpnięte z filmów J.J.Antonisza, który był wielkim wynalazcą, innowatorem i konstruktorem. Jego filmy animowane powstawały przy użyciu maszyn własnego pomysłu i konstrukcji. To była bezpośrednia inspiracja dla naszego działania. Poza efektami muzycznymi, daje ona oczywistą unikalność, ma dla nas walor poznawczy i pozwala realizować ambicje.
Stąd ta miłość do Antonisza, jednego z najbardziej oryginalnych polskich twórców filmowych?
To dalece inspirująca postać. W latach głębokiego PRL mawiał przekornie: „Na Zachodzie żyć bym nie mógł. Tam wszystko jest, nie trzeba niczego konstruować, wszystko jest gotowe a problemem są tylko pieniądze." Teraz, kiedy mamy już w Polsce „Zachód" wspominam tę myśl naszego renesansowego twórcy z okresu PRL. Dochodzę do wniosku, że w zalewie jednorakich produktów masowych, medialnego kształtowania gustów i wyręczaniu myślenia przez łatwo dostępne technologie, tracimy na indywidualności i kreatywności, gubimy ambicje, a bez nich, nie wyobrażam sobie uczciwego artystycznego działania. Może to nie przypadek, że Antonisz dał początek zespołowej pracy.
Chyba daleko wam do idei postępu obecnej w nowych technologiach?
Tak! Współcześnie panuje standaryzacja, wszędzie słyszymy podobną muzykę, widzimy podobną architekturę, modę. Masowe gusta produkowane przez masowe media zdecydowanie nie są gruntem dla rozwoju Małych Instrumentów.
Spektaklem muzycznym „Elektrownia dźwięku" wygraliście tegoroczny konkurs OFF Przeglądu Piosenki Aktorskiej, gracie na żywo do filmów, występujecie na festiwalach filmowych, festiwalach animacji i teatru. Interpretujecie muzykę filmową.
Faktycznie, nasze związki z filmem są silne. Ale nie jest to jedyna forma aktywności zespołu, który przecież jest głównie grupą muzyczną. Wielość estetyk najbardziej zbiegła się w spektaklu „Elektrownia Dźwięku". Zaś w tym przygotowanym dla teatru tańca, „Komu piosenkę? - Poemat ruchowy na stawy i krtań", staramy się usłyszeć dźwięk mechaniki człowieka, pokazujemy, że źródłem dźwięku rozumianego jako muzyka, może być trzeszczący kręgosłup, przelewająca się w naszym wnętrzu woda, a w konsekwencji np. koncertowanie na dźwiękowych przedmiotach - małych instrumentach.
Małe Instrumenty (Small Instruments) are a band exploring new sounds using a wide array of small instruments. The instruments used in their sonic experiments feature an ever expanding array of professional instruments, sound toys made for children or naïve in nature, strange musical inventions as well as a whole array of small items that aren’t really instruments but do make a sound. The music created in this way reveals unique colours of sound – sometimes beautiful and fine, sometimes surprising and insightful, sometimes exposing the incomplete nature of the sound created and allowing ears to feast on this restriction. All this means that the band is constantly faced with the need to look for new creative solutions.
The group was started by Pawel Romanczuk in 2006 who was joined by Marcin Ozog, Maciej Markowski, Tomasz Orszulak, Jedrzej Kuziela and Maciej Baczyk. In July 2007 the band made its debut at Era New Horizons Film Festival in Wroclaw/Poland and has since worked on many music projects under the name of Male Instrumenty. The group has collaborated with many prominent art organizations and artists in Poland and Europe.
J.J. Antonisz was one of the most interesting Polish avant-garde animation filmmakers. His non-camera animation technique and very original humor became the trademark of his art. He also composed very interesting and original music for the majority of his films.
The repertoire of this project consists of band's own arrangements of J.J. Antonisz film music. His characteristic way of merging marching band music and root Polish folk music created an interesting field for interpretation with small instruments.
The mood created this way resembles home made production, the passion of family music making, togetherness and also the creativity of relentless builder of mechanical devices who Antonisz also was. The performance is supplemented by experimental electronic music excursions which the director would also tap into in his movies.
The music can be presented along the sceenings of J.J. Antonisz animated films or can also constitute a complete concert, reminding that the director was not only a brilliant filmmaker but also an excellent musician.
The premiere of this material took place at Era New Horizons Festival 2007 in Wrocław. The music accompanied full retrospective of the film work of J.J. Antonisz. (maleinstrumenty.pl)
link in comments
The group was started by Pawel Romanczuk in 2006 who was joined by Marcin Ozog, Maciej Markowski, Tomasz Orszulak, Jedrzej Kuziela and Maciej Baczyk. In July 2007 the band made its debut at Era New Horizons Film Festival in Wroclaw/Poland and has since worked on many music projects under the name of Male Instrumenty. The group has collaborated with many prominent art organizations and artists in Poland and Europe.
J.J. Antonisz was one of the most interesting Polish avant-garde animation filmmakers. His non-camera animation technique and very original humor became the trademark of his art. He also composed very interesting and original music for the majority of his films.
The repertoire of this project consists of band's own arrangements of J.J. Antonisz film music. His characteristic way of merging marching band music and root Polish folk music created an interesting field for interpretation with small instruments.
The mood created this way resembles home made production, the passion of family music making, togetherness and also the creativity of relentless builder of mechanical devices who Antonisz also was. The performance is supplemented by experimental electronic music excursions which the director would also tap into in his movies.
The music can be presented along the sceenings of J.J. Antonisz animated films or can also constitute a complete concert, reminding that the director was not only a brilliant filmmaker but also an excellent musician.
The premiere of this material took place at Era New Horizons Festival 2007 in Wrocław. The music accompanied full retrospective of the film work of J.J. Antonisz. (maleinstrumenty.pl)
link in comments
Ankh - czy to Ty mój stary kolego ? Z tej strony Paweł Romańczuk Bolesławiec/Wrocław.
OdpowiedzUsuńOdezwij się na trytonos@poczta.onet.pl
dzięki pa !
Można zamieścić ten album ponownie?
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o mnie to nie mam już takiej możliwości. Polecam przeszukać chomiki.
OdpowiedzUsuń